Szukaj na tym blogu

wtorek, 20 listopada 2012

Polska zamachem stoi



Do dziś zamach był specjalnością narodowej prawicy. Macierewicz zamach swój pielęgnował, brzozę podlewał, ruskich agentów wynajdywał. PiSowski zamach to mit założycielski IV RP, zbudowanej na gruzach żydokomuny z użyciem resztek z Tupolewa. Zamach stał się koncepcją tak atrakcyjną, że ktoś prędzej czy później musiał zgapić i zerżnąć tenże pomysł od PiSu. Kwestią czasu był nowy zamach, kwestią czasu są kolejne zamachy.

I oto jest.

Trzy tygodnie po faktycznym pojmaniu, nim cokolwiek wybuchło, nim ktokolwiek oberwał pojmany został BRUNON K. (kropka przy K. nie jest jednak kropką Kafkowską). Brunon K. jak każdy uczciwy piroman, bawił się ogniem już od dawna. Swe zabawy nagrywał, w Internecie się produkował. Innymi słowy - całkiem uczciwy z niego, chrześcijański na dodatek, terrorysta. Czy był nacjonalistą, czy anarchistą, czy chciał wysadzić Macierewicza, czy Tuska... o to trwa spór. I trwał będzie może jeszcze latami.

Pewną trudność jednak w tym przypadku stanowi brak zamachu. Nie można jednak od zamachu wymagać zbyt wiele. Brak zamachu powoduje co prawda niejakie kłopoty przy badaniu samego zamachu. Najpewniej nie doczekamy się też ekshumacji ciał ofiar. Cztery albo czterysta ton trotylu czy innego specyfiku również pozostają raczej zagrożeniem widmowym. Ale czyż nie takie właśnie jest najlepsze?

Zdolności Brunona K. nie zostały docenione. Wiemy przecież, że zaginęło [kiedyś gdzieś tam] ileś walizkowych bomb atomowych. A gdyby Brunon K. wszedł w ich posiadanie? Gdyby sprowokował konflikt nuklearny? To realne i wcale nie pozorne zagrożenie powinno nieść pełne usprawiedliwienie dla wprowadzenia w Polsce nowego stanu wojennego. Pomyślmy poważnie. Lada dzień Putin może zechcieć odzyskać ciała ofiar katastrofy smoleńskiej (Tupolewa już ma), lada dzień broń atomowa może wpaść w ręce popleczników Brunona K. lub jego rozrywkowych studentów... To by dopiero się rozerwali!

Od razu uprzedzam pytanie. Czy wierzę w zamach? Tak wierzę! Wszyscy powinniśmy wierzyć w zamach. Na dobrą sprawę nie ma w chwili obecnej niczego pewniejszego w świecie niż to, że ktoś zechce go wysadzić. Wierzę w zamach smoleński, wierzę w zamach nieistniejący. Siły zła walczą z nami przy pomocy zamachu, jeśli polskość ma przetrwać musimy nie dać się zamachnąć. Od tego zależy przyszłość tego kraju.

Przeciwnikom polskości życzymy zamachu.

Gdzieś na marginesie plącze się tylko pytanie o ewentualny IV rozbiór polski. Byłbym ostrożny z posyłaniem informacji o kolejnych zamachach do mediów zagranicznych. Wiadomo nie od dziś, że nikt w świecie Polski ani kwaszenia ogórków nie rozumie. Być może, na nasze nieszczęście, doprosimy się powstania międzynarodowej komisji. Byłaby to jednak komisja inna niż mogłoby nam się zdawać. Niemiecka, Czeska i Australijska troska o zdrowie psychiczne Polaków mogłyby w efekcie doprowadzić do kolejnego rozbioru Polski.

I tak skończyłaby się nasza piękna epopeja zamachowa.



P.S Nie wyklucza to faktu, że jakiś wariat gromadził śrut i miał PLAN

Kapitalistyczna demokracja = Fabryka zła

Żeby móc prowadzić polemikę trzeba wpierw zrozumieć i przeanalizować to co zostało przez kogoś napisane.

To oczywiste, że w tej chwili w Polsce faszyzmu nie ma... Przywiązanie do tego pojęcia bierze się stąd, że niesie ono w sobie potężny ładunek emocjonalny. Słowa: prawica, konserwatywna prawica, reakcja, nacjonalizm już takiego ładunku ze sobą nie niosą -> a tego mamy u nas pod dostatkiem, to zostało oswojone. To o czym wcześniej pisałem to fakt, że rząd i establishment w treści nadbudowy politycznej jest w gruncie rzeczy tym samym co ONR i ruchy skrajności - które od dwóch dni budzą tak wielkie emocje.

Bardzo wzrusza mnie także obrona PRLu przez antyprlowskich socjalliberałów, z trudem przyznających, że w PRLu nie zagazowano milionów ludzi (Czy nie warto może było jeszcze rozważyć składania takiej deklaracji? Niejeden grant mógł przepaść). Szkoda tylko, że tak późno będziecie dochodzić do tego, że w rezultacie /postępującej/ katastrofy kapitalizmu coraz częściej będziecie stawać przed wyborem reakcyjna prawica/socjalizm.

Bezpieczny środek, w który wielu nadal wierzy nigdy nie istniał, był pozorem utrzymywanym przez łupieżcze siły kapitału.

W Polsce żadnej demokracji nie ma. Jest dyktatura kapitału /głównie zagranicznego/ i fasadowa demokracja parlamentarna. Bronić tej demokracji i bronić establishmentu na miejscu lewicy dążącej /jak rozumiem/ do zyskania kiedyś władzy nie radzę. Komorowski i Tusk mają swoich "rycerzy" i są to "rycerze" podobnie antylewicowi i antysocjalistyczni co ludzie Zawiszy. To oni , na czele z Wyborczą, zajęci byli przez lat dwadzieścia tym, żeby z lewicy i z socjalizmu nie ostał się kamień na kamieniu. Jedyna lewicowość osiągalna w III RP to wzruszanie się (i nic więcej) nad losem wykluczonych. Próba wytworzenia jednolitej, prawicowo-konserwatywno-reakcyjnej polityki historycznej powiodła się: dzięki CAŁKOWICIE LEGALNEJ działalności IPNu i dzięki likwidacji wszystkiego co realnie antysystemowe. A lewica musi być antysystemowa jeśli systemem jest kapitalizm.

Polski Establishment założył sobie, że stworzy jedną, uniwersalną politykę wiecznego konsensusu. Tym konsensusem miał być konsensus prawicy, ten 'właściwie patriotyczny' i przede wszystkim - antysocjalistyczny. Systemowi wydawało się, że wystarczy usunąć lewicę i stworzona zostanie płaszczyzna wiecznej władzy i wiecznej dominacji. To się jednak nie udało. Bolesne przebudzenie nastąpiło w momencie, w którym okazało się, że co prawda polityczne wentyle bezpieczeństwa na lewo zostały zatkane, ale te po prawej stronie stoją otworem. Okazało się po prostu, że język antysystemowej kontestacji to nie tylko 'czerwoni', ale też i 'czarni', którzy pragną wydostać się przez wyłom stworzony przy pomocy sprawy smoleńskiej... To prawdziwy szok dla Prezydenta i [ProNSZowskich] sił rządowych, świadomość że jednak można obejść ich z prawa, że wraz z neutralizacją lewicy nie wyczerpał się język buntu i że antysystemowość w złodziejskiej rzeczywistości i tak i tak wypłynie na wierzch... Na razie bardziej przypomina to farsę, ale w dalszej perspektywie może przerodzić się w tragedię, choć raczej nie w obecnie kompletnie niepodmiotowej historycznie Polsce.

Jak to zwykle często bywa prawica establishmentowa stworzyła też sobie nowego wroga, którego się nie spodziewała. Na razie ten wróg raczkuje i nie wiadomo, czy kiedykolwiek na dobre się rozwinie. Tym wrogiem jest tak samo konserwatywna i reakcyjna prawica... tyle tylko, że jest to siła antyrządowa i radykalniejsza w środkach, rozładowująca napięcie poniżonej części społeczeństwa. Co ciekawe, pojawienie się tego wroga jest też establishmentowej reakcji po części na rękę, przy Zawiszy i Młodzieży Wszechpolskiej każdy prezentować się będzie jak oświecony wolnościowiec, podczas gdy w realu klęczał będzie pod pomnikiem Dmowskiego, NSZu i wznosił będzie te same polityczne hasła - "Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!".

Zadaniem Lewicy nie jest pilnowanie mydlanej poprawności dyskursu neoliberalnej, kapitalistycznej demokracji. Tym zadaniem jest antysystemowa i antyprawicowa działalność polityczna. Łatwo jest dziś wskazywać na organizatorów marszu niepodległości jako na "tych złych". Jednak bez uchwycenia kontekstu, w którym (ta niewielka jak na razie) zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać nie będziemy wiedzieli niczego o tym, kto naprawdę rządzi polityczną sceną i gdzie znajdują się prawdziwe źródła "faszyzacji" sceny politycznej.

Żyjemy dziś w samym środku fabryki zła. Ci, którzy uwierzyli w ludzką twarz kapitalistycznej demokracji niech lepiej przyjrzą się twarzy Breivika. Nie ma czego bronić. Trzeba walczyć o nowe.

Plaga gorsza niż faszyzm

Oglądając prawicowe marsze w stolicy odnieśliśmy wrażenie pewnego niedosytu. Prawie nic nikomu się nie stało, narodowcy jakoś tak mało przypominają diabły, Prezydent Komorowski nie ustrzelił żadnej sarny ani nie popełnił ortograficznego byka… Nie było większych rozruchów, nie było większych zamieszek.

Mimo to wiele osób trąbi o zagrożeniu. Zagrożeniu rozruchami, zagrożeniu faszyzmem. Tego jednak w Polsce zwyczajnie nie ma[1]. To z czym mamy do czynienia w Polsce jest znacznie gorsze, jest to powszechny, prawicowy konserwatyzm. Plaga, która zadomowiła się u nas na dobre.

Ten prawicowy konserwatyzm to prawdziwe dobro wspólne. To dlatego czczona jest ‘święta II RP’ i za wzór patriotyzmu uznawane są Narodowe Siły Zbrojne. Prawicowy konserwatyzm likwiduje i znosi każdą formę alternatywnego systemowo myślenia. Zagrożeniem dla wolności i niepodległości są dzisiaj nie ci, którzy wychodzą na ulicę – tych jest bowiem mniejszość i są to ludzie przez system uciskani, manifestujący w ten sposób swoje niezadowolenie – lecz ci, którzy siedzą w domach i dla których wyłączna świadomość to świadomość konserwatywnie narodowa i konserwatywnie neoliberalna. To ich siłami jest utrzymywany obecny porządek.

Lewica w Polsce (w odróżnieniu od prawicy) nie jest w stanie skonstruować masowo osiągalnej tożsamości. Te problemy z tworzeniem ‘własnego ja’ biorą się z akceptacji prawicowej polityki historycznej. Potencjalnie taką tożsamością mogłaby być tożsamość klasowa, językiem klasowym nikt się jednak w Polsce nie posługuje, a szef Solidarności swoją działalność rozpoczyna od zdejmowania Lenina z bram stoczni. Lewica pod naporem neoliberalnego kosmopolityzmu zrezygnowała też z lewicowego patriotyzmu i tak pozostała bez większego buntu, służąc za dodatek do prawicowej ekstremy i grupę od happeningu.

Tak jak pisałem, faszyzmu w Polsce nie ma, jest jedynie marginalny ruch nacjonalistyczny, który przeraża część establishmentu tym, że w ogóle kogokolwiek jest w stanie wyciągnąć z domu, sprzed telewizora i oderwać od hipnotyzujących reklam/seriali. I w tym miejscu lewica poniosła klęskę, nie potrafiąc zgromadzić większej ilości zwolenników przy okazji swoich przedsięwzięć i obchodów własnych świąt, które nie posiadają żadnej ukierunkowanej energii, stając się albo festynami starości, albo marszami wyłącznie mniejszości.

Nacjonalizm to wyraz tłamszenia Polaków przez kapitał. Nacjonalizm jest także kapitalistycznym oszustwem, które wartości narodowe przebiera w łaszki ultrakapitalistycznego programu gospodarczego. Narodowcy to dobro hodowane przez neoliberalne centrum i establishment, to jednocześnie zło wyolbrzymiane, niepoważne, i zło odświętne. Istnienie groźnej ekstremy uprawomocnia praktycznie wszelkie ‘porządkujące’ działania rządu, dlatego też liberalne media za wszelką cenę starają się straszyć ekstremami, podając rzadkie przykłady pobicia jako czołówkowe newsy.

Walec historii, który po Polsce się przejechał jest walcem prawicy poprawnie politycznej. Spór na linii Rząd, PiS, ONR… to spór w obrębie jednej rodziny, która łatwo dochodzi do porozumienia w kluczowych kwestiach takich jak: gospodarka, II RP, ocena PRLu, stosunek do Piłsudskiego, Dmowskiego i inne…

Czemu jednak jedna prawica wydaje się być ‘normalna’ a druga - z trudem zauważalna - określana jest mianem faszystowskiej? Czemu partie, które głosują za upamiętnieniem NSZ, posyłają wojska na kolonialne wojny i awantury i faktycznie sprawują totalitarną władzę przy pomocy dyktatury kapitału nie są nazywane faszystowskimi? Bo robią to pod krawatem, a nie w ciemnej bluzie i z kamieniem w łapie?

To właśnie jest prawicowy konserwatyzm, ten niedostrzegalny, ‘zwyczajny faszyzm’ naszej ery, którego pewność siebie i pociągająca dla wielu majętność zakrywa prawdziwą naturę zjawiska i rzeczywistą naturę politycznej rzeczy.

I jak to często bywa - jest jeszcze gorzej niż się to z pozoru wydaje.


[1] Faszyzm to określenie odnoszące się do ruchu, który zawiera w sobie - kluczowe - elementy narodowego socjalizmu. Takich elementów nawet najbardziej radykalne grupki polskiej prawicy praktycznie nie posiadają. Faszyzm jako kult państwa, kult umundurowanej partii i władzy totalnej jest w Polsce kompletnie nieobecny. Mamy tylko tych, którzy przedawkowali zalecaną dawkę IPNu i tych, którzy przesadzili z kultem żołnierzy wyklętych, chcąc manifestować swoją miłość do nich nawet nawet wtedy, gdy pora raczej na jesiennego grilla...