Szukaj na tym blogu

sobota, 18 grudnia 2010

My i Zadłużeni na śmierć

"Imponujące" - takim mianem określił Międzynarodowy Fundusz Walutowy cięcia jakich dokonuje Rząd w Grecji. Przy okazji obiecuje dalszą 'pomoc' dla państwa w postaci kolejnych, ciepło brzmiących "pakietów pomocowych". Warto prześledzić genezę greckiego zadłużenia. Pochodzi ono nie od - jak to się usiłuje nam wmówić - nadmiernych usług socjalnych ale z tzw 'kreatywnej księgowości' i zadłużenia oraz oszustw podatkowych [tych, którzy posiadają rzeczywisty kapitał], dzieła dopełniły mordercze pakiety pomocowe dla banków, które podczas kryzysu nagle odezwały się po pomoc do państw, które okazały się być uległymi i wytresowanymi instrumentami w zakresie panowania polityki MFW i Banku Światowego oraz neoliberalnej doktryny. Sami zastanówmy się, do czego wykorzystane zostaną pieniądze z "pakietów pomocowych", jasnym jest że polityka rządowa ma na celu cięcia w sferze pracowniczej. To listonosz poniesie konsekwencje wtopy banków w kryzysie hipotecznym, i to na stałe, natomiast MFW nagrodzi za to rząd rzucając mu kosteczkę w postaci środków, które na krótki okres wspomogą państwo tylko na chwilę przed tym jak wpadnie ono w stagnację trwałej biedy kosztem nietykalnych interesów Bankowości i "Wolnego Rynku", w którym państwo to kolejny i to najstraszliwszy instrument panowania. Tym różni się naiwny i odchodzący do lamusa klasyczny w teorii liberalizm powstały przed neoliberalizmem, że dzieli państwo od sektora prywatnego, podczas gdy kapitaliści wynieśli jedną cenną lekcję którą wprowadzili następnie w życie: zróbmy z państwa bank, ale taki z ruchomym prawem i legionem policyjnym na wezwanie.

"Dom jest na wyciągnięcie ręki" - uśmiechała się do mnie ostatnio podczas jazdy autobusem wesoła rodzinka z plakatu jednego z banków obecnych w Polsce. No tak, biorę kredyt, mam dom. Jakiż to postęp w odniesieniu do PRL-u. Takie cudowne wydarzenie, tak plastyczna rzeczywistość, aż chce się żyć i mieć tego psa, koniecznie Goldena jak na reklamie a potem zasiąść do barszczu z torebki. A jaka jest rzeczywistość? Nikogo nie stać na mieszkanie. Nikogo poza wąskim kręgiem najbogatszych nie stać na jednorazowy zakup domu i przejście w posiadanie własnościowe nieruchomości. To jeden z najciekawszych zabiegów obecnego kapitalizmu, jak utkać sieć iluzji w której każdego stać na miejsce zamieszkania mimo, że nikt nie ma pieniędzy? Okazało się to bowiem konieczne, inaczej nieco ciężko byłoby zmienić nawyki socjalnej dystrybucji mieszkań. Wielu ekonomistom z poczucia taktu nie przyszło do głowy by wmawiać ludziom fikcyjną własność a teraz to się udaje! A przynajmniej udawało... do czasu kryzysu.

Ratować tą dziurę w makro perspektywie usiłowały działania militaryzmu USA i drenaż środków z państw podporządkowanych oraz trzeciego świata. To jednak udaje się z coraz mniejszym powodzeniem. Cała propaganda kulturalnego wyłączania z obiegu przy najlepszym korycie w państwach najbogatszych stworzyła język nienawiści, strachu czy pseudo-odrębności na poziomie od koloru skóry i wyznanie po kulturę rozumianą jako 'naturalne' niezbywalne prawo genetyczne i jeszcze inne fikcyjne kategorie lokujące tych którzy mają gorzej jako tych którzy gorzej mieć powinni. Prawa które mają być uniwersalne w społeczeństwie w tym strach przed jednostkowym cierpieniem kończy się na strachu przed cierpieniem będącym definiowaniem jako cierpienie człowieka jako jednostki. Jednostka to jak się okazuje pole o bardzo wąskim zakresie i łatwo poddawane nieustannej moderacji na wiele sposobów. Tu dochodzę do ostatnich obserwacji polskich zajść w sprawie czczenia zdarzeń z grudnia i ofiar wśród robotników.

Jest tu robiony potrójnie skuteczny zabieg. Z jednej strony, powstaje pożądana dla będącej nadal w mniejszości grupie ludzi, uważających stan wojenny za niesłuszny martyrologia i rodowód władzy w cierpieniu, nic bowiem nie uwzniośla nas teraz i nie legitymizuje nas tak dobrze jak to, że nim działo nam się dobrze byliśmy prześladowani. Po drugie mamy skierowanie całego kursu w stronę organizowania się wokół nienawiści do treści lewicowych a po trzecie wpuszczenie tych lewicowców czy nie daj bóg socjalistów którzy jeszcze stawiają opór w obieg zwolenników ruchu Solidarności jako realnie robotniczo - rewolucyjnego ruchu - co w dalszej perspektywie ma zmusić nas do powiedzenia sobie - Tak! To o to towalczyliśmy, jest super! - a jasnym jest przecież, że sam w sobie ruch i zryw bez szerokiej perspektywy i wizji możliwych zmian jest jak pociąg jadący po torach prowadzących w nieznane. W tym wypadku, pociąg został skierowany przez bocznicę wprost na uśmiech białych kołnierzyków na czele z Balcerowiczem prosto z najgorszych koszmarów o liberalnych Think-Tankach. W ostatnio publikowanym, wspomnianym już przeze mnie sondażu większość popiera słuszność wprowadzenia Stanu Wojennego, większość ta nie ma - co znamienne - reprezentacji w main streamie. SLD niezdarnie broni samego Generała Jaruzelskiego, a nikt nie jest w stanie odważyć się by powiedzieć prostych i oczywistych zdań: Polska była podzielona, na włosku wisiała wojna domowa a stan wojenny zabezpieczył bezkrwawy niemalże marsz do tego na co już wszyscy wówczas udzielili zgody i co było nieuchronne by brać udział w szerszej perspektywie rynku pracy i wejść w obszar będącego już wówczas zwycięzcą zachodniego modelu konkurencyjności. Lepiej jednak brzmi opowieść o zjednoczonym narodzie, naród, Polska, My, Polacy, ten język obrazuje nam jak daleko zawłaszczono sobie barwy narodowe, które są przecież uniwersalne a obecnie służą do maskowania oczywistych podziałów. Specyfika Polski w tym wymiarze wydaje się być czymś wręcz niespotykanym, ale uświadamia nam też jak bardzo niewiele znaczy ten kraj i, że nie jest podmiotem czyichkolwiek zewnętrznych starań o wpływ na zmiany paradygmatu. Trzeba poczekać.

czwartek, 9 grudnia 2010

Cyber Wojna. Rzeczywisty Pakt.

Przewodniczący Partii Zielonych, Cem Özdemir, powiedział w telewizji że publikując tajne dokumenty dyplomatyczne Wikileaks "przekroczyła linię która nie przysporzy niczego dobrego demokracji jako całości". W podobnym tonie wypowiadają się wszyscy politycy frakcji uwikłanych w establishment systemowy dziesiątek państw na całym świecie. Zadziwiające jest że Julien Assange został pojmany na zasadzie zarzutów będących w charakterze pomówieniami, zaskakuje też precyzja i determinacja szerokich sił z całego świata. Od korporacji finansowych jak Visa czy Mastercard które wzięły udział w utrudnianiu operacji finansowych Assange'a i Wikileaks po przywódców dyplomacji państw, komentatorów medialnych i innych. Nie ominęło to Polski, gdzie trudno w dyskusji publicznej było dostrzec jakiekolwiek informacje na temat wycieków czy odwetu ze strony internautów w postaci sabotowania stron takich jak postfinance. Nieliczne komentarze okraszone były mało subtelnymi tezami by natychmiast ukrócić działalność tego człowieka. Sytuacja zmienia się na dniach i tak samo my dzięki globalizacji możemy obserwować prześmieszne w ocenie osoby trzeciej obrazki, kiedy to moraliści z Europy, Stanów i Polski wygłaszają przemowy o braku wolności słowa w Chinach i biorą się za przyznawanie nagrody Nobla, a kilka dni później ścigają dziennikarzy na podstawie niesłusznego oskarżenia rozkręcając cały aparat terroru po wzywanie do zamknięcia Assange'a w Guantanamo włącznie.

Cenzura tych informacji w państwach peryferyjnych jak Polska ominęła jednak państwa centrum, w Stanach dyskusja, wtórnie okraszona komentarzami żywo się rozkręciła. A co zawierają informacje? Sporo, od informacji o przeciekach i wpływie USA na zmiany w rządzie Australijskim, plany ataku na Rosję przez Nato [w sprawie których Rosja już żąda wyjaśnień], informacje o pełnej wiedzy rządu USA o zbrodniach podczas wojny na Sri Lance w 2009 roku popełnionych przez Mahinda Rajapakse które to USA następnie tuszowała po liczne noty dyplomatyczne i wiele innych danych które dopiero będą odczytywane i na pewno przysporzą wiele trudności polityce Imperialnej USA i sojuszników, a bomba ma dopiero nadejść: na początek 2011 roku Assange zapowiedział ujawnienie informacji kompromitujących działalność "jednego z największych banków USA".

Jesteśmy świadkami charakterystycznej dla trudnych sytuacji demaskacji wspólnych interesów szerokiego spektrum ośrodków. Szwajcaria, gdzie aresztowano Romana Polańskiego, Szwecja, która ściga Assange'a - pozornie oazy wolności i neutralności, państwa z których to pierwsze nie wahało się udzielać pożyczek Nazistom czy kryć fortuny za klauzulą poufności po dziś dzień. Szybko jednak Post Finance bez mrugnięcia okiem blokuje konto Assange'a przy wsparciu amerykańskiego PayPala. Odpowiedzią był cybernetyczne ataki internautów anonimowo uczestniczących w obciążaniu i w efekcie wywoływaniu awarii na stronie w.w. Mamy bowiem wierzyć, że dalej uczestniczymy w wielkiej walce z Innym, tym Innym którym ma być terrorysta, który bez wiedzy od Assange'a miałby zdaniem rządu USA ten niezręczny dylemat, który cel zaatakować. Oczywiście fikcyjność tych zarzutów obnaża proste wnioski do jakich dochodzimy: spójność aparatu globalnego - neoliberalnego terroru, gdzie ludzie z Goldman Sachs są pomostem dla wszystkich począwszy od fikcyjnie demokratycznych rządów po korporacje i służby specjalne, oraz fałsz na jakim opiera się z założenia cała polityka Imperialistyczna USA, której zasłona w mało subtelny sposób opadła dzięki Assange'owi, który musi teraz tłumaczyć się dlaczego po stosunku bez zabezpieczenia nie oddzwonił do dwóch kobiet, pomimo tego, że obiecał [za pl.indymedia.org]. Od Tomasza Nałęcza po Niemieckich Zielonych i pseudo lewicę i tradycyjnie konserwatystów i liberałów main streamowych, wszyscy oni starają się nam wmówić, że Guantanamo leży w naszym interesie.

Wszyscy uczestnicy cyberataku zdają sobie sprawę ze słabości swoich działań, choć blokowanie stron potentatów jak Visa należy uznać za spektakularny sukces tego co nazwać można internetową demokracją, w tym wypadku reprezentowaną przez anarchizujący internetowy underground, ten spoza świecącego fałszem Facebooka [skądinąd też blokującego strony i profile Assange'a]. Kolejny krok? Wyjście na ulice wydawałoby się czymś najbardziej naturalnym, tu jednak pojawiają się liczne problemy, myli się ten kto sądzi, że zawahano by się ze strony Establishmentu na użycie radykalnych środków, ciężko też przerzucić internetowy protest szerokich, podzielonych mas na działanie w rzeczywistym wymiarze. Nie ma też jak na razie struktur na których oprzeć można by takie działania. To wszystko należy więc do materii przyszłości, to co nie zostanie jednak już cofnięte pomimo całego Bushowskiego seksapilu wylewającego się z ust Sary Palin w słowach oskarżeń to kurtyna która na ostatnich dniach odsłoniła prawdziwe podziały na globalnej scenie interesów, walka o wolność w Korei Północnej chyba jednak powinna być poprzedzona wyjaśnieniem kilku spraw, od kilku dni z okazji rocznicy zastrzelenia Alexisa Grigpriopolulosa przez Grecki establishment w 2008 roku Grecy dają dobry do naśladowania przykład walki i świadomego zrywu społecznego.

niedziela, 21 listopada 2010

Europo, jak zubożejesz?

Nic się nie zmienia

Tekst jest podjęciem dialogu z tekstem Slavoja Žižka pt. "Permanentny stan wyjątkowy". Punktem wyjścia będzie dla mnie silniejsze umiejscowienie Europy na tle historycznych zmian jakie dokonały się podczas ostatnich dekad. Należy nam zauważyć przede wszystkim niezmienną pozycję kapitału i sektora bankowego jako pozostających w tej samej sferze kapitalistycznej pazerności od samego początku formowania się systemu kapitalistycznego. Oczywiście jako opozycja, defekt tej teorii można by wskazać zjawisko rosnącej w krótszych i dłuższych okresach czasu roli Europejskiego państwa opiekuńczego. Rozszerzmy więc perspektywę i dokonajmy analizy przepływu kapitału czy pozyskiwania wartości dodatkowej przez pierwszoświatową elitę finansową, dostrzeżemy wówczas, że proces obecnych tarć czy walk przypada na chwilę upadku starych, sprawdzonych metod drenażu środków bez konsekwencji z państw trzeciego świata. Innymi słowy rynek pracy ulega deregionalizacji i w ten sam sposób przebiega proces utraty uprzywilejowanych realiów jakie od wielu lat panowały w Europie kosztem pozyskiwania dla lokalnego sektora finansowego środków na terytorium bezbronnych rynków wyzysku ekonomicznego. Podziały ulegają zatarciu, klasowo rzecz ujmując kapitał chce przeformułować Europę nie w uprzywilejowaną [w realiach globalizacji z niewyjaśnionych powodów] wyspę lecz prowincję z tak samo wysokimi stratami na koszt niezmiennych żądań globalnej finansjery.

Nasz zysk za was nie umrze

Wszelkie możliwe aparaty kontroli rynkowej, publicznej czy skorumpowanej tymi poprzednimi państwowej są już zaprzęgnięte w politykę coraz to bardziej błyszczących opakowań skrywających kiełbasę w coraz to większym stopniu będącą jedynie wydmuszką na zalewających nas wypełniaczach począwszy od kwestii tak prostych jak pożywienie, po kampanie obywatelskie z kategorii "Idź na wybory" jakimi wpycha się społeczeństwa w poczucie współwiny za odnoszone porażki systemu na rzecz kolejnych kompromisów z kapitałem. Hipotetycznie może istnieć nawet ciało dokonujące skomplikowanego strukturalnego planowania jak z całą złożonością dość rozwiniętych i świadomych społeczeństw Europejskich poradzić sobie i jak za pomocą licznych środków znieczulających nie doprowadzić w tym właśnie miejscu do jakichkolwiek przemian wykluczających z uczestnictwa siły od dawna tu zadomowione i stąd operujące środkami władzy nad resztą kapitalistycznego globu. Albowiem to tu jest najniebezpieczniej, jabłuszko gnijące od środka ku zdumieniu wielu na peryferiach może mieć najsilniejsze oparcie dla dawnej metodyki funkcjonowania. To bowiem system przeformułował się w zespół fundamentalistycznych odruchów na wszelkie zagrożenie dochodowości. Najistotniejszą walką podczas kryzysu gospodarczego była odnowiona wiecznie antagonistyczna relacja sektora prywatnego i państwowego, możemy sobie wręcz wyobrazić jak sektor prywatny wymusił pomoc finansową od gospodarki państwowej tylko i wyłącznie na właśnie niespełniającą się obietnicę wzajemnej pomocy w ramach narodowości. To oczywiście założenie nie zahaczające o stopień skorumpowania idei państwa opiekuńczego gdzie niczym w porewolucyjnej Rosji reakcja była w stanie wkraczać i przejmować stery na najwyższych szczeblach władzy. Wielka dekonspiracja zdrady państwa opiekuńczego jest niczym próba zagazowania Kodeksu Napoleona i powinna budzić opór we wszystkich, opór z jego nowoczesną nomenklaturą i w najprymitywniejszych przejawach, w przemocy.

Wieczne echa kolonializmu

Epoka kolonialna jeśli nawet dobiegła końca w swojej klasycznej formie, okrętu z misjonarzami i uzbrojonymi Europejczykami przybijającego do odległych wysp i krain zataczała coraz to bardziej wyrafinowane koła wokół form eksploatacji orientalnych rynków z zachowaniem symbolicznych odniesień jakościowego i pożądanego dla reszty życia zarezerwowanego dla mieszkańców Zachodu. Tendencja kolonialna dobiega jednak końca, nie przez wejście w posiadanie kolejnych państw broni nuklearnej która nie starcza na konfrontację z 'niewidzialną ręką wolnego rynku' lecz przez bogacenie się i nieuchronne kształtowanie się świadomości klasowej w państwach do tej pory marginalizowanych, w państwach jak Chiny gdzie bogacenie się potwornie licznych rzeszy ludzkich musi ciągnąć za sobą spiralę swoistego wywłaszczenia ze środków innych stref, a ostatnią zdolną do poświęceń grupą jest globalny kapitał, który jest już prędzej gotów [i właśnie to czyni] poświęcić nieco większe do tej pory rzucane ochłapy państwom Zachodnim. Tendencja kolonialna dopiero teraz ulega przemianie i przewartościowaniu, dopiero teraz się odwraca i dopiero teraz zacznie nadchodzić kontrreakcja ubezwłasnowolnionych przez wieki społeczeństw które poznały już charakter kapitalistycznych praw rywalizacji i gdzieniegdzie jak w wypadku Chin przerastają powoli swojego niegdysiejszego 'mistrza'. Tymczasem Zachód sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie orientalizujące go względem przyszłej roli na mapie świata, czym Zachód w istocie jest? Zbiorem praw etycznych i kulturowych które znikają w obrębie rywalizacji kapitalistycznej ulegając transgresji w rasizm kulturowy w rzeczywistości obnażany jako czysto antagonistyczne w charakterystyce dialektycznie zwalczające się narodowo nakreślone klasy pracujące konkretnych państw? A może raczej Prometeuszem, skonstruowanym na cierpieniu najdłużej znajdujących się w obrębie serca kapitalistycznych tarć, który winien jest teraz dać przykład jak poświęcić to co do przekroczenia wydaje się niemożliwe, jak pozbyć się jarzma i przekształcić się w społeczeństwo obywatelskie, egalitaryzujące w kontekście wyjścia poza te "nieprzekraczalne" dla neoliberalnych ideologów staroświeckiego na dzisiejsze realia już kapitalizmu.

Wszystko się zmienia

Europa jest bowiem tą zmienną w której należy pokładać największe nadzieje. Francja pokazała jaka może być reakcja na obciążanie kosztami kryzysu klas zupełnie nieuczestniczących przecież w samym procesie jego tworzenia. Organizacja na poziomie Europejskim jest bowiem na tą chwilę najistotniejsza, kreacja urzędowych form faktycznej walki z reżimem Międzynarodowego Funduszu Walutowego i całościowego systemu - tego będącego obszarem psychologicznego wyparcia utrzymywanego od dziesięcioleci w wyniku jakiejś fetyszystycznej ugody z kapitałem, który odgryza rękę jaką w tej liberalno - konserwatywnej konstrukcji obywatelskiego pojmowania miała utrzymywać to wszystko w stabilności względem tarć, walk i wojen toczących się 'najwyżej' w Wietnamie. Europa będzie ubożeć, musi ubożeć - pozostaje nam zadać pytanie, jak zubożeje? Czy kosztem będącego tematem tabuizacji i ontologicznej orientalizacji jako 'boskiego' zła koniecznego metafizycznie nieosiągalnego kapitału czy kosztem zrzucenia tych obciążeń na formy zachowania swoich realiów ekonomicznej ochrony i wspólnego wysiłku w realizacji Europejskiego projektu socjalistycznego. To wydawać się może walką nieistniejącą, jakiej uzurpuję prawo do egzystencji w tym tylko wywodzie. Czym jeśli nie tym jest jednak ostatnio tocząca się dyskusja nad re-definicją charakteru planów pomocowych Unii Europejskiej? Jest to wynikiem pójścia w stronę dalszego kompromisu z kapitałem, gdzie pracownik Niemiecki wychodzi z założenie że jeśli nie na skalę Europejską to być może chociaż narodową kapitał ulituje się i zostawi mu jego uprzywilejowaną pozycję. To jednak rozwiązanie krótkotrwałe, izolacjonistyczne i nigdy nie będące w stanie zaspokoić żądań wiecznie nienajedzonego smoka jakim są stale rosnące oczekiwania efektywizacji czerpania pieniędzy, tej osławionej idei 'innowacyjności', która ma nam brukować drogę w stronę coraz to większej podaży środków dla środowisk klasowo nigdy nam nie dostępnych. System zaprzęga nas w coraz większe sprzeczności, gdzie coraz więcej wysiłku kosztować ma nas ta sama praca za malejące wynagrodzenia kosztem wartości odprowadzanej do kasy umiędzynarodowiającego się mitycznie otwartego środowiska interesów banków i multimilionerów. Ich praca, a nawet symboliczna dążność powinna spotkać się z materialistycznym zaprzeczeniem i racjonalizacją potrzeb, oddolnie wyrażanych przez organizujące się rzesze tych, którzy mają być niewolnikami tej całej kapitalistycznej zależności, dla której nadchodzi najodpowiedniejszy okres na śmierć zadaną z którejkolwiek ze stron, czy to Europy dla której socjalizowanie charakteru swojej ekonomii w wymiarze Unii Europejskiej stanowi konieczność czy to ze strony w rzeczywistości także uciekającej spod jednoznacznego panowania MFW i Banku Światowego trzecioświatowej, nieobliczalnej powstającej w coraz to bardziej charakterystycznej klasowej identyfikacji w coraz to szerszych środowiskach pracowniczych. Presja pod jaką znajduje się globalny neoliberalizm dotyczy zatem i tych tracących swoją pozycję jak i tych noszących miano aspirantów, w każdej komórce społecznej powstanie ten konserwatywno - rewolucyjny podział i on nakreśli nam bliską przyszłość. Rewolucja, to zmiana a zmiana jest tylko kilka kroków od nas.

sobota, 13 listopada 2010

Co się nie wydarzyło 11 Listopada

Niełatwo dokonać jednoznacznej analizy dość ruchliwych komentarzy i zgiełku jaki wywołał 11 Listopada i święto odzyskania niepodległości Polski. Nie chcę się tu rozwodzić specjalnie nad oceną historycznych wydarzeń i postaci (co jednak samo nastąpi w sytuacji ogólnego podziału stronnictw jakiego dokonam), zwrócę jednak uwagę na kilka tendencji i nurtów w jakie starano się kanalizować różne grupy i ich spory na tle pewnych procesów występujących w masowym dyskursie publicznym.

Po pierwsze zastanówmy się na chwilę nad językiem sporu jaki powstał i jaki zadomowił się w szerszej świadomości. W toku potocznego rozumowania mieliśmy dwie strony, Faszystów oraz bliżej niezidentyfikowanych demokratów? Nie, raczej lewaków i anarchistów lub bliżej niesprecyzowanych grup kontrmanifestujących [takie opisy dominowały w prasie i mediach]. Należy w tym miejscu zastanowić się nad rzeczywistym nazewnictwem. Jako uczestnik lokalnego marszu i obserwator innych pragnę zauważyć, że nie ma w rzeczywistości żadnego przedstawicielstwa na arenie Polskiej sceny politycznej ideologii faszystowskiej. Chyba że jako nadużycie w stosunku do wodzowskich trików z których korzysta Jarosław Kaczyński. Nie ma bowiem ani ideologii dyktatury ani nawet silnie ulokowanej struktury takiego ruchu, ciężko bowiem nazwać Faszystowskimi nawet LPR czy grupy Młodzieży Wszechpolskiej. Jakkolwiek niektóre grupy kusi by fotografować się z gestem Hitlerowskiego pozdrowienia, tak nie ma w Polsce haseł wykraczających poza rasistowskie, ksenofobiczne czy szowinistyczne które na rozdrożach mieszają się z reguły z językiem narodowym jak i w równej mierze liberalnym gospodarczo co wyrażane jest chociażby przez tezy Korwina-Mikke nt. kobiet.

Trudno w tym momencie nie pokusić się o analizę motywacji zarówno ruchu 'faszystowskiego', który od tej chwili trafniej nazywał będę narodowym i któremu poświęcę jeszcze chwilkę jak i ruchu liberalizmu obyczajowego [gdyż taki się przeciwstawia temu pierwszemu. Brakuje w dyskursie publicznym ideologii politycznych - można stwierdzić, że słabe i skolonizowane państwo Polskie nie jest już w stanie samoistnie kreować stronnictw politycznych, tworząc zamiast tego grupę postpolitycznych partii w których jak ognia unika się niewątpliwie kłopotliwych decyzji gospodarczych. Niezadowolenie jakie powstaje w wyniku degradacji zarobkowej co najmniej 10 procentowej części społeczeństwa jeśli weźmiemy samych tylko bezrobotnych prawem fizyki znajdować musi swoje ujście w języku jakim operuje ruch narodowy, w języku lęku, strachu i agresji co nie przeszkadza mu jednak się organizować gdyż regułą jest większa pewność siebie w liczniejszej grupie współtowarzyszy w niedoli. Tak też należy pojmować w zdecydowanej większości hordy zwolenników ruchu narodowego, bliżej niezorganizowanej formacji, potencjalnie najbliższej PIS w obecnej sytuacji gdy Lewica unika języka irytacji stanem gospodarki i wspólnego wysiłku w ramach wyrównywania narastających przepaści płacowych. Osoby które pragną być w stadzie nie powinny być rozpatrywane w kategorii winy bądź jej braku, są to po prostu grupy ratujące się ucieczką od alienacji środowiskowo - organizacyjnej w jaką wpycha ich krwiożercza liberalna forma neoliberalnej gospodarki kapitalistycznej.

Z drugiej strony mamy ruchy lewicowe, chociaż to określenie przylgnęło niebezpiecznie do ruchów promujących swobodę i liberalizm obyczajowy. Realne podziały powstają na bazie ekonomii i dlatego bezpieczniej nazywać kontrmanifestantów po prostu liberałami obyczajowymi przemieszanymi ze środowiskami lewicy mylnie odczytujących zagrożenie za faszyzm. Dodać tu należy, że kryzysy i bieda tworzy ucieczkę w narrację narodową, jednakowoż rzeczywista lewica nie odcina się od tej narracji nazywając jej uczestników faszystami. Odczytywani być powinni jako jedne z nielicznie obecnie zdolnych do wyrażania sprzeciwu w formie jakiejkolwiek organicznej organizacji grupy. Powoli zbliżamy się do puenty, gdzie batalia toczy się o zaledwie bardzo wąską dyskusję na poziomie swobód obyczajowych lub stosunku do narodowości [Narodowości która w rzeczywistości wśród szerokich stronnictw nie otwiera pola dyskusji pod pytanie jaka ona w istocie jest, rytualizacja życia publicznego sięgnęła stopnia że można znaleźć przedstawiciela każdej dosłownie grupy która składała wieńce pod pomnikami Piłsudzkiego, stąd płytka zgoda na etos narodowy, nie sięgająca jednak naruszania zależności ekonomicznych i dyktatu podziałów płacowych].

Gospodarka stała się tematem Tabu. Może nie brzmiałoby to tak złowieszczo gdyby ten proces odbywał się świadomie, gdyby w gazetach pojawiały się przebitki o sytuacji i sieci skomplikowanych powiązań w jakich jest Polska i z jakich wyjść nie może stąd zostajemy z jednym tylko możliwym programem ekonomicznym dla kraju. Lecz nie, polityka w wymiarze programowym przestaje istnieć, wyparta zostaje jako coś transcendentnego do zależności gospodarczych. Perspektywa zmian systemowych jest mgliście reprezentowana w postaci haseł "budujmy przedszkola", ale dyskusji o podziale środków nie uświadczysz w żadnym niemalże spektrum publicznym. To bardzo bezpieczna perspektywa z punktu widzenia abstrakcyjnego władcy, który nie musi konfrontować swoich czynów z istniejącymi programami a pozostaje mu jedynie dobre rozplanowanie propagandy nieistotnej w skuteczności gamy jego działań. Tu dochodzimy do narzędziowości systemowej jaką operuje aparat rządzący, jest on bowiem w stanie wykorzystać programy ruchów liberalizacji obyczajowej do konfrontacji z niezadowoleniem społecznym odbijającym się w formacie ruchów narodowców by eliminować potencjalne niezadowolenie środowiskowe. Zauważmy jaka narracja dominowała w mediach, OBIE grupy które starły się opisywane były jak gdyby poza narracją prawdziwego świata, czy widzieliśmy tłumy pro-demokratów ścierających się z narodowcami? Nie, a przecież czysto teoretycznie zwolennicy PO czapkami z okien mogliby nakryć wszystkich uczestników marszu, do tego celu wykorzystano jednak grupy, którym chyba nawet nie przyszedłby do głowy tak niecny podstęp. Reasumując, system usiłuje zetrzeć ze sobą ostatnie ideowe ruchy wynikające z różnorakich form niezadowolenia, zostając przy tym w poziomie ponad, poziomie meta, gdzie gdy już dorzynać skończą się grupy "lewackie" i "faszystowskie" zniknie też ta zapleśniała Polityka jako forma jakiejkolwiek dyskusji planowania zostawiając w negliżu czystą koniunkturalną batalię o wpływy. Obiecałem unikać wątków historycznych, na zakończenie pozwolę sobie jednak na wtrącenie, że jeśli nie owocne to z pewnością burzliwe czasy odzyskiwania niepodległości i późniejsze obfitowały równocześnie w silne prądy zarówno faszyzujące jak i socjalistyczne, i kiedy te pierwsze poniosły klęskę a drugie przemieniły się w pewnych formach w PRL, który zakończył epokę żywotności ostatniego z tych dwóch nurtów pozostała trzecia siła, której obraz napawał lękiem, czysta dehumanizująca postać liberalnej rywalizacji o pieniądz.

piątek, 5 listopada 2010

Zmowa Milczenia

W świecie gdzie jedyną formą wyrażania się w polityce są słabo widoczne na plakatach hasła, z reguły skomponowane z całkowicie odsączonych z realnej treści komponentów, gdzie na kilka tygodni przed wyborami ulice miast stają się galerią wyborczych plakatów i podbarwianych graficznie facjat - w jedynej chwili kiedy te nierzeczywiste postacie przypominające resztkowo jeszcze ludzi rzeczywiście wychodzą do nas, z pomocą środków masowego przekazu - największym grzechem jest posiadanie jakiegokolwiek programu gospodarczego. Wszystko odbywa się bezboleśnie. Tematem tabu jest sfera ekonomi, w której wszyscy, podświadomie pogodzeni i nienaturalnie wyobcowani od tej tematyki łączą się w zgodzie, w sojuszu nie posiadania żadnego szerszego a już na pewno nie konkretniejszego, ukierunkowanego na interesy jakiejkolwiek grupy, klasy programu gospodarczego. To rządy elit, wyższych warstw, pacyfikujących swym panowaniem z pomocą zewnętrznych pływów jakiekolwiek formy oddolnej organizacji, która nie oszukujmy się - bez ukonstytuowania się w postaci jakiegokolwiek ruchu nie ma szans nawet sloganowo zaistnieć. Co ponure i doskonale uświadamiające nam grozę sytuacji to sytuacja rzeczywiście walczących grup o konkretne prawa, które czeka marginalizacja i zdjęcie z czasu antenowego z uwagi na słabą oglądalność. Tak, dotarliśmy już do miejsca gdzie Mediokracja czy też może tytułowa "Wideokracja" [film opowiadający o formie sprawowanych rządów Berlusconiego we Włoszech] zastępuje już nawet nie jakąś naddeterminację niewielkich obszarów życia społecznego, ona nim jest, stała się nim całkowicie.

Delegaci uprzywilejowanych grup zatoczyli i zadomowili się w kluczowych kręgach wszystkich liczących się grup politycznych. Społeczeństwo próbowało od tego uciec. Znana nam dobrze powszechna niechęć do samego słowa "polityka" przez pewien czas na dystans indywidualnego podmiotu blokowała 'współżycie' z tematyką dyskusji resztkowo programowej, "politycy" jednak uczą się na błędach. "Nie róbmy polityki, budujmy szkoły", tak metafizycznie brzmiące hasła wyciągają do nas rękę z billboardów Platformy Obywatelskiej, gdzie Donald Tusk z obliczem za pomocą którego z powodzeniem mógłby sprzedawać nie jeden krem przeciwko starzeniu zapewnia obserwatora, że świat spoczywa w najwłaściwszych i bynajmniej nie "upolitycznionych" rękach. Wszędzie gnieździ się chociaż powierzchowna prawdziwość analityczna. I tak, rzeczywiście ciężko - zwłaszcza na oddolnych - strukturach tych sił zlokalizować jest jakąkolwiek dyskusję czy niezgodę w szczątkowo istniejącym jeszcze programie. W szerszej perspektywie wydaje się to być jednak bardzo wprawna narzędziowość, która zaowocować może przyśpieszeniem globalizacji w szerszych ramach, ciężko jednakowoż jest mi wyobrazić sobie jakiekolwiek konstruowanie czy raczej rekonstrukcję niewielkich obszarów świadomości społecznej po tak skutecznie się odbywającej unifikacji form aparatu kontroli społeczeństwa.

Jak formułować sprzeciw, krytyczny 'approach' w stosunku do czegoś obowiązującego z tytułu wyżej - ponad powszechnej - realizującej się opłacalności w obszarach szerszych kręgów ludzkich. Czy formuły tęsknoty za ludowością na skrzydle lewicy są jeszcze obiecujące na przyszłość czy są tylko albo niezidentyfikowaną tęsknotą za masowym w formach, reakcyjnym ruchem Solidarności albo nowocześnie umiejscawiającym się w zgodzie z w pozostałościach autonomicznym prądem poparcia środowisk PIS i konserwatywnych - o czym świadczy nostalgia za naiwnie pojmowanym autentyzmem przeżywania katastrofy pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Lewica, młoda także zdaje sobie powoli sprawę z braku obecnie wykrystalizowanego nośnika swoich idei, rodzi się podział na strukturalnie idących w ramiona liberalnych i posiadających w ręku argument pieniądza środowisk, zagarniających co inteligentniejsze osobniki do siebie oraz na targanych przez niepokój z tego tytułu idących w stronę jakiejkolwiek miejscowo wyrażanej złości na koniunkturę makrospołeczną. Ten trzeci typ lewicowca, który szukać pocieszenia może już tylko w obserwowaniu zwycięstw Socjalistów na obszarze Ameryki Łacińskiej musi poszukać sobie dobrze płatnej fuchy.

niedziela, 31 października 2010

Autobus Absurdu

Jechałem ostatnio jednym z autobusów komunikacji miejskiej. Gromada zbitych w ciasnocie ludzi, charakterystycznie przede wszystkim starszych, rozsypujących się osób i biednej młodzieży, oklejone reklamą bądź zaparowane szyby przez które widać z trudem tylko własne odbicie. Brudne stopnie i dziesiątki butów. W pierwszym rzędzie siedzący, opierający się starszy człowiek laską dodatkowo o podłoże ze wzrokiem skierowanym w przód, na świecący się w półmroku niczym latarnia morska ekran. Ekran który jako najnowocześniejsza forma reklamy zasypuje nas ostatnimi czasy pośród 'zwykłymi' reklamami także intensywnymi spotami wyborczymi skąd każdy z kandydatów zasępia się tym swoim upiornym wzrokiem podbitym jakimś komicznie miałkim hasłem. I wtedy, w tym nieprzyjemnie trzęsącym podczas jazdy pojeździe, w zbitym tłoku i w scenerii apokaliptycznej pojawia się ta jedna reklama. "Stres? Depresja? Problemy w związku?" - reklamuje się gabinet psychoanalityka. I tak, rzeczywiście, jedyne co można by zrobić, to zajechać całym autobusem pod gabinet i ustawić wszystkich ze sobą na pierwszym miejscu w kolejce do psychologa. Niestety, reklama dotyczyła gabinetów...prywatnych. 'Rozdawacze' ulotek, młodzi ludzie dorabiający jako słupy oklejone reklamami, plakaty zachęcające do pracy w McDonald's na uczelni, ta jedna wielka cisza, ten powszechny smutek na twarzy przeciętnych ludzi, których mija się bez słowa a przecież z ich oblicza szkaluje powszechną bezradność irytacja, pogrążona już w pełnej rezygnacji, pogodzeniu się z własnym losem jak u zwierzęcia idącego na rzeź. Ta masa krytyczna, gdyby ją zebrać tak jednak jest już ubezwłasnowolniona, tak dalece spacyfikowana wszelkimi środkami przekazu, że wszyscy zdają się być fanatykami jednej jedynej religii, kościoła zniszczenia, ale już bez odwołań do metafizyki, kościoła powszechnego, ale w zarządzie mającego większość biskupów poza granicami kraju, monopol, ubezwłasnowolnienie mitem i lokalnie opłacana kadra służalczych popleczników. Tak wita kraj centralnej Europy, skolonizowany do roli niewielkiego przecinka na tle gasnącej socjalnie Europy.

sobota, 23 października 2010

Sieć Prześladowań

Dość sprawnie szmuglowany jest cichcem na nasz rynek film Jerzego Skolimowskiego "Essential Killing". Wydawać się może, że gdyby nie laury Festiwalu Weneckiego to dzieło w ogóle nie miało by szans zaistnieć w i tak wąskim zakresie kolportażu w kinach na terenie Polski. Film tak jak i sam główny bohater odbywa się bez słów, oto niezidentyfikowany bliżej mężczyzna, który wysadza w powietrze trójkę Amerykańskich kolonizatorów przemierzających Afganistan niczym świeżą gubernię trafia napiętnowany tym uczynkiem do realiów "Europy Środkowej" która jednak bardzo konkretnie okazuje się być Polską i jednoznacznie kojarzy się z będącymi od dłuższego czasu jawnie sformułowanymi w postaci zarzutów odbytych w przeszłości lotów CIA na terenie Polski.

Film Jerzego Skolimowskiego skłaniać powinien widza do głębszej refleksji aniżeli jedynie obserwacji pięknych widoków i uczestnictwa w enigmatyczności i symbolice głównego i najbardziej rzucającego się w oczy planu obrazu jakim są przeżycia uciekiniera na tle tak bardzo [pozornie] niecodziennych i kontrastujących z przebitkami z orientalnej ojczyzny bohatera zimowych pejzaży Polski. Tytułowe "Essential" przynosi na myśl samą postać bohatera, ubezwłasnowolnionego biegiem wydarzeń i sprowadzonego przez ponurą rzeczywistość do pierwotnych instynktów, walki o byt czy nawet rzucającej się przez okres całego filmu małomówności samej postaci - gdzie należy zaznaczyć symbolicznym wydaje się być jedyne osiągnięte porozumienie Uciekiniera z postacią graną przez Emmanuelle Seigner będącą przecież głuchoniemą. Postać Muhameda zmuszona jest do kolejnych ustępstw od swoich własnych zasad moralnych, następuje całkowite rozgraniczenie wymiaru symbolicznej wrażliwości jaką u bohatera uosabia pojawiająca się w przebłyskach postać kobiety schowanej za burką od pragmatycznej i z konieczności wyrażanej w przemocy walki o przeżycie w warunkach wojny totalnej. Jakkolwiek oczywisty jest wątek zezwierzęcenia i wyraźnie odrysowujący się podczas filmu coś innego jednak przykuwa uwagę z równą siłą.

Przez cały film widz odnosić może wrażenie pozbawienia obrazu realizmu. Mroźna Polska, zmrożone lasy iglaste i jelenie, noc spędzona w sianie na paszę dla zwierząt, nieśmiałe i eksperymentatorskie próby konsumpcji nieznanych owoców... to wszystko burzy postrzeganie "egzotycznych wojen" jako czegoś odległego. Gdy krajowa Policja stuka do domu w którym skrywa się Mohamed w poszukiwaniu "groźnego przestępcy"nasuwa się refleksja nad integralnością funkcjonowania całego imperialistycznego systemu, działającego jako sieć pierwotnych powiązań, w których nieświadome uczestnictwo krajan jakkolwiek naturalne mogłyby się wydawać ich motywy wpisuje się w nieludzkie dudnienie i huk śmigieł wojskowych helikopterów okraszonych cynicznymi komentarzami rozbawionych, rozmawiających strzelców, w konwencji strzelania do kaczek na grach video.

W kontekście ostatnio wyciekających materiałów z portalu WikiLeaks na temat wojen prowadzonych przez USA przychodzi do głowy reakcja jaką wywołuje ona u rządu Ameryki i Polski - przede wszystkim oburzenie z samego faktu wycieku, nie zawartości wspomnianych dokumentów. To co obserwujemy w main streamie politycznym jest tak samo zgodne w wypadku blokujących szerszą krytykę Polskiego udziału w wojnach i w ogóle ich charakteru jak w wypadku blokady szerszej dyskusji na temat filmu Skolimowskiego czy podobnie "Autora Widmo" Romana Polańskiego również niedawno. Kamerą Polskich reżyserów produkujących filmy za granicą realizuje się jedyne występujące szerzej w kulturze krytyczne w analizie spojrzenie na udział Polski w polityce USA, które jest pomijane przez kontrolujące przestrzeń publiczną opozycyjne siły z niskiego pułapu zafałszowania interpretacji miast krytyki następującej po etapie realnej syntezy znaczenia dzieł.

Autentyczne na tle tego wszystkiego są codzienne sprawy Polaków, które przykryte są jednak tym niepisanym piastującym nad wszystkim reżimem sojuszu przeciwko Bushowsko umiejscawianej "osi zła". Poruszający się po zaśnieżonych lasach bohater trafia za linię wroga, gdzie okazują się funkcjonować bądź co bądź podobne prawa i tak samo jedynym pewnym punktem okazuje się być ogólnoludzka solidarność i współczucie. Drwale, kobieta z dzieckiem, rybak - oni wszyscy są niemymi świadkami rozpaczliwej walki o życia, którą Mohamed kończy na metaforycznie zakrwawionym białym koniu, którego postać pozwala nam myśleć o bohaterze jako o ofierze wojny ale także o kimś dosiadającym tego rumaka symbolizującego kryjące się za przemocą zwycięstwo.

czwartek, 9 września 2010

Przesunięcie

Powszechnie zauważyć można, szczególnie na bazie kontrastu pokoleniowego przesunięcie symbolizmu i środków uczestnictwa w kulturze. Dawniej za punkty zaczepienia uznawano literaturę, pewne utrwalone też za pomocą teatru i klasycznych dzieł wzory artystyczne. To wszystko zmienia się wraz z powstaniem nowych źródeł komunikacji jak chociażby komputery. W tym momencie zanika udział społeczeństw w korzystaniu z literatury. Jej wzorce i fragmenty przejmują nowsze zdobycze technologiczne. Nie jest to jednak proces przebiegający w sposób jednolity, ani nawet nie jest to proces w pełni świadomy w przenoszonych i zachowywanych wzorcach.

Pewne tematy, wzory, opowieści i źródła są całkowicie jeśli nie pomijane to traktowane zdawkowo i zupełnie chwilami tracą motyw pochodzenia. Można oczywiście w tym miejscu powiedzieć, że jest to spowodowane po prostu archaizacją czyli po prostu odchodzeniem w nieużytek kolejnych form komunikacji i zapisu, historia człowieka jest jednak stosunkowo krótka i niewiele do tej pory - raczej - obserwować można było znaczących ubytków wiedzy. Chyba że posłużymy się średniowieczem, wiekami ciemnymi, którymi zajmę się jeszcze w kolejnym akapicie biorąc je za przykład.

Średniowiecze, które Europę pozbawiło, być może po części tylko krótkotrwale, dostępu do osiągnięć starożytnych osiągnięć kultury Greckiej i innych było w rzeczywistości celowo tej dziedziny kultury wyzbyte. Nie jednak indywidualnie, lecz proces jaki w nim nastąpił - reorganizacji stosunków własności i porządku ekonomicznego wymagał tegoż regresu intelektualnego i co za tym idzie cywilizacyjnego poniekąd również.

Wypieranie różnorakich treści z literatury i ogólnie pojętego kanonu jest polem przygotowywanym pod zmianę ustroju lub przynajmniej skali systemiki ekonomicznej. W tym miejscu sięgnę do kultury popularnej, czymże ona jest? Wedle tej interpretacji właśnie zbiorem koncentrowania ustalonych, konkretnych wzorców kulturowych, który zastąpić ma zbiór kanonu kulturalnego obowiązującego do tej pory. Jak się więc okazuje zmiana technologiczna, jest przesunięciem kanonu kulturowego a ten związany jest bezpośrednio z konkretnie występującą, ewoluującą ideologią. Czasem proces ten okazuje się być bolesny, zwłaszcza jeżeli przeniesiemy go na mapę polityczną i zastosujemy poza teoretyczną ewolucją systemową do konkretnych przypadków jak ustalanie granicy i mieszanie się wzajemne kultur -podczas którego ginąć muszą też znaczące ilości treści, poświęcane na ołtarzu wspólnego egzystowania.

niedziela, 25 lipca 2010

Odpady Ewolucji

Czy rzeczywiście przekształcenia społeczne mogą wywołać regres i wzbudzić nawrót nastrojów konserwatywno - faszystowskich w krajach Europy? Nie, jeśli weźmiemy pod uwagę dwuznaczny wpływ neoliberalizmu jaki odcisnął swoje piętno na historii ostatniego dwudziestolecia. Uelastycznienie rynku pracy, rozszerzenie obrotu kapitału na skalę globalną czy urynkowienie niemalże całej planety pod ekspansję globalnych korporacji zmieniły perspektywy ewolucji systemowej także jeśli weźmiemy pod uwagę nastroje społeczeństw rozwiniętych. Rozwój ekonomiczny, jakkolwiek dziwnie to słowo brzmi używane w takim kontekście, w zasadzie sparaliżował jakiekolwiek autentyczne ruchy narodowo - konserwatywne, czyniąc z nich jedynie pozornie rzeczywisty a de facto jedynie chodliwy fasadowy wizerunek, za którym kryć jest się w stanie wszelka treść ekonomiczna - > najczęściej ta liberalna. Ciężko w tym momencie wskazać na Europejską scenę polityczną gdzie nie byłoby to bezpośrednio zauważalne. Wszędzie nastąpiło przesunięcie treści popularnie nazywanymi jako PR w stronę narodowego poczucia masowego uczestnictwa w zrywach o polepszenie sytuacji ekonomicznej. Natomiast rzeczywisty odwrót który dostrzegalny jest dopiero po analizie reform a nie oficjalnych stanowisk świadczy o zupełnym zwrocie w stronę liberalizacji warunków wymiany ekonomicznej. O czym to świadczy? Ano o tym, że jakkolwiek lokalne struktury planowałyby chociaż zwrot w stronę polityki protekcjonistycznej o charakterze narodowym to globalny kapitał w zdecydowanej większości przypadków paraliżuje takie posunięcia w zasadzie zupełnie dezintegrując pojęcie nacjonalizacji jakiejkolwiek prywatnej własności ze słownika narzędzi ekonomicznych. Nieliczne przykłady jak chociażby posunięcia Hugo Chaveza w Wenezueli od razu nasuwają na myśl ohydną i masową oczerniającą propagandę, która suto opłacana jest właśnie z konieczności wyeliminowania ze świadomości publicznej takich możliwości.

Należy tu wskazać na skutki działań globalnego neoliberalizmu. Który sparaliżował możliwości miejscowego odwrotu od rozprzestrzenionych przez siebie zasad ekspansji gospodarki rynkowej. Wobec bądź co bądź nadal potencjalnego lokalnego a nawet postępowo masowego bogacenia się lokalnych w skali globalnej grup prawie niemożliwością wydaje się być zerwanie z polityką publicznej perswazji a kluczem do bezpośredniego odczytania tej sytuacji jest tutaj zupełne zerwanie z kategorią państw narodowych, gdzie ich rozpatrywanie z trudem zacząć można od jednostek pokroju Unii Europejskiej a gdzie co prawda gracze jak Chiny i Indie nadal mogą być kategoryzowane jako pojedyncze w miarę struktury to nie cechy poszczególnych jednostek ale charakter ewolucyjny globalnych przemian ekonomicznych także w strukturze świadomości jest decydujący i o wyjątkowo stabilizującym jak dotąd działaniu.

Spacyfikowanie takich sił jak związki zawodowe czy nawet szerzej, pacyfikacja tożsamości o charakterze narodowym ale również religijnym leży u podstaw koniecznych przemian w toku których wszyscy obywatele planety Ziemia [jakkolwiek sztucznie może jeszcze to brzmieć [ale już niedługo] wejdą na szeroki rynek pracy o najszerszej skali zarobkowo - rozwarstwiającej. I choć rozwarstwienie może być postępujące (choć jego skala powinna mimo wszystko maleć) to wywołanie przez nie jakiekolwiek konfliktogenne sytuacje będą z założenia ulegały eksterminacji z racji rozłożenia się różnic ekonomicznych w wymiarze globalnym na niejednorodne podziałami. Rzesze wyzbytych ideologii 'ludzi' będą gotowe na kolejne kroki postępu.

czwartek, 17 czerwca 2010

Czynnik Zmian Społecznych

Gdzie upatrywać czynnika zmian społecznych w krajach Europejskich jak Polska? Dlaczego chociażby wyniki nadchodzących wyborów prezydenckich nie przyniosą żadnych rzeczywistych zmian? Odpowiedzi należy szukać u wielu źródeł począwszy od globalnej sytuacji ekonomicznej po regionalizację problematyki społecznej a skończywszy na uwarunkowanych trendów masowej świadomości obywatelskiej krajów jak Polska.

Polska w kluczowym momencie przemian gospodarczych ostatnich lat a więc najpierw - na początku XXI wieku pozornego tryumfu polityki maskowania rosnących niebezpieczeństw gospodarczych które w dalszej perspektywie nakręciły spiralę baniek spekulacyjnych - a te były zarzewiem kryzysu gospodarczego - została odsunięta w zasadzie od jakiejkolwiek suwerenności ekonomicznej tracąc zupełnie na znaczeniu - skąd wzięła się pozorność wskaźników gospodarczych kraju. Kraj którego przepływ kapitałowy został zdominowany spekulacją na walucie rzeczywiście mógł się poszczycić pozostawaniem 'zieloną wyspą' z map rządu Donalda Tuska - który przemilczał rzecz jasna pogarszające się wskaźniki stopy życiowej, rosnącej biedy i ubóstwa czy rosnącego rozwarstwienia. W pewnym sensie stało się to momentem utraty łączności w problematyce szalejącego kryzysu gospodarczego z resztą Europy. Skutecznie zdominowany przez suto opłacane ośrodki medialne - bogacącej się świetnie radzącej sobie warstwie sprzężonej z zagranicznym kapitałem i strefą odnoszącą korzyści na liberalizacji praw pracowniczych w Polsce - teatr wydarzeń i przestrzeni medialnej społeczeństwa złagodził i znieczulił warstwy poszkodowane stosując odmianę doktryny szoku posługując się zręcznie hasłem kryzysu.

Polska stała się tym samym krajem kuriozum, w którym mimo pogarszających się warunków bytowania znacznych rzesz z racji regionalizacji tej problematyki do odseparowanego od innych granicami kraju. Innymi słowy mówiąc kraj o tak mało znaczącej pozycji nie może być czynnikiem do jakichkolwiek szerzej zakrojonych zmian w zakresie Europejskim pomimo mniej lub bardziej rozpaczliwej sytuacji. A ewentualnemu zaostrzeniu sytuacji zapobiegały wewnętrzne uprzywilejowane siły. Należy też wspomnieć tu - o specyficznej sytuacji gospodarczej Polski, pozbawionej w rzeczywistości znaczącej podmiotowości, gdzie polityka rynkowa jest zdecentralizowana do stopnia uniezależnienia od losu klasy średniej i niższych warstw społeczeństwa Polskiego.

Jeśli tak rozpatrywać Polskę od razu zdajemy sobie sprawę jak niewiele wyniknąć może w kraju z procesów wewnętrznych i jak bardzo kraj podatny jest na wszelkie efekta domino gospodarki czy wtórnego stanu świadomości gospodarczej Europy. Ciekawym przykładem jest tutaj choćby sytuacja polityczna Polski - gdzie dwie lub więcej sił 'politycznych' spiera się na polu zupełnie pozbawionego znaczenia symbolizmu - języka quasi narodowego - nie mając w rzeczywistości nie tylko niewiele do zaoferowania lecz gospodarczo będąc równie biernym i bliskim sobie co pełnym niemocy zewnętrznie. To także forma masowej terapii psychologicznej, gdzie Polak sam odczuwając zanik znaczenia jego osobistej jak i narodowej sytuacji chce słyszeć od wszystkich kandydatów na prezydenta słowo "Polska" choćby raz w każdym haśle, gdzie w domyśle wszyscy mają wiadomo co, ale gdy przyjdzie do rozprawy nad znaczeniem wszyscy uciekają w bojaźń, dobrze wiedząc jak straszna myśl czeka na końcu tego dyskursu - zupełny zanik podmiotowości państwa Polskiego.

W takiej perspektywie czynnik zmian społecznych w Polsce nie może być położony wewnątrz. Pochodzenie zmian swój początek może mieć tylko poza granicami gdzie w zglobalizowanej już sferze makroekonomicznej być może ewolucja systemu gospodarczego w skali światowej pozwoli na powolny awans społeczny bądź niczym wioskę Galów u Asteriksa na przeoczenie Polski przez światowe masy pływowe kapitału. W każdym jednak wypadku niezbędna jest wewnętrzna organizacja, by ten awans nie był jedynie - szczęśliwie przypadłym - odpryskiem z innych krajów [gdyż to może okazać się nierealne] a wypracowaną poprawą bytu społecznego wbrew przeterminowanej już od czasów rozpoczętego w 2008 roku kryzysu retoryce neoliberalnej orientalizacji Polski jako kraju podległego odpadom ze zmian w szerszym kontekście geograficznym.

sobota, 5 czerwca 2010

Niektórym się powodzi, innym nie

Zastanawiające są [dla niektórych] deklaracje rządu w sprawie pomocy dla powodzian okazuje się bowiem, że to nie najbogatsi a najbiedniejsi - oficjalnie - mają najmniejsze szanse uzyskania pomocy. Słowami premiera pomoc "może dostaną nawet nieubezpieczeni", co dziwi mnie jako obserwatora nikt jeszcze nie podniósł głosu w tej sprawie - nie widząc widocznie problemu w pogrążaniu w biedę tych, których najpewniej na ubezpieczenia stać nie było. Nie wydaje się też potrzebna pomoc tym, którzy dostaną zwrot od firm ubezpieczeniowych co jasno nie pozostawia złudzeń że deklaracje odnośnie rekompensat mają charakter przede wszystkim obietnic bez pokrycia na fali potyczek medialnych jakie mają miejsce przed kampanią.

Odnosząc się do kampanii ze smutkiem stwierdzić należy iż polega ona obecnie wyłącznie na wyścigu zdolności jak najczęstszego wypływania na powierzchnię w przestrzeni medialnej. Debat nie ma bo nie ma potrzeby dyskusji nad programami, których możliwe nawet, że poszczególni kandydaci nie opanowali w stopniu wystarczającym do rozmów. Programy są schowane, bezużytecznie walają się po szafach a wszyscy pozują jedynie do zdjęć "stawiając na ludzi młodych" i "chcąc jak najlepiej dla Polski". Aż strach pomyśleć jaki lincz mógłby spotkać obserwatora, który odważyłby się zapytać szanownych chociażby o definicję tak często wymienianej monolitowej Polski.

Tak jak reklamy parówek w kinach przed filmami polityka przeistacza się w powierzchowną namiastkę swojej definicji opartą na prostej symbolice obligując widownię tylko do funkcjonowania na zasadzie nieszczególnie wiążących deklaracji. Coś jest "upolitycznione" a więc złe albo "niepolityczne" a więc dobre. Te granice będą polem walki dla czegoś co wytworzy sobie większość na bazie której redefiniowana będzie płaszczyzna tego co dozwolone i tego co dozwolone nie będzie, najlepiej obwiniając za wszystko mordercze kolejki w PRLu i działającego zza grobu Stalina ręka w rękę z Putinem.

środa, 12 maja 2010

Czas na zmiany, Czas na Jedi

Przykryty wielką ciszą wszedł na ekrany kin film "Człowiek, który gapił się na kozy". Recenzenci w Wyborczej jak zwykle stanęli na wysokości zadania i film ocenili wystarczająco nisko by wzbudzić moje podejrzenia, zwłaszcza zwróciwszy uwagę na obsadę filmu - pełną aktorów z czołówki z Clooneyem i McGregorem na czele. Film jest komedią jednak ocenianie go przez pryzmat widza oczekującego na kilka gagów i zabawny humor sytuacyjny w stylu 'potknął się' bądź 'uderzył' jak to uczyniło wielu recenzentów jest zabiegiem tyleż chybionym co wykonanym celowo.

Film jawi się jako sprzeciw przeciwko działaniom USA w Iraku. Ale nie tylko, obrazuje absurdy armii a przede wszystkim sięga po uczucia takie jak współczucie czy dobroć (po prostu dobroć) w stosunku do Irakijczyków czy innego człowieka w ogóle. Armia, tortury i wojna została skonfrontowana z uczuciami jak miłość, wolność i radość - zaczerpniętymi wprost z tradycji hippisowskiej którą reprezentuje tu Nowa Armia Ziemi - fikcyjna specjalna jednostka utworzona w Armii. W jednostce wszystko dzieje się dobrze do czasu jak zaczyna wykorzystywać się ją do uśmiercania a nie do zapobiegania, torturowanie kóz czy w finalnych scenach więźniów w Iraku (raczej wyśmianą niż prawdziwie przedstawioną metodą puszczania kreskówek w celach metr na metr) obrazuje ciemną stronę mocy wprost z baśniowej konwencji Dobra i Zła.

Kolejny film po "Avatarze", obecny w mainstreamie i jasno opowiadający się za redefiniowaniem punktu widzenia w kwestii polityki imperialnej Stanów Zjednoczonych na świecie. W tych chwilach szczególnie jasno trzeba wskazywać na to zjawisko jako przykład nie tylko zmian ale obecności innej perspektywy w środkach masowego przekazu w których do niedawna filmy o takim przekazie były wręcz nie do pomyślenia - wszystko tłuczone było filmami o wydźwięku remake'ów "Dnia Niepodległości". "Człowiek, który gapił się na kozy" może szczególnie uderzająco wytyka błędy zachodniego świata obchodząc się z nim za pomocą humoru.

"Teraz zabije nas Al-Kaida" krzyczy jeden z bohaterów, dopóki drugi nie uzmysłowi mu, że nie każdy bandzior w Iraku pochodzi od Osamy Ben Ladena. Uratowany Irakijczyk jawi się jako normalny człowiek, z którym Amerykanie siedzą wspólnie przy stole usprawiedliwiając się, że nie wszyscy Amerykanie są tacy jak ich wojsko czy ostrzeliwujące się grupy ochroniarskie - podczas starć których cierpią jedynie tubylcy. W końcu ostatnia scena, LSD jako odtrutka, radość jako panaceum na zło tego świata. Zwykły człowiek zachowując się porządnie staje się bohaterem, staje się Jedi.

piątek, 7 maja 2010

"Nie należy mieć żadnych wiążących poglądów"

Świat zbudowany jest z opinii. Zaopiniować można wszystko. Nie próbuj wmówić innym a nawet sobie, że opinia to coś więcej niż twoje prywatne zdanie. Masz tyle argumentów co inni, nic nie jest prawdą, nic nie jest kłamstwem. A więc "Nie należy mieć żadnych wiążących poglądów".

Ta narastająca pustka i próżnia przestrzeni dyskusji wypiera wszelką decyzyjność, przemienia prawdą/kłamstwo czy skuteczność/bądź jej brak w niemą fasadę. Bezideowość i brak zadeklarowania tworzy przestrzeń idealną dla oportunizmu przekształcając proces dziejowy w "Radość z przypadku" objawiającą się ludowi najskuteczniej właśnie w chwili gdy ten jest jak najbardziej bezpodmiotowy. Ten paraliż polityczny narasta od wielu lat. Jeśli bezustannie w środkach przekazu medialnego powtarza się "polityczność" jako coś z założenia odrażającego i jako oskarżenie, jeżeli infantylnie politycy wypierają się polityczności a politycznym był tylko Stalin i najlepiej Katyń to tworzy się kuriozum sytuacyjne w przestrzeni publicznej.

Nie jest ten paraliż bezideowości i bezprawia [bezprawia jako braku prawd] czymś przypadkowym lub wynikiem naturalnej ewolucji społeczeństwa masowego. Jest to efekt usilnie od lat wspieranych działań mających na celu wyparcie wszelkiej dyskusji na temat frontów politycznych a przede wszystkim różnic w programach gospodarczych. Ten brak alternatyw i rozbicie dotyczy wszystkich a służy rabunkowej liberalizacji i i rzeczywiście bezideowego wyścigu po kapitał. Jeśli przestają funkcjonować jakiekolwiek prawidła moralności opartej na wiedzy i przekonaniach to pozostaje nam karierowiczostwo utkane z bezpiecznego braku wiążących poglądów właśnie.

Poza implikacją społeczną zauważalną na wszelkich szczeblach gdzie 'wyrazicielstwo' ginie bardzo podobnie przedstawia się - zwłaszcza w odniesieniu do stanowisk gospodarczych - sprawa w sferze partii politycznych. Partie, które stronią od bycia nazywanymi partiami [bo to niechciana polityczność] stawiają przede wszystkim na zaistnienie, PR i bezpieczne pustosłowie. "Silna Polska", "Liczenie się w świecie", "Więcej Ludzi Młodych", "Dumni z kraju" - Te cytaty będące istotnie farsą i bezznaczeniową papką pochodzą z każdego klubu parlamentarnego. Merytoryczne wątki zupełnie zaginęły tak jak jakakolwiek podmiotowość w przekonaniach. Im prościej, głupiej się wyrazisz tym do większej liczy osób to dotrze >>> szanse na twój zarobek w przyszłości jako polityka wzrosną.

Jeśli już partia dojdzie do władzy skutecznie ostatki z programu rozpuści w niej lobby liberalizmu gospodarczego i uprzywilejowanych bytów jak korporacje - państw w państwach - prowadząc do zupełnego zaniku szans na jakiekolwiek zmiany. Rzeczywistość podyktowana koniecznością zysku musi bowiem sprzedać się jak najszerszemu odbiorcy co Masspolityka wspaniale odzwierciedla.

piątek, 23 kwietnia 2010

Lewicowa Gospodarka

Koniecznym jest by Lewica powróciła do korzeni programowych sprzed lat. Wszystkie do pewnej chwili reprezentowane treści o charakterze socjalnym zostały boleśnie i przewrotnie [na przykładzie losów "Solidarności"] wyparte bądź przykryte łatą stalinizmu czy nawet hitleryzmu gospodarczego, gdzie podmiot jest zniewolony [czyt. uniemożliwia mu się najpiękniejszą dążność do rozwarstwienia społeczno-ekonomicznego]. Najpiękniejszym przykładem, szeroko ostatnio omawianym wydaje się być chwilowo feminizm.

Jedynym obecnym w środkach masowego przekazu feminizmem pozostaje ten "bezpieczny". Bezpieczny systemowo, w którym obowiązuje debata sięgająca najdalej parytetów a gdy przyjdzie co do czego niejednoznacznym będzie nawet sprzeciw wobec zwalniania kobiet z pracy gdy te zajdą w ciążę. To jasne, że takie persony jak Magdalena Środa czy Henryka Bochniarz gdy już zbaczają w feminizm nie zajmą się problemem biedy, opieki zdrowotnej czy relacji z kościołem i systemowego parcia na (obie) płcie, ich wspólnym językiem jest "kobieca przedsiębiorczość", najdalej kwestia parytetów na listach wyborczych. Parytety tu rozpatrywane są rzecz jasna czysto wirtualnie - i nie chodzi o możliwość ich realizacji tylko rzeczywisty skutek - jedynym bowiem będzie prawdopodobna większa obecność kobiet ze świata polityki w sejmie. Najbardziej podejrzliwa strona mojej intuicji każe mi domyślać się jaka w tym korzyść? Ano korzyść obecności nieco więcej płaszczyzny dla sfeminizowanego lobbingu gospodarczego w sejmie. I choć parytety podobają mi się to tak jak całość społeczna nie mogą być abstraktem, a jedynie elementem systemowych rozwiązań problemów o wiele szerszych.

Zepchnięto lewicę w marginalizację programową. O tyle o ile za partiami jak PO i PIS choćby fasadowo stoją konkretne wartości, to lewica Polska planowo została zupełnie odsunięta od jasnego stanowiska w kwestii gospodarczej. Przyjmując warunki tej postępująco liberalnej gry dla indywidualnych krótkotrwałych korzyści liderzy lewicy pozbawieni zarówno tożsamości historycznej, zaplecza teoretycznego jak i charyzmy oddali pole dla dyskursu publicznego farsie jaką jest - wieczna - wydawałoby się nienawiść dwóch tak przecież podobnych do siebie partii. Czy Lewica, jeśli jeszcze zachowuje własną autonomiczność powróci do meritum swego jestestwa jakim jest socjalny i interwencyjny gospodarczo głos ekonomii? Czy też miejsce to zastąpi populizm partii innych skrzydeł, lub pojawi się miejsce dla niebezpiecznych neonacjonalistycznych ugrupowań? Jedno jest pewne, postępujące bezrobocie, bieda bezsprzecznie wytworzą zapotrzebowanie na taki język.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Kościół Kontratakuje

Słowa jakimi zaczęto posługiwać się szczególnie dziś w odniesieniu do pochówku pary prezydenckiej jasno świadczą o kościelnej inwazji na debatę publiczną, ramię w ramię ze zmartwychwstającym PIS-em.
Lech Kaczyński ma stać się ikoną, bohaterem narodowym, za którym stał prawdziwy patriotyzm i jedyna dopuszczalna kościelna polskość. Religijny charakter pogrzebu, patetyczne mowy, doszukiwanie się cudu w otwarciu przestrzeni powietrznej nad Polską w chwili pochówku prezydenta, martyrologia umacniająca się z każdą chwilą ma służyć PIS w odzyskaniu władzy. Kościół w osobie kardynała Dziwisza udzielił właśnie ostatniego namaszczenia sierocie po bracie - Jarosławowi - by stanąć w szranki o prezydenturę. Powoli świadomymi tego stają się ośrodki sprzyjające Platformie Obywatelskiej.

Ale i PO musi ulec podziałom, jeśli ma stanąć do walki ze zjednoczeniem narodowo-kościelnym. Wielu zdaje sobie sprawę, że krytyka tych którzy zginęli będzie prawie niemożliwa. Nie dość, że wyjątkowo sprytnie wyniesiono ofiary katastrofy samolotu na piedestał równości z ofiarami zbrodni Katyńskiej dekady temu to bombardując widzów obrazami wzruszenia nad trumnami [rzeczą naturalnie ludzką] w zasadzie również sprytnie zatarto w opinii publicznej obraz Kaczyńskiego jako żywego człowieka - Nie, ten człowiek zawsze był tylko patriotycznymi resztkami otulonymi w barwy narodowe a słowami kardynała pośmiertnie walczył będzie za prawdę i wstawi się za ojczyznę w potrzebie przed tronem najświętszej panienki.

Kościół pokazał kły. Jednoznacznie rozpoczyna się rozgrywka w której już na starcie przeciwnicy PIS są krok w tył nieprzewidująco zezwalając na nadęcie się groteski debaty publicznej do granic możliwości. PIS uzyskał wsparcie i nawet bez udziału Jarosława Kaczyńskiego jest w stanie stanąć do rozgrywki o fotel prezydencki. Najbardziej trzeźwi w debacie zdali sobie już z tego sprawę, pewnym jest także, że nadchodząca kampania będzie kosztować dużo wysiłku wszystkie pozostałe siły - prawdopodobnie bowiem jest w stanie pozostawić za sobą całkiem nowy ład, gdzie nie będzie już miejsca na -będącą wyjątkowo na rękę prawicy - nieustającą walkę PO i PIS, gdzie zwłaszcza ta pierwsza z partii wyjawi się jako szczególnie sztuczny byt, wyrosły na potrzebie opozycji względem tych drugich.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Komórki chcą współtworzyć pantofelka.

Katastrofa lotnicza z udziałem prezydenta, już po raz kolejny wpycha opinię publiczną w dość niewygodne położenie z którego przebija się niewyobrażalna chęć społeczeństwa do masowego uczestnictwa w przedsięwzięciach takich jak chociażby w tym wypadku 'opłakiwanie' tragicznie zmarłych ofiar katastrofy lotniczej samolotu prezydenta.

Bezpiecznie w ramach konkurencji rynkowo - społecznej śmierć jest całkowitym tabu. Chwilowo pojawić może się w odniesieniu do ludzi starszych, ewentualnie w nawiązaniu do wiary, kościoła i "metafizycznie-ludowego" poszukiwania w nim sensu. Są bowiem tylko dwie ścieżki którymi podąża ten strumień reakcji społecznej na tego typu tragedie. Jedna z nich to front kościelny - Zjednoczenie wspólnoty religijnej, z poczuciem siły mas uczestniczących, modlitwy po fakcie [jak to najczęściej bywa] i wyczekiwanie na niezręcznie tłumaczących powody i szukających 'sensu' w takich zdarzeniach kapłanów poszczególnych parafii. Tu warto odnotować, że ludowi przedstawiciele kościelni oraz m.in Szymon Hołownia w TVN24 są w stanie nawet przeczyć dogmatom wiary mówią otwarcie, że "Na pewno nie wydarzyło się to z woli boga", po czym nie czując niezręczności sytuacji schodzą do dywagacji nt. wstawiennictwa Jezusa, jakie wdzięczni zmarli otrzymają post scriptum. To co dobre, wszechmocny bóg, to co złe, Szatan, za plecami boga.

Oczywiście religijny sposób zjednoczenia w obliczu śmierci nie jest jedynym w dyskursie publicznym. Ten drugi, obecny równie intensywnie jest tym medialnym. Jest to sposób zjednoczenia w natłoku informacyjnym. Oczywiście, zalew powtarzających się sto razy tych samych informacji i maglowanie ich przez wszystkich reporterów z setkami zapraszanych gości jest wynikającym z zapotrzebowania, ale do czasu. Chwilę potem tragedię środki masowego przekazu zaczynają mobilizować, rozczarowane tym, że co godzinę nie dowiadujemy się o nowych zwłokach rozpoczynają rozważania teoretyczne w stylu [w wypadku katastrofy w Smoleńsku] "To pogodzi nasze kraje", "Państwo w Chaosie", "Drugi Katyń", "Znowu odchodzi elita", "Rosjanie przeżywają to tak samo", "Zginęła elita", "Teraz nikt nie wyobraża sobie kampanii", "Polityka zmieni się na zawsze", "To trochę jak z pielgrzymkami papieskimi", czy alternatywna, nonkonformistyczna i przewrotna wersja względem pierwowzoru "To nie to samo co śmierć papieża". Słowem do akcji wkracza typowa rynkowa konkurencja, tym razem towarem jest "smutek" a granice w jego wyrażaniu znikają dopiero wtedy gdy przestaje być opłacalny (kina po drugim dniu zamknięcia chcą już z powrotem zarobić).

Chęć usilnej wspólnoty i podkładanie zniczy oraz kwiatów pod spontanicznie zebranymi zdjęciami w najróżniejszych miejscach wskazuje na głód szerszego kontaktu międzyludzkiego. W tym wszystkim mieszają się pieśni, modły, anegdotki a racjonalne podejście grozi publicznym linczem do całej sprawy. Kontestacja tajemniczego poniekąd określenia "Łączenia się w bólu" staje się na krótko językiem wspólnoty - co uprawomocniają kwiaty oraz znicze, czy w końcu tłumnie podążający za publicznym językiem rozpaczy szarzy obywatele. Tu przebija się starszy nieco wątek, obecny od zawsze w postaci pospolitej fascynacji śmiercią. Zaciekawieni umieraniem widzowie wzruszają się przeżywając śmierć na cudzy koszt, w domyśle zastanawiając się nad ułożeniem zwłok w trumnie by potem cieszyć się z tego, że samemu żyją i mają się dobrze. Wśród prawdziwego przecież mimo wszystko wzruszenia wywodzącego się z nienaruszalnego dogmatu społecznego jakim jest obowiązek przeżywania śmierci wszystkich ofiar ukazujących się w liczbie dostatecznie mnogiej skojarzyć może się różnica z przeżywaniem ofiar zamachów [zwłaszcza terrorystycznych] i katastrof - tam bowiem społeczeństwo zgrabnie jest w stanie wybrnąć z sytuacji płynnie przechodząc z szoku w nienawiść względem zamachowcy.

poniedziałek, 15 marca 2010

Przestrzeń lewicy w Main Streamie

Main Stream. Obecnie skomercjalizowana przestrzeń kulturowej dominacji w sferze publicznej. Nie jest jednak jak wielu zakłada monolitem. Ścierające się prądy w Main Streamie tworzą przestrzeń o zróżnicowanej strukturze w której warto dopatrzeć się korzyści i legitymizacji założeń by nie powiedzieć, że kluczowym jest to dla zachowania jeśli nie samej obecności to rzeczywistego występowania w przestrzeni postmodernistycznej zglobalizowanej świadomości kulturowej. To właśnie wysłannictwo w szerokim paśmie współzależności kulturowej jest kluczowe dla zaszczepienia świadomości wiedzą na temat konfliktu ideologicznego toczącego się w przestrzeni publicznej.

To zdaje się wymykać spod uwagi kluczowym dla obecności lewicy w debacie osobom. Tak jak - ku mojemu zdziwieniu - w środowiskach lewicy powstały znaczne rozbieżności interpretacyjne, z reguły na niekorzyść filmu "Avatar",tak tylko Amerykański dokumentalista Michael Moore był w stanie przebić się z krytyką filmu "The Hurt Locker" obsypanego w tym roku Oscarami. Koniecznością bowiem jest przejmowanie oraz sprzyjająca założeniom lewicowym interpretacja konkretnych wyposażonych ku temu w przesłanki dzieł, łącznie z tymi - kluczowymi - obecnymi właśnie w najszerszej świadomości społecznej pochodzącej z kultury masowej. Staje się to niezbędnym.

W odniesieniu do wyidealizowanych [choć zaskakująco zmiennych] lecz stale występujących obiekcji względem wszelkich treści najprościej jest pozbawić się odniesień i wpływów w świecie kultury - ale i z równym powodzeniem polityki a co za tym idzie obecności w dyskursie świadomości społecznej. Takie wykluczenie z debaty jest najbardziej na rękę pozostałym prądom sceny politycznej, które to nie wahają się w najmniejszym stopniu wspierać swych wysłanników w walce o zagarnięcie poparcia poprzez stałe uczestnictwo w main streamie.

Wystarczy przyjrzeć się z konsekwencją ocenom w prasie czy mediach poszczególnym dziełom. Niejednokrotnie skoncentrowana krytyka na konkretnym tworze ma bezpośrednie podstawy w prostym uwarunkowaniu ideologicznym. Z uwagą wystarczy przyjrzeć się ocenom gazet jak Wyborcza, gdzie walka o władzę odbywa się nie tylko za pomocą jasnych politycznych przekazów czy felietonów, ale także jako eliminacja z kulturowej przestrzeni różnych nieprzychylnych koncepcji prezentowanej przez gazetę treści poprzez przyznawanie niższych ocen [co spotkać można nie tylko w dodatku Co Jest Grane, ale nawet w Gazecie Telewizyjnej, gdzie ostatnimi czasy w łaski recenzentów o wiele bardziej wkrada się bezpieczna seria filmów Jamesa Bonda, natomiast krytyka i niskie noty przypadają niebezpiecznym twórcom jak Lars Von Trier ze swoim "Antychrystem"].

Ta walka o przestrzeń medialno-kulturową wymaga po pierwsze stałej obecności dojrzałej krytyki recenzenckiej, a po drugie specyficznie pragmatycznego spojrzenia, skutecznie wychwytującego i zapożyczającego trafnie treści z poszczególnych dzieł by tworzyć spójny i alternatywnie występujący przekaz dla szerokiej - zdominowanej obecnie prawicową interpretacją - publiki. Odpowiedzią na poniekąd narzucone warunki gry jest przystosowanie się i stała obecność a nie zamknięcie się w gabinetach by z pozycji fotela psychoanalityka odrzucać wszelką treść jako z góry nierzeczywistą i negatywną gdyż mającą u podstaw założenie o funkcjonowaniu w gronie pop odbiorcy.

piątek, 26 lutego 2010

Społeczeństwo mówi: Giń!

Państwo Polskie zgodnie z rozprzestrzenianym przez media schematem potrafi łączyć się w chwilach zagrożenia. Tak też przedstawiana jest śmierć funkcjonariusza policji, który to został śmiertelnie ugodzony nożem przez napastnika. Brzmi to raczej jak szara codzienność niebezpieczeństw związanych z wykonywaniem zawodu policjanta niemniej zjednoczeni tragedią obywatele chwilę po tym jak zostawili na cmentarzu martwego już niestety bezpowrotnie funkcjonariusza pozostają nadal w ekscytacji wywołanej kontaktem z czymś tak skrajnym jak śmiercią i poczynają domagać się jej w stosunku do sprawcy.

Najchętniej żądzą mordu pałają oczywiście teoretycznie osoby gorliwie religijne i z chęcią przyznające się do przynależności do kościoła katolickiego. Nie wiem czy pewność w wygłaszanych przezeń sądach wynika z głosu boga przemawiającego ustami swych owieczek - co jednak wydaje się mikroskopijnie prawdopodobne, albowiem zgodnie z księgą zwaną biblią jedną z zasad boskich przed wiekami było "Nie zabijaj". Niemniej, jak doskonale wiemy człowiek jest istotą zmienną, dojrzewa, słowem ewoluuje on i jego poglądy i nie inaczej przecież jest z bogiem podobnym przecież do człowieka - stworzonego przecież na swoje podobieństwo przez rzekomego.

Ta wręcz genetyczna tendencja do hipokryzji pewnych środowisk przestaje wobec tego dziwić. Religia nigdy nie opierała się przecież na sięgających wrażliwości zasadach moralnych wobec czego łatwo w niej uczestniczyć tak szerokim masom ludzkim. Tak jak ludzie tak i we wnętrzu kościoła łatwo o dostrzeżenie różnic między prezentowanymi poglądami. Następuje jednak zaskakująco barbaryzacja opinii społecznej. Ludzie którzy roztkliwiają się nad losem ofiar nie traktują życia jako jakiejkolwiek wartości - mają za to jasną wizję społeczeństwa w którym prawem do życia ma być użyteczność. W ramach Wrocławskiej Burzy Pomysłów na 400 jej uczestników co piąty uczestnik uznał że najlepszym rozwiązaniem byłaby eliminacja żebraków. Obecnie na świecie 93 procent egzekucji miało miejsce w pięciu zaledwie krajach, są to: Chiny, Iran, Pakistan, Arabia Saudyjska oraz Moralista Świata - Stany Zjednoczone.

sobota, 13 lutego 2010

Zjednoczenie w Prywacie

Rozgnieciona zupełnie i zestandaryzowana świadomość społeczna poparta liberalizmem obyczajowym gdy zniknie już wszelka - dogorywająca - forma działalności i integracji oraz masowego działania zastąpiona zostanie kultem prywatnej własności, różnic i wynikającej z nich "sprawiedliwości", brakiem wszelkich barier dla czerpania korzyści finansowych i spłyceniem każdej formy występowania wysokiej kultury - zastąpi ją przecież najlepiej na siebie zarabiająca pozbawiona wszelkich aspiracji mass-tandeta.

Pozostawieni na łasce hojnie opłacanych specjalistów od wszelkiego rodzaju marketingu i psychologii rynku cywilizacyjnie człowieczeństwo pozbawione zostanie jakichkolwiek wartości poza minimalną ich dozą, bezpiecznie niewychodzącą z ram serwowanej nam sieczki umysłowej. Wszystko co niedochodowe począwszy od poezji po ambitne kino zniknie natomiast wszyscy ci którzy spróbują poszukać sobie głębszego znaczenia zostaną spacyfikowani w najlepszym wypadku przez kościół i przekuci w żarliwą zapchaną zabobonem świadomość liberalno-kościelną.

W ten sposób jako społeczeństwo globalne pozbawione już wszelkich spięć czy punktów zapalnych zmienimy się w będącą namiastką pojęcia demokracji - bo nie oferującą wielości zdań czy stanowisk - karykaturą ewolucyjnego wyścigu po największą przypadkowość uzyskanych jak najwyższych przychodów. Tak też jakakolwiek wspólnota nie będzie miała prawa zaistnieć w chwili gdy skutecznie rozbijane żądzą robienia kariery jakiekolwiek szerzej organizujące się jednostki swymi aspiracjami nie stworzą w jakiejkolwiek przestrzeni chociażby początkowych nawet założeń mających znamiona autentyzmu w szeroko pojętym porozumieniu.

Gdy przyjmiemy choć na chwilę wizję tą jako realną i przebiegającą już wyjątkowo skutecznie całkowicie innym stanie się spojrzenie na pewne zjawiska. Czy nie zabawnym jest jak w świecie zachodnim od dawna uznającym się za ostoję wszelkiej moralności i czystego dobra potępia się sam fakt samobójstwa ze strony Islamskich grup terrorystycznych? W cywilizacji gdzie główny bohater - Jezus - poświęca się dla ludzkości ginąc na krzyżu 'terrorysta' który ginie w imię niezrozumiałej bo niepodjętej w dialogu idei staje się naczelnym zdrajcą rodzaju ludzkiego.

Wydaje się niestety iż niewiele bowiem będzie patrząc perspektywicznie sytuacji w której porządek i jednostajna stabilizacja obecnej dominacji kultu kapitału zostanie jakkolwiek zaburzona. System i jego funkcjonalność bowiem w rzeczywistości zamiast indywidualizować człowieka, tworzy wielką wspólnotę globalnego cierpienia na rzecz kilku jej - szczodrze wspierających obecny stan - procent.

sobota, 6 lutego 2010

Wartości w obliczu kryzysu

Czymże jest obecna scena polityczna Polski, i krajów Unii Europejskiej, jeśli nie niewielkimi rozbieżnościami na tle większej, szerszej zgody. Zarówno środowiska prawicy - u tych skrajnych i nawet liberalizujących jest to widoczne gołym okiem, jak i partie centrum, oraz niemalże wszystkie partie tzw. Lewicy Europy [czy też socjaldemokracji], połączone są powszechną zgodą co do jedynej słusznej, obieranej przez wszystkich dochodzących do władzy na wysokich szczeblach wizji polityki czy kursu polityki zagranicznej.

Zasadniczo, najbardziej wymownym jest wybór Baracka Obamy na prezydenta. Jakakolwiek jego ideowa strona, która przynajmniej powierzchownie powinna przybierać formę centrolewicową, przechodzi w wizerunek wręcz nacjonalistyczny. Gdy usłyszymy, że Prezydent Obama, w wywiadzie skierowanym do pop odbiorcy, głosi, iż USA to najlepszy i posiadający największą słuszność kraj na Ziemii, nie reaguje kompletnie nikt.

Świat w obecnym wymiarze, dla człowieka UE czy USA, kończy się najdalej na Polsce, dalej pozostając bezkształtną masą, którą porównywać można w łagodnym wydaniu do skrajnie odmiennej egzotyki, niczym ananasa w stosunku do jabłek, gdzie jeszcze, pojawić może się przynajmniej szacunek dla odmienności. Najczęściej wszystko wpada jednak w szeroko zakrojony rasizm kulturowy, przez mnożenie wirtualnych różnic, poprzez wyolbrzymianie kontrastów czy obrazowanie wschodu jako czegoś jeśli nie złego u podstaw, to przynajmniej na tyle odmiennego, że nie nadającego się miejsca do życia dla każdego "Człowieka Zachodu", a w domyśle "Człowieka Normalnego".

Ciężko bowiem wyobrazić sobie, by duch demokracji, zatryumfował na skalę światową. Sterylny Zachód, zdaje sobie sprawę, że gdyby za klaśnięciem w dłonie, ustrój świata zmienił się w weryfikowalną demokrację, to przypuszczalny "Front Zjednoczenia Zachodu" zgarnąłby w najlepszym wypadku 20 procent udziału w światowym parlamencie.

Wydaje się, że kompletnie nienaruszalną jest dominacja tego typu języka, i tego typu postaw, strachu, wrogości i niezrozumienia. Łatwo jest sobie wtenczas wyobrazić, że konkretne grupy i osoby o największych korzyściach z obecnego układu, nie zawahają się kompletnie przed niczym, by tą "uduchowioną", pełną fikcyjnych wartości Europę i bogaty Zachód utrzymać zdala, od kontrolowanej przez siebie reszty świata. Internacjonalizm czy Kosmopolityzm, wydaje się w zaniku, co światlejsi liberalni, bądź umiarkowani obywatele, rozszerzyli swe szerokie pojęcie do granic możliwości, zatrzymując się na Unii Europejskiej, i ani kroku dalej.

czwartek, 4 lutego 2010

Świat widziany

Świat widziany gdy stąpasz bezwiednie krok za krokiem
śniegiem, błotem toczy się przestrzeń, w niej intruzem człowiek
ciszą, nienazwaniem celów, rozmyślasz nad wolnością
ludzie poruszani, stojąc, plączą wzrok, spojrzenia giną
wśród fikcji, łysych gałęzi, nieistotnie błędnych założeń.