Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 stycznia 2011

Wielki wschodni pasztet

To w Egipcie rozstrzyga się obecnie przyszły układ sił w regionie północnej Afryki oraz bliskiego wschodu. To co lokalne - w rzeczywistości będzie miało wpływ na globalny układ sił i gospodarkę mocarstw ekonomicznych w najbliższej przyszłości. Do tej pory Egipt utrzymywany był w stanie paraliżu, służąc za bufor przeciwko ewentualnym zawirowaniom w państwach sąsiednich oraz za bazę operacyjną USA. Wraz z Izraelem i interwencjami jak ta Iracka czy Afganistańska tworzył wystarczającą presję poprzez pokaz siły i występowanie stabilnych, silnych przyczółków polityki USA w regionie by pieczętować i legitymizować eksploatację surowców w tym strategicznej dla całego bliskiego wschodu ropy naftowej przez ostatnie lata. Wystarczy sobie przypomnieć jaką klęskę w przeszłości poniosła polityka Związku Radzieckiego i jak w poprzednich dekadach cena ropy definiowana była zawsze na korzyść i kopyto interesów amerykańskich by zdać sobie sprawę jak kluczowa jest sytuacja w Egipcie dla zachowania obecnej polityki gospodarczej USA i jak zależna jest od wyniku obecnych protestów. Gdy piszę ten tekst, z pewnością w gorączce pracownicy dyplomacji rządowej USA poszukują rozwiązania dla zachowania dotychczasowego impasu > dyktatury zapieczętowanej wsparciem militarnym i ekonomicznym, które zabezpieczało pozycję Izraela i operacji finansowych administracji Obamy.

Świeckie rządy poparte wpływami wojskowych w Egipcie czy Turcji od dawna należały do najchętniej tolerowanych przez politykę USA. Dlatego teraz tak ważne dla USA będzie by odciąć islamskich fundamentalistów [tych bardziej nieprzewidywalnych, albowiem mamy przykłady i takich sojuszy administracji USA] czy socjalistów od możliwości dojścia do władzy na fali trwających w Egipcie protestów. Iran, jeśli zyskałby tak potężnego sojusznika - przynajmniej w kwestii stanowiska i nastawienia wobec działań amerykańskich w regionie - stałby się zbyt silny dla innych nacisków niż embarga i bezpośrednie interwencje militarne. Idąc dalej tym tropem można łatwo sobie wyobrazić jak kolejne rewolucje w krajach wschodnich przeradzają się w zamieszki czy nawet otwarty konflikt na linii Pakistan - Indie. W Pakistanie wojskowy rząd, który obecnie utrzymuje w stanie zawieszenia potencjalnie niszczycielskie siły w państwie i zdalna kontrola ze strony Chin do tej pory wystarczały by wyciszać drzemiące w naturze samego podziału administracyjnego obu państw czynniki konfliktogenne. Utracenie kontroli w Egipcie wiąże się wobec tego nie tylko z utratą wpływu w samym państwie ale także z przesłaniem sygnału o wyraźnej słabości i zachwianiu się dotychczasowego porządku, czego konsekwencje odczuć może cała obecność zachodniego kapitału w trzecim świecie. W najbliższym czasie najpewniej skoczy w górę cena ropy naftowej, utrata dotychczasowej żelaznej reputacji polityki imperialistycznej Stanów Zjednoczonych wpłynie dodatnio na pozycję krajów jak Chiny acz przede wszystkim Rosji. Za utratą wpływów ekonomicznych pójdzie jednakowoż utrata realnej kontroli militarnej a co za tym idzie w państwach jak Egipt czy innych, które pójdą w jego ślady wybuchnąć mogą całkowicie tłumione przez dekady konflikty między uśpionymi przez zewnętrzną dyktaturę stronami. Armia, fundamentaliści religijni, świeccy liberałowie czy socjaliści [także rozrzuceni po wszystkich z wyżej wymienionych] mogą ścierać się o władzę w regionie co zagrozić może nie tylko brakiem stabilności czy drobnostką w postaci zawieszenia ruchu turystycznego w okolicy ale także potencjalnie niebezpiecznymi dla sąsiadów wojnami - jeśli przypomnimy sobie chociaż o arsenale nuklearnym Pakistanu i Indii. Izrael, siedzący na beczce prochu także stanie przed wyjątkowo niezręczną sytuacją geopolityczną, zamiast iść w stronę demokratycznych reform, państwa wielonarodowego i liberalnej-neutralnej na kształt szwajcarski oazy już od lat jest symbolem polityki kolonialnej USA i w oczach arabskich sąsiadów przedstawicielem najczarniejszego faszyzmu i przedstawicielem obecności dyktatury najeźdźczej.

W rozmyślaniach nad strukturą państw arabskich warto zwrócić uwagę na strukturę społeczną tych krajów. Klanowo - wspólnotowy charakter tych społeczności pozwala im na piorunująco szybkie reagowanie na zmiany i tarcia. Tak jak ciężko obecnie wyobrazić sobie masowe protesty w jakimkolwiek państwie Europy, tak o wiele łatwiej o nie w krajach, które bieda przekształciła w znacznie bardziej wspólnotowe - na niekorzyść kontrolujących je sił zewnętrznych. Rasizm kulturowy jakim operuje zachód ma odbicie w obopólnych stosunkach państw Europejskich i Islamskich. Bliski Wschód nie 'przeszedł na chrześcijaństwo' [co spotkało Amerykę Południową i m.in stąd inny charakter jej zmian i przebieg rewolucji]. Przemoc odbywająca się do tej pory 'nad głowami' tubylców znajdowała ujście w ich rosnącym przez dekady gniewie do tego stopnia, że obecnie naiwnością byłoby oczekiwać od ewentualnych bardziej niezależnych, demokratycznych rządów islamskich przyjaźni wobec dotychczasowego pana i tyrana. Każde wyjście z sytuacji wydaje się obecnie konfliktogenne. Nawet jeżeli chwilowo USA ugasi sytuację w regionie, to demonstracja siły ludowej zapisze się na stałe w pamięci tworząc w świadomości na dłużej furtkę społecznej interwencji obywatelskiej. Jeżeli państwa jak Egipt wyzwolą się spod kurateli amerykańskiej, charakter pobliskiego Izraela i wyrównujący się na korzyść krajów arabskich współczynnik siłowy doprowadzi jeżeli nie do otwartego konfliktu to stałego podziału, rodzaju wyścigu zbrojeń lub polityki izolacjonistycznej, która również odbije się na obu stronach, w tym na gospodarce USA, cenie ropy [kluczowej dla świata] czy sytuacji w samej Unii Europejskiej. Wielki wschodni pasztet, który wzrastał w piecyku przez dekady, wydaje się obecnie istną puszką pandory, inicjatywa na chwilę obecną jest jednak po stronie rdzennych mieszkańców, którzy po raz pierwszy od dawna mają poczucie siły i autonomii - z czego tak łatwo jak chciałaby administracja Obamy nie zrezygnują - i mało prawdopodobne by pomogli tu szefowie wywiadu mianowani na zastępcę dyktatora jeżeli zwrócimy uwagę na palone i przekreślone flagi Izraela, powiewające wśród demonstrujących mieszkańców Egiptu wśród protestujących mas...

piątek, 28 stycznia 2011

Bliski Wschód: Reaktywacja

W ślad za Tunezją rewolty społeczne ogarnęły kolejne kraje wybrzeża Morza Śródziemnego siejąc niepokój i zakłócając poczucie ładu jakie do tej pory zapewniały 'unormowane' realia rządowe i dyktatorzy zwiastujący pieczę nad tymi krajami. Choć nieco odmienny od Tunezji w realiach gospodarczych Egipt ma inne tło geopolityczne to powody i motywy dla rozruchów społecznych wydają się podobne: brak perspektyw dla bezrobotnych, ubożenie i problemy żywnościowe oraz sparaliżowane i zawieszone w bezczynności masy w dojrzałym wieku i potencjalnie produkcyjne a obecnie zdeterminowane do zmiany warunków pracy i płac w kraju. Cała sytuacja w regionie zdaje się wymykać z rąk hegemonom: także samej Unii Europejskiej; lecz przede wszystkim USA, które nie kontrolują - przynajmniej chwilowo - przebiegu wydarzeń w kierunku przewidzianego dla regionu scenariusza. Egipt może być punktem zapalnym, zwiastunem powszechnej-narodowej rewolucji do której gotowość komunikują nam ostatnie wydarzenia w tym kraju, które przeczą szeroko rozumianym interesom imperialnej strategii mającej dotychczas monopol w bezbronnym regionie.

Gdy z podziemi wyrosła przed naszymi oczyma Hillary Clinton przemawiając w telewizji na temat konieczności poszanowania praw człowieka oraz zasad demokratycznych w Egipcie ponownie dostaliśmy próbkę metod polityki Stanów Zjednoczonych wobec krajów mających być docelowo poddanymi drenażowi ekonomicznemu i kontroli militarnej. Przez ostatnie dekady i czas moich obserwacji mediów publicznych nie spotkałem się z jakąkolwiek krytyczną oceną czy krytyką rządu Egipskiego ze strony 'demokratycznych' państw UE czy USA. Dotychczasowa i wieloletnia dyktatura i łamanie praw człowieka oraz zasad demokratycznych w Egipcie [na modłę ujawnionych, mających miejsce zdarzeń na Sri Lance przez Wikileaks] była popierana przez imperialną strategię kolonializmu USA, wobec czego problem zdawał się nie istnieć - powstał z impetem w momencie gdy spadła możliwość kreowania i determinowania biegu wydarzeń w regionie. Egipt będący bazą wywiadowczą USA w regionie i przyczółkiem do pacyfikowania północnej Afryki od lat miał nienaturalnie wysokie jak na będące z założenia dyplomatyczne zatrudnienie w 'ambasadzie' amerykańskiej, miał także w pełni tolerowaną i popieraną przez USA dyktaturę - której nie wypominano wolności słowa, praw człowieka i wszystkich innych frazesów jakimi operuje Hillary Clinton - jednocześnie kontrolując ekonomicznie i okupując militarnie inne państwa. Chciałoby się powtórzyć za główną postacią "Avatara" J. Cameron'a - "Gdy ktoś siedzi na szajsie, którego chcesz, obwołujesz go wrogiem i uprawomocniasz kradzież".

W tej chwili niepewność dyplomacji USA zbieżna jest z niepewnym końcem obecnych zamieszek. "Prezydent" Hosni Mubarak stwierdził w dopiero co zakończonym orędziu, że poprosi rząd o złożenie rezygnacji - co raczej nie ugasi wściekłości ludu, wściekłości i sprzeciwu nakierowanego przede wszystkim przeciwko osobie Mubaraka, planującego utworzenie dynastii wraz z mianowaniem na swojego następcę własnego syna - ale przede wszystkim prezydenta rujnującego kraj przez lata nie podejmując kompletnie żadnych progresywnych zmian w kwestii praw socjalnych - zamiast tego utrzymującego państwo - jak na zamówienie USA - w stanie kompletnej stagnacji i zawieszenia, w stanie permanentnej oazy dla... zachodnich turystów. Rząd Polski a co za tym idzie Wiadomości skupiły się w informacjach na temat zaistniałej sytuacji w Egipcie głównie na kwestii zagrożenia dla turystyki w regionie. Pomijając wątpliwy charakter relaksu odbywanego w zamkniętych strefach przyhotelowych dla przybyszy z 'lepszego świata', mających kontakt tylko z uśmiechniętymi kelnerami i z handlarzami pamiątek [gdyż wyjście 5 metrów poza teren hotelu grozi nieprzyjemną konfrontacją z ubóstwem] należy zwrócić uwagę na bezpośrednią zbieżność perspektywy informacji krajowych z linią prowadzonej przez Stany Zjednoczone polityki wobec Egiptu. Kiedy dyktatura jest na nasze [Amerykańskie] kopyto nie mówimy o niej głośno ani słowa - tak samo podległe tej linii i kontrolowane dziennikarstwo funkcjonuje w Polsce. Gdy powstaje niebezpieczeństwo zmiany dotychczasowej sytuacji, zaczynamy atak od wytknięcia braku wolności słowa, demokracji, statui wolności, niemożliwości publikacji książek przez P. Coelho czy jeszcze innych punktów z niezbędnika człowieka 'wolnego' w świecie gdzie na miejscu kapitał zgromadzony przez 1% przewyższa środki prawie całej reszty społeczeństwa a opieka zdrowotna pomimo najwyższych na świecie wydatków nie jest w stanie pokryć całości społeczeństwa.

Egipt, Tunezja, Jordania. Te kraje i obecne wrzenie jakie ma w nich miejsc za sprawą rewolt jest zwiastunem niepewnych w wyniku zmian. Z równym prawdopodobieństwem można w tej chwili sądzić, że za obecnego dyktatora zostanie wprowadzony inny, powstanie marionetkowy "demokratyczny" a neoliberalny i skolonizowany z zewnętz rząd, lub wręcz przeciwnie powstanie Islamska Republika albo inny ustrój silący się na mozoły starań o własną niezależność i lepsze warunki dla solidarnego społeczeństwa. Ewentualne władze, które nie podporządkują się woli USA czeka trud walki o swoje w warunkach izolacjonizmu, embarga, wrogo nastawionej machiny propagandowej w 2/3 cywilizowanego świata i innych 'przyjemności' wynikających z prób wyłamania się spod kontroli dotychczasowego suzerena. Czy pobliskie kraje będą w stanie pójść śladem Egiptu, czy nastąpi realna przecież interwencja wojskowa USA w regionie, jak zachowa się Izrael [kolejny przyczółek polityki USA, tuż za wschodnią granicą Egiptu], czy UE pójdzie na ślepo w ślady stanowiska amerykańskiego, jaka grupa wyjdzie na czoło władzy jeżeli protesty nie załamią się i nie rozejdą po kościach po demonstracji sił z obu stron - odpowiedzi na te pytania da nam najbliższa przyszłość. Burzliwe, kompletnie niespodziewane i zaistniałe w tak nieodległym sąsiedztwie Unii Europejskiej wydarzenia ostatniego miesiąca dają prawdziwą próbkę wewnętrznych, nieuchronnych tarć i konfliktogenności panującego neoliberalnego i neokolonialnego w założeniach doktryny systemu. Pozostaje nam reprezentować troskę o coś więcej niż turystykę w regionie oraz spoglądać z nadzieją na przypuszczalne zmiany, które echem bardzo szybko znajdą odbicie w nastrojach i sytuacji samej Unii Europejskiej...

środa, 26 stycznia 2011

Walka Neoliberalizmów / Perspektywy

W życiu publicznym i politycznym w Polsce, ostatnią instancją i najwyższym autorytetem ekonomicznym jest prof. Balcerowicz. Ciężko w to uwierzyć, kiedy skontrastujemy to z masową niechęcią do niego wśród przeważającej części społeczeństwa. Mitycznie "udana" transformacja ma być nieśmiertelną pieczęcią dla niepodważalności rozsądku i mądrości każdej opinii tego cesarza ekonomii. Wszystkie stronnictwa za wyjątkiem sporadycznie SLD czy osoby Grzegorza Kołodki - Prawo i Sprawiedliwość, Platforma Obywatelska - obie te partie w fundamentach wpisany mają służalczy stosunek względem najagresywniejszej formy neoliberalnej szkoły Balcerowicza. Problem z mnożącymi się wraz z narastającymi problemami lobby funduszy emerytalnych opiniami L. Balcerowicza tkwi w jego wstrzymanej ewolucji światopoglądowej i jego fundamentalizmie ideologicznym, który obecnie lśni radykalnością proponowanych rozwiązań jak zamach samobójczy pośród wszystkich form protestu. O ile neoliberalny świat się uczy i nauczył się prowadzenia zmian i reform w krajach pierwszego i drugiego świata [do których Polska chociażby geopolitycznie jest przywiązana] o tyle L. Balcerowicz nadal czuje się jak świeży desantowiec neoliberalizmu w stylu Rambo, brnący z karabinem strzelającym cięciami budżetowymi przez dzicz co najmniej Wietnamu lub Komunistycznych Chin [we własnym mniemaniu].

Tym samym rola Balcerowicza uległa diametralnej przemianie. Żaden rozsądnie i tak - ultraliberalny - rząd pokroju PO nie będzie forsował poglądów tak dalece skrajnych na swoją linię frontu ideologicznego. PO i funkcyjny liberalizm opanował bowiem naukę płynącą z lekcji jaka pochodzi z doświadczenia potrzebnego by utrzymywać się przy władzy. Utrzymywanie się przy władzy wymaga tego delikatnego balansowania wśród zadowolenia społecznego. Pomimo wszelkiej propagandy 'uwalniania gospodarki' poparcie dla prywatnej służby zdrowia [mimo agresywnej, wieloletniej kampanii medialnej przeciwko tej formie finansowania ubezpieczenia zdrowotnego] czy prywatyzowania szkolnictwa i sprzedawania wszystkich akcji w kluczowych sektorach gospodarczych [co proponuje Cesarz Balcerowicz] nie znajdą poparcia w społeczeństwie. Nieważne wobec tego jak bardzo Donald Tusk tęskni za takimi rozwiązaniami skoro nadrzędną funkcją PO ma być utrzymywanie się przy władzy, które to pozwala wprowadzać drobniejsze ale stale pogłębiające prywatyzację gospodarki zmiany i, które ubezwłasnowolniły opozycję, wymagającej głębszych i bardziej jednoznacznie negatywnych reform by znacząco zacząć zyskiwać poparcie społeczne i móc zagrozić monopartyjnej dominacji doktryny populizmu ideologicznie liberalnego - choć jak opisałem powyżej dostosowanego do realiów lokalnej gospodarki i stopnia zaawansowania społecznego.

Tym samym kraj przed jakim rozpościera się niewesoła [dla gospodarki] perspektywa zmniejszania się populacji i przyrostu w społeczeństwie i tak wysokiego już obecnie odsetka emerytów i rencistów zamiast akumulować kapitał w swoich własnych - publicznych - zakładach ubezpieczeniowych rezygnuje ze wszystkich profitów na rzecz polityki krótkoterminowych zysków i taktyki możliwie jak największej uległości względem sektora prywatnego i zagranicznego - dokonującego drenażu mózgów oraz kapitału za naszą granicę. Kraj niezdolny do kreowania miejsc pracy oraz utrzymania osób, które wykwalifikował w zawodzie za własne fundusze jest coraz bardziej ubezwłasnowolniony i kolonialny, służalczo nastawiony względem sektora prywatnego i korporacyjnego - który to przymusza obecnie Polskę [z powodu braku wewnętrznego protekcjonizmu] do rywalizacji w stawkach z za niedługo krajami trzeciego świata, w perspektywie całkowicie bez publicznej opieki zdrowotnej czy szkolnictwa. Innymi słowy: to ciągle ta sama manipulacja neoliberalna dokonana na podbitym przez wcześnie zastosowaną doktrynę szoku prosto od Balcerowicza państwie. Polska poza krótkoterminowymi przebłyskami rozsądku i poza kilkoma zaledwie rozsądnymi ministrami finansów nie dorobiła się zdolnej do samodzielności ekipy rządzącej, która zamiast wprowadzać podatki liniowe dla przedsiębiorców i zmniejszać podatek od spadków [co zagwarantowały nam partie 'opozycyjne'] wysunęłaby przeciwstawny program rzeczywistej solidarności społecznej i akumulacji wartości dodanej w państwowej kasie, zamiast na eksport do uśmiechniętych doradców premiera, z których druzgocząca większość ma interesy by ZUS i emeryci konali kosztem rentowności i efektywności wyzyskiwania pieniędzy z funduszy OFE, które a nuż [miejmy ufność w bogu] zbierze się na tą obiecywaną w założeniach liberalizmu hojność w filantropii...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Szkic z globalizacji

Nowoczesny kapitalizm zapewnił nam całkowitą dezintegrację pojęcia społecznego bezpieczeństwa. Nieliczni przedsiębiorczy i zdolni emigrują na zachód gdzie są włączani w umiędzynaradawiające się struktury władzy i jej zaplecza. W krajach gdzie zwiększa się odsetek emerytów i rencistów a na nich i na słabnącą klasę pracującą przerzucane są koszty utrzymania społeczeństwa jedyna droga to droga we wtórny kolonializm i kompletną alienację względem obecnego w mainstreamie ideału gospodarczego funkcjonowania nowoczesnego państwa - to wykluczenie z kategorii wytworzenia strefy zakazanej. Marzenia o luksusowych towarach, wyśnione realia seriali i filmów, odmiana polityki w, której zastępuje się ją administracją, która to następnie pozoruje na niewinną do granic obłudy i fałszu oraz słabość i niezdolność w produkcji ideologicznej jakichkolwiek realnych stronnictw - to tworzy krajobraz współczesnej Polski. Kraj, który reprodukuje swoje społeczeństwo w narastającej biedzie a mimo to pozostaje pozbawiony środowisk zdolnych do krytycznej oceny i nonkonformistycznego nastawienia. Niewielka drobina na mapach, i można poczuć ulgę wiedząc, że jest to mapa Europy, która oddziałując tworzy pole pod szerokie zmiany, gdzie Polska jest jedynie odbiciem szerszych prądów ekonomiczno - ideologicznych w gospodarce EU. Moment historyczny w jakim przychodzi nam się znaleźć jest bardzo charakterystyczny. Mamy okazję obserwować powolny rozpad wszelkich barier identyfikacyjnych - poza tą majątkową. Orientacja seksualna, płeć, narodowość, wiek - ta cała rama klasyfikacyjna zostanie zastąpiona schematem klasowym i majątkowym, który przyniesie światu zglobalizowane realia gospodarcze.

Przy jednoczesnym wspieraniu tych unifikujących zasady rywalizacji ekonomicznej zmian należy równie silnie niwelować ich negatywne skutki. Rynki pracy, które decydują się bronić przed tym poszerzaniem perspektywy ekonomicznej są zdradzane przez lokalnych kapitalistów. Lokalnie postęp może doprowadzać do katastrofalnych regresów kosztem wzrostu w krajach na drugim końcu świata. Wojny napastnicze, konflikty na tle od rasowego po religijny i każdy inny będą efektem ksenofobii przed poszerzeniem perspektywy ekonomicznej, ksenofobii uzasadnionej jedynie częściowo i powierzchownie. Część z rynków musi jedynie zmienić naturę swojego uzyskiwanego przychodu - tu uświadamiamy sobie jak kluczowe będą prawa patentowe i intelektualne, które będą głównym orężem w rozrysowywaniu podziałów przyszłego świata i jego rywalizacji gospodarczych podmiotów. Ta całościowa sytuacja daje nam niewygodne uczucie bezradności w makro skali, która jest jednakże podwójnie pozorna. Po pierwsze na skalę lokalną cele pozostają te same: minimalizować rozwarstwienie kosztem tych, którzy najmniej na tym ucierpią a po drugie nowo powstałe społeczeństwo informacyjne otwiera pole pod coraz większe wzajemne zbliżanie się do siebie kultur. To spływające do jednej rzeki motywy - niczym trendy w rozrywkowym kinie akcji, gdzie z kolejnymi dekadami do głównego bohatera przyłączają się przedstawiciele innych ras, nie w dotychczasowym charakterze wrogów, lecz przyjaciół. Tak samo funkcjonuje poszerzająca się uniwersalizacja człowieczeństwa. Tu docieramy przed jeden z palących obecnie Europę problemów; problem faszyzacji na tle religijnym mającym także swój ateistyczny odpowiednik... Problem z Islamem nie jest taki, że jego wyznawcy nie dostosowują się i wysadzają się masowo w autobusach - wtedy nie istniałaby nawet potrzeba dyskusji nad tym co należy robić z członkami tej wspólnoty religijnej. Problem dotyka o wiele głębszego lęku, opartego mianowicie oto iż Islam doskonale dostosowuje się do warunków zachodnich powodując tym samym zanik dotychczasowego przekonania Europejczyków mających konserwatywne poglądy gospodarcze na temat własnej wyjątkowości i nietykalności ze względu na charakterystykę rasową czy religijną [teraźniejszą lub przeszłą]. Rozstania z izolacją i dogmatyzmem mniejszościowym to obecnie powszechność. Kiedy porządek symboliczny zostanie pozbawiony tego pierwotnego lęku - rozpadnie się wedle najbardziej przerażających dla jego współczesnych uczestników scenariuszy. Jeśli okaże się, że wartości 'prawdziwego patrioty' może reprezentować kolorowy piłkarz w reprezentacji kraju w piłce nożnej, jeżeli całe uzurpowanie sobie jakości i wyższości etycznej/co za tym idzie gospodarczej przepadnie - zastąpione realiami zróżnicowanej ewolucji gospodarek i lokalnych realiów - staniemy przed prawdziwą i nieuchronną globalizacją. Będzie to glob uniwersalnych, pozornych wartości gdzie odsłoni się porządek realny, w którym zostaniemy nadzy z podziałem klasowym w rękach - czymś czego tak wielu śmiertelnie się obawia. Globalizacja to jednak nie cudowne lekarstwo a raczej ten sam problem w makroskali. Coś co stanie się widoczne dla obserwatora poza tłem zdarzeń być może będzie zupełnie niedostrzegalne dla uczestników, którzy zastaną opisaną przeze mnie sytuację. Uprzywilejowana pozycja malarza malującego sam pejzaż pozbawia nas widoku na postać samego malarza, który rzadko sam siebie umieszcza na malowanym przez siebie obrazie. Świat o prostszej mechanice ale jednocześnie o wiele wulgarniejszej i cięższej do sforsowania kontrideologią formie będzie polem pod ostateczne dialektyczne zmagania.

Postępujące możliwości produkcyjne świata powinny dać od pewnego momentu zdolność zaspokajania potrzeb struktury społecznej, która w swoim rozwiniętym stopniu opanuje kontrolę urodzeń w swojej reprodukcji. Będąc tak defetystyczni i pesymistycznie usposobionymi względem obecnej sytuacji światowej powinniśmy zdawać sobie sprawę jak ogromnej chmarze, rzeszy ludzkiej - w porównaniu do przeszłości - zapewnia się obecnie byt na satysfakcjonującym i nobilitującym do przeżycia poziomie. Czy człowiek poskromi swój przyrost naturalny tworząc w perspektywie porewolucyjnej imitację żywej utopii, czy wymrze wraz z ostatnim zjadliwym listkiem jest sprawą otwartą, w której w scenariusz inny niż ograniczenie przyrostu naturalnego nie ma zasadności zawierzać - musielibyśmy wtedy bowiem uznać doprawdy cudowną genezę tego dokonania, które zrealizowane zostało przecież we współczesnych krajach rozwiniętych. Lokalizacja przemian wydaje się jednym z kluczowych zadań na najbliższą przyszłość, tak samo paląca jest konieczność wytworzenia szerszych niż narodowe komórek społecznych - wspierających lokalne trudności jednych, produktem zewnętrznych o lepszej koniunkturze. Mamy przed sobą perspektywę międzynarodowych związków zawodowych z masowymi ruchami, będącymi w stanie spontanicznie i synchronicznie realizować swoje interesy. Współczesne, uległe międzynarodowemu sektorowi finansowemu rządy bliźniaczo podobne do siebie w programach ekonomicznym a różniące się jedynie regionalną specyfiką modnych tendencji w społeczeństwie zaczną, a nawet już zaczynają mieć przed sobą równie skonsolidowanego przeciwnika w postaci globalnej klasy pracującej, którą zatrzymać obecnie starają się lokalne odmiany faszyzacji etnicznej albo nadmiernej uległości względem ultraliberalnego modelu gospodarczego. Kraje rozwijające się w potencjale wymuszą jednak przerwanie tej maszynerii ogłuszającej społeczeństwa klas rozwiniętych w stronę albo unii ekonomicznej albo bezpośrednią przyczynę konfliktów każdego możliwego typu, łącznie z nagłym izolacjonizmem państw rozwiniętych od 'wyczerpanych' już w potencjale spekulacyjnym krajów trzeciego świata i trzeci świat opuszczający. Obserwując funkcjonowanie giełdy czy wymiany ekonomicznej całościowo - uświadamiamy sobie jaka jest rzeczywista istota spekulacji finansowych, które jak dotąd są najbardziej efektowną metodą bogacenia się koncernów i podmiotów ekonomicznych. W swej mechanice rywalizacja na zewnętrznych, nieraz zupełnie podporządkowanych rynkach w perspektywie wyrównuje poziom wyczerpując w krótkiej perspektywie przewagę spekulacyjną. Zasada neokolonializmu potrzebuje stale nowych struktur pod eksploatację. Jeśli założymy limit tej taktyki i tym samym konkretnie zarysujemy w przestrzeni i czasie koniec stosowanej retoryki ideologii neoliberalnej otrzymamy perspektywę świata w przerażającej dla kapitalistów stagnacji ekonomicznej, gdzie akumulacja kapitału ewoluuje w permanentny przestój wprowadzając na powrót hierarchiczny charakter społeczny na kształt piramidy feudalnej lub nieunikniony przewrót i zmianę paradygmatu systemowego.

Globalizacja przebiega nie tylko poprzez pływy ideologiczne czy otwarte starcia politycznych oponentów w najróżniejszych realiach. W przestrzeni materialnej odbiciem 'niewidzialnej ręki globalizacji' są naciski i presje gospodarcze, które włączają kolejne podmioty w coraz to większe syntezy systemów ekonomicznych. Ciekawy przykład na funkcjonowanie procesów globalizacji daje przyszła możliwość do leczenia się w dowolnym punkcie medycznym na terenie Unii Europejskiej. Prawo to wejść ma w ciągu dwóch lat, zmieniając jednocześnie o 180 stopni dotychczasową politykę m.in polskiego finansowania usług zdrowotnych. W obliczu tych zmian płacenie NFZ większych składek stanie się koniecznością w ramach spłacania długu powstające z chwilą realizacji zabiegów medycznych za granicą, tym samym układ wspólnotowy UE wytworzy strukturę na kształt spółdzielni, która funkcjonując na makro płaszczyźnie stworzy presję pod lokalne zwiększenia nakładów na opiekę zdrowotną. Tym samym polityka spójności zrobi kolejny krok do przodu w stronę kreacji - będącej wyższą instancją - determinacji ponadnarodowej na skalę Europejską. To właśnie ta presja w standaryzowanie realiów gospodarczych jest czynnikiem stabilizującym to co lokalnie wydawać się może w skali narodowej jedynie rosnącym rozwarstwieniem. Prawa integrujące Unię Europejską powinny przybierać w kolejnych latach na sile z coraz większą intensywnością z uwagi na rosnące i bardzo koherentne w strukturze mimo swych znacznych rozmiarów Chiny oraz integrujące się kraje Ameryki Południowej. Tak jak ścieramy się we współczesności [świecie częściowej globalizacji] - tak samo w przyszłości [świecie bliżej finalnego projektu postkolonialnego] pozostanę podobne problemy. Socjalizacja i poskramianie realiów bezlitosnej gospodarki, łagodzenie efektów wzbogacania się jednej grupy pomocą dla tej drugiej, pozbawianej wartości pozwalającej na godne życie pozostanie aktualnym. Jakkolwiek górnolotne mogę się wydawać sentencje i formuły poetyckie, jak bardzo wirtuozerski może być jazz czy inna forma współczesnej elitarnej sztuki to jako gatunek ludzki pozostaje nam dalej obracać się w sferze zapewnienia członkom społeczności chleba i dachu nad głową. A potem każdy dostanie czas na dojście do jedności duchowej ze światem, niczym szary i coraz bardziej pospolity społeczny, w perspektywie- masowy - Budda.

czwartek, 6 stycznia 2011

Zmiany zbyt wielkie by zauważyć

Ponieważ upływa dekada, i to dekada ważnych wydarzeń na świecie, zdecydowałem się na formułę podsumowania zaproponowaną przez kilku innych autorów ze środowisk lewicowych. Mój opis skupi się na globalnych wpływach i transformacji jaka się na nich dokonała w ostatnim dziesięcioleciu. Przyczynkiem do opiniowania poprzedniej dekady będą dla mnie dekady jeszcze wcześniejsze, tak by krótkoterminowy defetyzm nie zaćmił perspektywy dziesięciolecia, które rozpoczęło na dobre erę globalną.

Wczujmy się najpierw w początek, rok 2000. Era względnego dobrobytu i pasma sukcesów oraz dominacji we wszystkich aspektach doktryny neoliberalnej. To dzisiaj idę do Empiku i jestem w stanie kupić tam pozycje typu "Nowomowy Neoliberalnej" czy inne otwarcie świadome pozycje, będące pewnym standardem oddziaływań i formą opiniotwórczą do wystarczającego stopnia by ekonomiści neoliberalni odnosili się do krytyki swojej doktryny podejmując jej obronę. Na początku dekady taka sytuacja wydawała się nierzeczywista. Mało tego, Bushyzm i kowbojska odmiana bezpruderyjnego, otwartego imperializmu USA z uformowanym jawnym poddaństwem Polski względem tej doktryny napawała o wiele większym lękiem niż dzisiejsza sytuacja, kiedy krytyka czy nawet niechęć do tej polityki z początku dekady jest czymś obecnym w main streamowym przekazie nawet u nas. Teraz możemy ocenić, że Bush był fajerwerkiem na koniec pewnej epoki, i nie chodzi tu o nadejście epoki Obamy - który w kluczowych aspektach zdaje się powielać metody Busha - lecz złamanie jednorodności i tej całkowitej supremacji Stanów Zjednoczonych od czasu załamania się Związku Radzieckiego, nad którym zwycięstwo USA celebrowały całą epoką bezkarnego neoliberalizmu co echem odbiło się w krajach na całym świecie, włączając w to Polskę począwszy od reform Balcerowicza...

Ta polityka USA wytworzyła realną, jawną opozycję. Ameryka Łacińska dokonała jako pierwsza złamania tego poddańczego paktu i obecnie jest świetnym przykładem na odzyskiwanie autonomii po całkowitym skolonizowaniu jej przez kapitał USA. Kolejnym przełomem dekady, również decydującym w odniesieniu do teraźniejszości jest rozwój i upodmiotowienie się w pełni Chin. Państwo które przez połowę dekady ukazywane było jak obecnie Korea Północna, stopniowo jednak wraz z rozwojem siły kapitału i jego oddziaływania na USA ociepliło swój wizerunek ograniczając propagandę przeciwko sobie do przebąkiwania o Tybecie. Coś pękło ponownie gdy Euro zyskiwało na sile i dominowało nad dolarem amerykańskim. Unia Europejska okazała się w czasach przed eksplozją balonika hipotecznego i kryzysu gospodarczego realnie konkurencyjnym albo równorzędnym podmiotem ekonomicznym. Lata dobrobytu i opiewania modelu Irlandzkiego musiały dobiec końca, pokazały jednak, że w Europie może zafunkcjonować skuteczna gospodarka. Przypomnijmy sobie lepsze dla Polski lata od 2002, kiedy echo liberalnej polityki i wyprzedaży publicznej własności sprawdzało swoje zadanie na swą przewidywalnie krótką metę, ale jednocześnie kiedy z Polski nie emigrowały jeszcze miliony ludzi by stać się niewykwalifikowaną siłą roboczą.

Byliśmy świadkami zmian o wiele głębszych niż wskazują pozory. Część lewicy zdaje się bezpośrednio utożsamiać porażkę polityki socjaldemokratów Europejskich jako swoją własną, wylewane łzy nad tymi zdarzeniami zdają się przeskakiwać nad obecnym, pozytywnym aspektem tych wydarzeń. Prysło złudzenie kreowania bezpośredniej opozycji systemowej w warunkach ekonomicznych narzuconego neoliberalizmu. Możemy obecnie bez złudzeń przedzielić scenę polityki UE i połączyć wspólną polityką gospodarczą Liberalną dużą część uważających się za socjalne w wymowie grup z całej Europy. Najwyraźniej zaobserwować ten rozłam realnego od symbolicznego w lewicy Europejskiej można było na przykładzie utworzenia się die Linke z SPD. Jeżeli jesteśmy już przy Brukseli i Europie, warto zaznaczyć także klęskę pozornie autonomicznych postulatów Zielonych w których upatrywano obietnicy zmian i w których pokładano duże nadzieje jako kompromis racjonalny między zwalczającymi się doktrynami socjalistyczną i neoliberaliną. Dekada ta równocześnie uzmysłowiła jak nierealne są zamierzenia polityki izolacjonistycznej a rozrost międzynarodowego sektora kapitalistycznego i korporacyjnego zaznaczył się do stopnia w którym można mówić o nim jako nadpaństwie, z niejednokrotnie kluczowym głosem w realiach narodowych, które w państwach słabych przestały mieć możliwość autonomicznego utrzymywania się. Potencjalnie najbardziej pesymistycznym wydarzeniem dekady było pryśnięcie złudzenia o możliwości szerszego, bardziej totalnego oddziaływania na kapitalistyczny system bez globalnej sieci sojuszy i poszerzenia ujęcia na makrostrukturę systemu neoliberalnego.

Fałszywymi są jednak budzące w wielu poczucie bezpieczeństwa staroświeckie podziały narodowe, jakie zostały silnie nadżarte przez funkcjonowanie neoliberalizmu. Czy rzeczywiście dawna perspektywa lokalnych starć o lokalny rynek pracy jest bardziej optymistyczna? To co budzi tu lęk to poczucie atomizacji środowisk lokalnej lewicy, niemniej zdecydowanie bardziej wzrosła po pierwsze nieprzewidywalność, ale także dostępność do udziału pierwiastka przypadkowości. Dobrym przykładem będzie kluczowy dla całej dekady kryzys gospodarczy, kiedy po raz pierwszy od dziesięcioleci banki i bankierzy stali się nemezis w publicznym wymiarze informacyjnym. Negatywne w skutkach przerzucanie kosztów pomocy sektorowi finansowemu na klasę pracującą dało przedsmak jawności działania neoliberalizmu w realiach cywilizacji informacyjnej. Niech nie zniechęca nas pasmo paru niepowodzeń w najnowszych strajkach, chociażby Greckich. Jawność działań protekcjonistycznych względem sektora prywatnego sięgnęła pozwalającego na optymizm stopnia > który wymusi na obywatelach Unii Europejskiej oddanie głosu na przeciwną doktrynę. W tym głowa obecnej lewicy, by jasno definiować się jako przeciwwaga dla liberalnej i socjaldemokratycznej-de facto zdradzieckiej doktryny ekonomicznej. Bacznie należy obserwować Unię Europejską i powstające formacje a także jednoczyć front Europejskiej perspektywy socjalistycznej. Pamiętajmy również, że odpowiedź na kryzys ze strony obcinających prawa socjalne państw UE dopiero się rozpoczyna, dopiero w ciągu następnych lat społeczeństwa odczują skutki tej polityki. Emeryci z emeryturą 500 zł, coraz bardziej prywatna opieka zdrowotna, elastyczność pracy tożsama ze zrównoważeniem pracy z pozostawaniem w strefie czarnego rynku, napór ze strony Chin i państw trzeciego świata czy pływy kapitału, który będzie bezlitosny dla klasy pracującej w Europie. To zapowiada radykalne i burzliwe następne miesiące, lata. Osobną kategorią jest wspomniany napór państw trzeciego świata, które wraz z rozwojem i bogaceniem się uzyskają w końcu autonomię demokratyczną, bądź drogą rewolucyjną przejdą jako pełnoprawne podmioty ekonomiczne w globalny system oddziaływań gdzie zaznaczą swoją pozycję w postaci uzyskania zdolności do oddziaływania protekcjonistycznie i progresywnie w warunkach socjalnych. Czy jest w stanie powstać trzeci świat tu gdzie obecnie go nie ma, czy też nie, czy rozszerzy się on na skalę globalną tworząc lokalny trzeci świat w każdej przestrzeni a dobrobyt rezerwując dla zdecentralizowanej zmiennej?

Reasumując, świat zmienił się do nieprzypuszczalnego stopnia. Mnogość podmiotów ekonomicznych, klęska jednorodności "Końca Historii", reklamy w Chińskim języku na boiskach w Europie, socjalizm jako koncepcja powracająca i sprawdzająca się w praktyce, utrata złudzeń w stosunku do oportunizmu grup lewicowych które zostały zdemaskowane jako liberalne - wszystko wskazuje na rosnący ferment i niepewność, złamanie totalności neoliberalizmu i neokolonializmu, którego pewność siebie w najbardziej symboliczny sposób została złamana podczas zamachu na World Trade Center. Era standaryzacji modelu wymiany ekonomicznej, nie okazała się erą jednorodnej dominacji systemu gospodarczego czego najlepszym dowodem niech będą państwa ratujące międzynarodowe banki w chwilach załamania tych drugich czy Chiny wyrastające na najszybciej wzrastającą potęgę ekonomiczną. Nie żyjemy już w świecie Busha w roli Wielkiego Brata, któremu winni posłuszeństwo jesteśmy z urzędu, mamy też nowe pokolenia, które w zglobalizowanej rzeczywistości nie będą się kierowały uprzedzeniami historycznymi jeżeli wyczują możliwość wywołania faktycznej zmiany. Niewidzialna ręka wolnego rynku okazała się być pilotem z fałszywą licencją, czas żeby rzeczywista polityka socjalistyczna konstytuowała się do przejmowania sterów po kolejno następujących katastrofach a pora na szybkie reagowanie właśnie nadchodzi...

wtorek, 4 stycznia 2011

Nowa propaganda sukcesu

Logo pochodzi z nadawanego od jakiegoś czasu na kanale Kino Polska programu transmitowanego przed emisję seriali "Szpital na peryferiach" oraz "Kobieta za ladą". "Studio Propagandy Sukcesu" jest przekomiczną instancją totalitarnej propagandy we współczesnej przestrzeni medialnej.
Medium owo nie zajmuje się nawet przekonywaniem nas do swoich racji, nie uznaje pola naukowej czy popularnej dyskusji, nie zaprasza nas do współudziału. Wręcz przeciwnie. Jest tak bardzo pewne siebie, że nie zajmuje się przekraczaniem porządku innego niż symboliczny - tu także tkwi wspomniany przeze mnie totalitaryzm, który zawiera się w całkowitym monopolu informacyjnym i kompletnej pewności siebie na temat nienaruszalności swojego stanowiska. Prosty przykład z tegoż programu: dostajemy widok z fabryki, gdzie robotnicy pracują [w okresie PRL] po czym rozkoszny głos [w domyśle fałszywy] informuje nas że są tam tylko drobne wypadki, obrazując przewrócenie się robotnika. Dziecko, ktoś z innego kręgu kulturowego zrozumiał by przesłanie bezpośrednio. Dopiero całe tło cywilizacyjne - propagandowe które jest normatywne dla społeczeństwa wtóruje za głosem opisującym niegroźny wypadek - "To oczywiście żart, wiemy jak to wszystko wyglądało" - ale tego nie trzeba już mówić - tak zostało to uznane przez twórców propagandówki, którzy w bezpośrednim poznaniu, a więc przed instancją społeczną jednocześnie uniewinniają się, nie będąc bowiem stronniczy a jedynie dopełniający perspektywę main streamu, pieczętując ją na trwałe. W dalszej części tekstu odbiegnę już od tego konkretnego przykładu, jest to bowiem symptom o wiele cięższej choroby hipokryzji do której kluczem okazuje się samo brzmienie słowa "socjalizm".

Seriale, zewsząd seriale. Ze zdziwieniem zaobserwowałem iż na wszystkich kanałach ostatnimi czasy o godzinie 20:00 [prime time] odnajdujemy właśnie kolejne odcinki seriali. Czy to nałóg? Prawdopodobnie gdyby nie kampania prowadzona przez Telewizję Polską nie odważyłbym się na aż tak bezpośrednie skojarzenie - hasłem kampanii jest zdanie - "Relaks, który uzależnia". Czy coś co uzależnia może być w domyśle, docelowo relaksujące, zwłaszcza ze świadomością tej nawarstwiającej się sytuacji? To zagadnienie na inną okazję. Serial jest ostatecznym wymiarem propagandy sukcesu, dowodzi tego nie tylko sceneria, wystrój wnętrz czy kompletność charakterologiczna sztucznie odgrywanych postaci [która jest naturalnym przywilejem przy kreacji całości kompozycji każdego reżysera] ale przede wszystkim grono odbiorców - target dla tych produkcji potwierdza że naturą współczesnego serialu jest tłumienie zdolności krytycznego myślenia. Już sama nawet kompozycja serialu przemawia do nas niczym ojciec nie znoszący sprzeciwu. "Asia rzuciła Adama bo przestała go kochać" - rzuci do nas wyobrażona postać z ekranu, i do chwili kiedy sam serial nie zabsorbuje Innego, [trzeciej persony w tym wypadku] jesteśmy w sytuacji gdzie nie ma dla nas nie tylko wyboru ale i serial jest w stanie zagrozić nam ukaraniem naszej projekcji własnego Ja w jego kompozycję. To bowiem z reguły równoległy stan, kiedy oglądając serial kokietujemy go nie idąc na bezpośredni układ z nim a zamiast tego przerzucamy idealne Ja do środka kompozycji i prowadzimy swoisty dialog z produkcją z reguły utożsamiając się z nią do chwili jakiejś drastycznej stylistycznej przemiany.

Wielki Brat - ideologia main streamu spoglądająca na nas gdy oglądamy serial przenosząc się w wymiar Zombie wydaje się nam potakiwać, klaskać. "Jesteś sobą" wtóruje facjata rodem z reklamy kosmetyków. To właśnie jest ten głos systemu przemawiający do nas w konkretnych warunkach, utwierdzający nas w dążeniach oportunistycznych, hedonistycznych i bezpośrednio związanych z konsumpcją w obecnych realiach. Oglądając wiadomości także dostrzeżemy kompletny i celowy bezwład i niechęć do podejmowania tematyki społecznej i systemowej jako strukturalnej. Ile razy w dziennikach torpedowani jesteśmy symbolicznym mianem sukcesu, kiedy pokazuje nam się ofiarę i jej wybawienie poprzez akcję charytatywną, maskującą filantropijny i błagalny jej status wobec systemu? To znamienne, że w Polsce nie istnieje nawet kino społeczne, gdzieś tam co prawda przewijają się jakieś motywy problemów ale są to albo dylematy rodem z komedii romantycznych gdzie nie ważne od decyzji podróż i tak odbędzie się Mercedesem albo indywidualne, wpisane w "Motyw Zwątpienia" treści na poparcie obecnego stanu rzeczy. Tu idealnie wpasowuje się "Wojna Polsko-Ruska" która obrazuje ten schemat wroga [Ruska] pieczętującego naszego Wielkiego Brata w formie satyrycznej choć raczej dogłębnie dramatycznej gatunkowo a traumatycznej dla samych postaci. W mowie potocznej ale i akademickiej również funkcjonuje określenie "Wolna Polska" - ma ono symbolizować obecny stan rzeczy - po powyższych zdaniach wiemy już jak bardzo jest to zwodnicze czy wręcz jawnie fałszywe jest to określenie. Jest jednak podobnie rzeczywiste, należy jednak przeformułować określenie w bliższe rzeczywistości: "Wolna na wpływ".

Propaganda otacza nas z każdej strony współczesnych Polskich realiów. Od bazy informacyjnej, po kompozycję treści kulturowych z włączeniem pola symbolicznego po samo żarcie kiedy idziemy do sklepu. Żarcie? Kiedy idziemy do taniego dyskontu nie tylko jesteśmy spryciarzami bo każdy produkt jest obecnie na przecenie o kilka groszy względem chwili poprzedniej, nie tylko dostajemy świecące i piękne opakowanie, nie tylko mamy wrażenie różnorodności i własnego bogactwa ale przede wszystkim odczuwamy płynącą z zindoktrynowanej świadomości czystą przyjemność. Dla systemu barierą będą dopiero twoje długi. - ale nie martw się, nie jesteś niezastąpiony. To co sztucznie bogate wypiera realizm jako bardziej obiecujące. Dlatego mit pustej półki PRL tak silnie oddziałuje a pełna lecz niedostępna "Wolnej Polski" zawsze będzie górą. Dopóki trwa gra pozorów i wszyscy odgrywają swoje role, trwa obłuda. Gdy ktoś przekona się, że za każdym opakowaniem czeka pasza dla bydła zniesie to wyobrażenie, nigdy jednak do rozpakowania ostatniego wyobrażenia nie dojdzie (zbyt wiele paczek w przyrodzie), ten akt wobec tego musi być symboliczny. Poprzez inwersję możemy zastąpić widmo pustych półek pustymi portfelami, kolejki niech zastąpią ludzie wychodzący z pustym koszykiem albo emeryci wychodzący z aptek bez leku - innymi słowy wszystko może być przedmiotem zawłaszczenia jako ideologiczny obiekt prostego konfliktu wychodzącego wprost ze zwalczania się przeciwieństw.

Studio Propagandy Sukcesu ma nazwę adekwatną, wręcz błyskotliwie wkomponowaną w swoje przeznaczenie. Mówiąc łopatologicznie: ujmuje PRL za czasy kiedy propaganda sukcesu maskowała koszmarną rzeczywistość [o czym wedle przewidywań każdy z nas ma już wiedzieć] po to by obrzydzić puszczane seriale z tych czasów [o innej perspektywie samorealizacji] jako nierzeczywiste. Jeśli chcemy rzeczywistości dostajemy bilet w jedną stronę do Plebanii albo innego Klanu lub zachodnich Dr. House'ów, Zagubionych, Mody na Sukces. Bilet w jedną stronę, bowiem jak brzmi samo hasło - "Relaks, który uzależnia" - jest to stan którego nie dane ma nam być już opuszczenie.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Białoruś - co to ma do nas?

Jesteśmy konfrontowani z wizerunkiem Łukaszenki i dyktatury na Białorusi każdego dnia gdy tylko obcujemy z chociażby samymi Wiadomościami TVP 1. Łukaszenko zabił demokrację, rządzi z woli własnej i bezpieki, przeczy Europejskim wartościom, prawdopodobnie także kościołowi, więzi lub morduje prawdziwych Białorusinów którzy walczą o wolność kraju, nienawidzi szczerze Polaków i ich wolnego kraju oraz prawdopodobnie pod groźbami czai się jego plan wywołania wojny z Polską chociażby tylko po to by zniszczyć tę żyjącą utopię tuż za swoją zachodnią granicą by jego ciemiężeni obywatele nie mieli już ku czemu spoglądać z nadzieją na przyszłość. Prawdopodobnie Łukaszenko ma coś wspólnego z Koreą, Rosyjskością, Komuną, Socjalizmem, Innymi, Tamtymi, jest najgorszym wynaturzeniem spośród zagrażających nam i poprzez to należy się mu bezwzględny opór każdego z Polaków. Gorzej gdyby go nie było, potrzebny byłby wtedy najpewniej inny Łukaszenka, a ten jest tak rozkosznie w pobliżu.

Skoro już mamy jasną perspektywę jaką forsuje nam nasze bardzo zgodne w tym wypadku "wolne dziennikarstwo", warto zapytać jakim celom służy tak stanowcza postawa i skąd ona pochodzi. Białoruś jak w pierwszych fragmentach opisana każe syntetyzować nam po pierwsze: naszą rzeczywistość za demokratycznie obraną, przodującą względem zniewolonych modeli orbitujących poza nawiasem naszej kultury ekonomicznej która ma nieść wolność a po drugie piętnować inną formę ekonomicznej zależności niż nasza. Postawa agresywnego dziennikarstwa na zlecenie wykonującego brudną robotę nie ma nic wspólnego z głosem empatii, postawą mędrca czy postawą chrześcijańskiej opiekuńczości względem słabszych i uciśnionych. Czy dziennikarz w TVP1 mówiąc o dyktaturze i zniewoleniu na Białorusi mówi coś o współczuciu, czy ta treść budzi w nas instynkty zrozumienia? Nie, jawnie wyraża się wrogość. A skoro wyraża się wrogość, powinna zapalić się w głowie każdego obserwatora będącego pod wpływem tej propagandy lampka ostrzegawcza. Dlaczego promuje się agresję, w stronę czegoś co nie tylko nie powinno nam zagrażać skoro jest jawnie gorsze, zniewolone i naznaczone ciągłym cierpieniem? Czy gdy mówię o tak nierealnej obecnie konstrukcji jaką byłaby w naszym środowisku dziedziczna monarchia potrzebuję argumentów do podjęcia krytyki, czy powszechnie moje stanowisko zostanie zrozumiane gdy tylko porozumiem się z odbiorcami za pomocą przekazu symbolicznego?
Model plemiennej władzy rdzennych Afrykańczyków gdy wspomniany obecnie - figuruje jako egzotyka i inność a nie alternatywa [zagrożenie] - i dopiero to wyłączenie odczucia zagrożenia ze strony kontrsystemu dla naszego systemu otwiera furtkę do postaw opiekuńczych, z reguły skazanych jednak na dominację tej struktury która jako pierwsza rozpozna drugą jako brak zagrożenia a więc zlekceważy dialektycznego oponenta. Opuszczamy ten krótki wywód ze świadomością potrzeby Białorusi w układzie Polskiej rozwarstwionej struktury społecznej. "Hej! Jest źle, ale była Katastrofa Smoleńska, Białorusini są obok, trzymamy się razem!" - tak rozbrzmiewa podświadomość odbiorców - izolując rzeczywistość z domeny publicznej. Język narodowy dla tych którzy nie mają niczego. "Zostawmy pieniądze dla milionerów" - mogłaby się odzywać na zakończenie podświadomość chóru społecznej masy.

Skoro wiemy już, że zarówno Białoruś jak i Korea - klasie pracującej i zdecydowanej większości nie zagrażają, nie szykują się one do straceńczej wojny nuklearnej z 3/4 neoliberalnego świata, ani nie zestrzeliły z samolotem prezydenta by przybić piątkę z szatanem, warto zapytać co to ma do nas? Co w bardziej materialistycznie wykłada się na pytanie: kto wykłada szmal na tą propagandę? Niestety odpowiedź nie jest tak prosta - tak jak i nie jest prosty gąszcz interesów ekonomicznych i symbolicznych oraz propagandowych stojących za każdą operacją. Zacznę od tego co pewne i ominę konkretne operacje finansowe [zostawiam jednak tą świadomość w czytelniku, że za każdym wypowiedzianym słowem "komuch" rzuconym z oszczerstwem, gdzieś tam porusza się rozgrzeszony milion dolarów z konta na konto]. Wspomniałem o odmienności modelu ekonomicznego Białorusi, jest to kraj który sili się na autonomię podejmowanych wyborów. Podpisuje umowę z niepopularną [z podobnych względów] Wenezuelą o wymianę gospodarczą, ma rosnące kontrakty z Chinami, skrótem: Łukaszenko aspiruje do [z pozycji realnie kraju na skraju drugiego świata] samodzielności i rywalizacji decyzyjnej z zachodnim dyktatem korporacyjnym. Nie będę bezpośrednio wartościować kolejnych z tendencji i sojuszy ekonomicznych. Tak samo jak Polska w pewnym momencie poszła na sojusz z USA i stała się - cytuję - "Izraelem Europy", tak i Łukaszenko podjął decyzję za którą stoją na pewno materialne korzyści, decyzję która sabotuje interesy konkretnych zachodnich kapitalistów - ci z kolei posiadają "wolną amerykankę" w wywieraniu wpływu na ośrodki mediów publicznych w naszym kraju. Jesteśmy wobec tego silnie konfrontowani z modelami ekonomicznymi, w swoim mniemaniu Neoliberalizm daje nam do wyboru: faszyzm (lub co komiczne także komunizm w Polskim prawodawstwie od niedawna) [w jego rozumieniu próby polityki izolacyjnej] lub wolny rynek [tożsamy z naturalnością w rozumieniu Neoliberałów] który kończy się w praktyce totalitaryzmem akumulującego się szczelnie kapitału w rękach nielicznych. Łukaszenko pozornie rzeczywiście prowadzi politykę izolacjonistyczną - jednak tylko pozornie - bo ciężko przecież rosnące ożywienie gospodarcze z Chinami nazwać izolacjonizmem, ciężko też wyobrazić sobie rzeczywisty kraj dotknięty koherentnym izolacjonizmem - na czele z Koreą Północną która w profesjonalnym wydaniu reklamuje swoje enklawy gospodarcze dla przedsiębiorców z Polski na stronie swojej ambasady.

Koherentny izolacjonizm nie może być traktowany poważnie. Jeśli odniesie sukces i tak zostanie włączony w globalną sieć zależności, tzn. jeśli wygra - będzie musiał ponieść klęskę. Tym samym dochodzimy do rywalizacji ekonomicznej, nie jednak tak prostej jak Zachód kontra Wschód ani USA kontra Chiny gdyż zgodnie z regułą międzynarodowego kapitału te gospodarki przenikają się do stopnia gdzie pozycję ustala się z sekundy na sekundę po notowaniach na Wall Street i gdzie ostatnią instancją są karabiny maszynowe żołnierzy... Na koniec krótko o polityce wolnościowej która sprzyja piętnowaniu wroga. Bicie żon, brak wyimaginowanej miejscowo wolności słowa, wszystkie luksusy zachodnich państw, są... luksusami zachodnich państw, a więc państw bogatych. Do tego szczelnie osuszonych z anty kapitalistycznych czy reformatorskich klasowo naleciałości. Debata na temat "jak pomagać?" nie ma nawet szans zaistnieć w tak sprawnie operującej kategorią obcości sferze publicznej. Jestem tolerancyjny - tak fałszywe sformułowanie nie przeniknie podmiotowej perspektywy, system sam za nas a raczej nami dodaje na wtóre - A więc nam nie zagrażasz, ale tylko spróbuj! Paradoksalnie wynika iż to jawna wrogość może wskazywać na bliższą korelację niż przyjaźń. Białoruś pada ofiarą słabości Polski i łatwości z jaką przy pomocy braku jakiejkolwiek zdolnej do opozycji grupy wewnętrznej przejmuje ona mając go za własny interes bezwzględnego kontrsektora finansowego. W rozmowie z dziennikarzem potwierdziłem możliwość istnienia domniemanego prześladowania opozycji w Białorusi, poprosiłem jednak by zastanowił się nad listą krajów w których takie okropności zupełnie nikogo nie interesują. - no tak, ale czy to znaczy, że mamy o TYM nie mówić? - odrzekł. - zwłaszcza jeśli tak dobrze płacą. - dodałem za niego.