Szukaj na tym blogu

wtorek, 1 marca 2011

Parę słów o Libii

Ambasador USA przemawia o losie Libii niczym Pani Życia i Śmierci. To zadziwiające jak szybko zachodni świat zwęszył szansę w zrobieniu z Libii drugiego Iraku. Ropa jest furtką do pięknych słów, monologów o demokracji i powstania nowej zachodniej mitomanii. Niestety, za drugim, trzecim podejściem a zwłaszcza po wydarzeniach w Iraku, mało kto nabiera się już na stare zagrywki USA. W tej chwili cudownym przypadkiem rząd USA przypomniał sobie o zamachu na samolot PanAm w Szkocji - fabrykowanie dowodów i wyrok śmierci z kapelusza to początek możliwości USA w manipulacji opinią publiczną na świecie. W tym momencie na bok można już odłożyć bajki o lewicowości czy zmianie jaką miałaby wprowadzić obecność Obamy w białym domu. Cóż, jeśli jest jakaś zmiana, to na pewno nie dotyczy Guantanamo - za to 'pseudosocjalizm' prezydenta USA nie tylko nie zapewnia mu dużego wzrostu poparcia wykluczonych w Ameryce bo dotąd niewiele w kwestiach społecznych uległo zmianie, ale przede wszystkim konsoliduje zamożniejszych i środowiska konserwatywno prawicowe w sprzeciwie i prowadzi do faszyzacji sceny politycznej - Obama jest w swojej pułapce, do której trafił gdyż nikomu nie zechciał się ostatecznie narazić. Ani korporacjom i sektorowi finansowemu, który wydoił go z okazji kryzysu ani biznesowi i przemysłowi medycznemu mającemu w łapach służbę zdrowia i inne sektory w, których teoretycznie socjalista miałby wiele do zrobienia i wiele do działania z pomocą drastycznych - jak na realia USA - środków.

Rewolucja na bliskim wschodzie niestety nie zainspirowała USA do interwencji na korzyść rewolucji w Egipcie czy Tunezji. Głupio byłoby bowiem walczyć z własnymi reżimami, gdzie gospodarka i sytuacja jest 'under control'. Co innego Libia, z perspektywy USA jest to koszmarnie niewygodny kraj. Nie dlatego, że Kaddafi jest 'dyktatorem' lecz z uwagi na charakter i poziom życia w Libii, znacząco odmienny od krajów sąsiadujących. Libia jest krajem najlepiej prosperującym w swoim regionie. Wskaźniki jak PKP per capita przemawiają na korzyść Libii i to znacznie w porównaniu z Egiptem czy Tunezją, Libia jest prawdziwą żyłą złota i to nie z uwagi na ograniczone wykorzystanie turystycznych walorów czy strategiczną pozycję dla kontroli regionu. Libia to kraj o największych potwierdzonych rezerwach ropy w Afryce i pod tym samym względem plasuje się na dziewiątym miejscu na świecie. To kąsek o wiele bardziej atrakcyjny niż Irak. Również będąca w dużej mierze ludową dystrybucja dóbr w Libii i jej lepsza sytuacja w porównaniu do sąsiadujących krajów jeżeli zostałaby rozbita, a koncepcja suwerenności ośmieszona - wówczas działałoby to na korzyść propagowanego przez USA modelu imperialnego poddaństwa i wyzysku. Bądźmy pewni, że w Libii zaraz cudownie zacznie ukrywać się Osama Ben Laden, rozmnoży się Al Kaida, Kaddafi zostanie potwierdzony jako główny prowodyr zamachu lotniczego, wyjdzie na jaw, że nie 15, lecz 50 000 ofiar jego rządów zza grobu domaga się egzekwowanej przez marines sprawiedliwości - i język ten przejmą także lewicowe ugrupowania dla, których zupełnie nieistotna jest sytuacja gospodarcza jak na możliwości danego kraju dla, których wolność dla obcego kapitału stanowi istotę 'demokracji' i dla, których każdy kraj niebędący USA lub kapitalistycznym el dorado jest uprawomocniony do bycia zrównanym z ziemią z uwagi na terroryzm.

USA uda się z łatwością wciągnąć zachód w takie rozumowanie, machina propagandowa już się ruszyła, tak jak płyną w stronę Libii statki wojskowe. Ludzie wierzący, w bajeczkę iż lotniskowce płyną do wybrzeży Libii szerzyć Ateńską koncepcję demokracji mam nadzieję, już nie istnieją - dodatkowo taki konflikt byłby jednak doskonałą okazją do rozładowania napięcia i nacjonalizmu oraz rasizmu kulturowego jaki wdziera się podskórnie do pierwszego świata. Przez ostatnie lata, po tym jak pomnik Saddama w Bagdadzie był obalany w asyście opłaconych przez wojsko USA wiwatujących gapiów, i po tym jak sam Saddam zawisnął a Irak został kolonią nieszczęścia i tym samym przestał być użytecznym narzędziem do funkcjonowania propagandowego nowa oś zła z pewnością przydałaby się Obamie. Neoliberalizm i neokolonializm przeżywał będzie ostateczną próbę. Czy ta droga zagości na dłużej w krajobrazie świata, czy zafunkcjonuje pomimo kryzysu gospodarczego i czy za ochłapy z nowej wojny klasa pracująca zachodu przystanie na narzucane światu imperialne środki działania pokażą najbliższe tygodnie. Być może wojna z Kadafim przypieczętuje tą szkołę postępowania a może okaże się porażką - zwłaszcza, że zdestabilizowany Bliski Wschód i kraje, gdzie palono flagi USA i Izraela, mogą okazać się bardziej solidarne z Libią niż z nieprzekonującymi do sympatii lotniskowcami USA. W tym starciu ciężko odszukać racjonalne, wyważone stanowiska. W żadnym miejscu dyskusja nie odbywa się z pułapu troski o dobrobyt, niepodległość i samostanowienie Libii i jej społeczeństwa.

W zeszłorocznych Oscarach zobaczyć można było odbicie nowej fali, i zamieszania na scenie filmowej - Avatar, i Hurt Locker, a także mniej oscarowe "Człowiek, który gapił się na kozy" dawały nadzieję na zmianę polityki Stanów Zjednoczonych. Jeśli uznamy to za miarodajne kryterium rozwoju sytuacji - a Hollywood jest najbardziej dochodową fabryką USA - ciężko zachować optymizm a perspektywa wojny staje się bliższa. Co pocieszające, nasila się zróżnicowanie między USA a Europą, tak jak nagrody dla "Autora Widmo" były powszechne w Europie, tak USA wykreśliło ten film tajniackim w charakterze zabiegiem, i być może teraz czas na to by Europa zaznaczyła silniej swój sprzeciw wobec kreślenia takiej właśnie wizji świata zogniskowanego wokół Imperium, inaczej może nie być na to kolejnej szansy a pozostanie tylko rozwiązanie siłowe, którego efekt może - zwracając uwagę na rozwój krajów trzeciego świata w tym chociażby Indii i wzrastającą świadomość klasową - nie być dla Europy i USA zbyt optymistyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz