
Delegaci uprzywilejowanych grup zatoczyli i zadomowili się w kluczowych kręgach wszystkich liczących się grup politycznych. Społeczeństwo próbowało od tego uciec. Znana nam dobrze powszechna niechęć do samego słowa "polityka" przez pewien czas na dystans indywidualnego podmiotu blokowała 'współżycie' z tematyką dyskusji resztkowo programowej, "politycy" jednak uczą się na błędach. "Nie róbmy polityki, budujmy szkoły", tak metafizycznie brzmiące hasła wyciągają do nas rękę z billboardów Platformy Obywatelskiej, gdzie Donald Tusk z obliczem za pomocą którego z powodzeniem mógłby sprzedawać nie jeden krem przeciwko starzeniu zapewnia obserwatora, że świat spoczywa w najwłaściwszych i bynajmniej nie "upolitycznionych" rękach. Wszędzie gnieździ się chociaż powierzchowna prawdziwość analityczna. I tak, rzeczywiście ciężko - zwłaszcza na oddolnych - strukturach tych sił zlokalizować jest jakąkolwiek dyskusję czy niezgodę w szczątkowo istniejącym jeszcze programie. W szerszej perspektywie wydaje się to być jednak bardzo wprawna narzędziowość, która zaowocować może przyśpieszeniem globalizacji w szerszych ramach, ciężko jednakowoż jest mi wyobrazić sobie jakiekolwiek konstruowanie czy raczej rekonstrukcję niewielkich obszarów świadomości społecznej po tak skutecznie się odbywającej unifikacji form aparatu kontroli społeczeństwa.
Jak formułować sprzeciw, krytyczny 'approach' w stosunku do czegoś obowiązującego z tytułu wyżej - ponad powszechnej - realizującej się opłacalności w obszarach szerszych kręgów ludzkich. Czy formuły tęsknoty za ludowością na skrzydle lewicy są jeszcze obiecujące na przyszłość czy są tylko albo niezidentyfikowaną tęsknotą za masowym w formach, reakcyjnym ruchem Solidarności albo nowocześnie umiejscawiającym się w zgodzie z w pozostałościach autonomicznym prądem poparcia środowisk PIS i konserwatywnych - o czym świadczy nostalgia za naiwnie pojmowanym autentyzmem przeżywania katastrofy pod Smoleńskiem 10 kwietnia. Lewica, młoda także zdaje sobie powoli sprawę z braku obecnie wykrystalizowanego nośnika swoich idei, rodzi się podział na strukturalnie idących w ramiona liberalnych i posiadających w ręku argument pieniądza środowisk, zagarniających co inteligentniejsze osobniki do siebie oraz na targanych przez niepokój z tego tytułu idących w stronę jakiejkolwiek miejscowo wyrażanej złości na koniunkturę makrospołeczną. Ten trzeci typ lewicowca, który szukać pocieszenia może już tylko w obserwowaniu zwycięstw Socjalistów na obszarze Ameryki Łacińskiej musi poszukać sobie dobrze płatnej fuchy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz