Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 sierpnia 2011

O północy w knajpie

Woody Allen i jego filmy od dawna cieszą się powodzeniem wśród wielbicieli i znawców kina. Twórczość reżysera - o czym wiemy - podlega wciąż ewolucji. Mieliśmy już okazję obserwować wizje Intelektualisty Osaczonego w dziełach takich jak "Annie Hall", studium krytycznej, kulturowej psychologii w "Purpurowej róży z Kairu" i portret obrzydliwego koniunkturalnego społeczeństwa w spektakularnym "Zeligu". Te trzy, a także inne wczesne filmy reżysera, cieszyły się równocześnie uwielbieniem i spotykały z pogardą. Okres wczesnej twórczości reżysera był bez wątpienia okresem kina niepokoju, kina, które konfrontowało główną postać ( często jednocześnie samego reżysera) z rzeczywistością, która tłamsiła i prześladowała bohatera. Opresyjny charakter rzeczywistości często nie był u Allena przedstawiany jednoznacznie, reżyser bowiem zgrabnie posługiwał się dowcipem, autoironią i z dystansem opowiadał nawet o najbardziej przykrych zjawiskach - upodobnił się tym samym do wielkiego Charliego Chaplina, który potrafił jednocześnie bawić swoimi slapstickowymi numerami masową publiczność pozostawiając dojrzalszemu widzowi równoległe pole opowieści i interpretacji (warto przypomnieć tu film "Dzisiejsze Czasy", gdzie za cyrkowym "numerem" wkręconego w trybiki maszyn fabrycznych bohatera kryje się wielka krytyka Henry Forda i nowoczesnego kapitalizmu).

Ten okres krytycznej twórczości reżysera wyraźnie jednak dogasał i skończył się już pewien czas temu. Sam dobrze pamiętam, gdy będąc dzieckiem "Annie Hall" oglądałem o północy, jako 10-letni wyjęty spod prawa - na przełomie wieków Woody Allen w telewizji i w świadomości pojawiał się jako niepokojąca awangarda i aby obejrzeć jakikolwiek film reżysera trzeba było wyczekiwać późnych godzin nocnych. Nadeszły jednak zmiany. Kilka lat temu z dużym zdziwieniem spostrzegłem na swoim osiedlu reklamę-billboard filmu "Sen Kasandry", także i dziś w pobliżu zawisł potężny billboard reklamujący nowy film Allena:"O północy w Paryżu". Jest to film, którego głównym sloganem reklamowym jest specyficzne, rzucające się w oczy zdanie: "Najbardziej kasowa komedia" - co już samo w sobie stanowi dość wątpliwą reklamę tego dzieła i tego autora. Następne zerknięcie na plakat i nie mniej dziwi także dobór obsady. Oto główną rolę reżyser powierzył Owenowi Wilsonowi, odtwórcy znanemu z ról w filmach o dość wątpliwej wartości, takich jak: "Kowboj z Szanghaju", "Noc w Muzeum", "Marley i Ja" czy "Poznaj naszą rodzinkę". Jest to raczej bezpośrednie wyjście naprzeciw oczekiwaniom masowego widza, któremu umożliwia się spełnienie pragnienia i doskoczenie bez wysiłku do pułapu - dotychczas - inteligenckiego kina.

Nowy obraz kontynuuje skłonność reżysera do kręcenia filmów na starym kontynencie. Akcja toczy się w Paryżu, gdzie Woody Allen jest swego rodzaju posłańcem USA w tej odległej i tajemniczej dla Amerykanów krainie. Już sama otwierająca film sekwencja obrazów zdradza jego charakter. Ta zgrabnie montowana widokówka, po której przewodniczką staje się Carla Bruni nie oferuje wiele ponad opis historycznego Paryża ubarwiony żonglerką postaciami historycznymi, które biorą udział w swego rodzaju 'tańcu z gwiazdami'. Europa jako materializacja marzeń o Wrażliwości to w filmie Allena przede wszystkim konsumpcyjna egzotyka, gdzie bohaterowie przemieszczają się po muzeach i kawiarniach dając upust swojej próżności i konsumując apetyczną turystyczną rzeczywistość. Przy pomocy mało subtelnego zabiegu podróżowania w czasie przewija się w filmie wiele postaci życia kulturalnego Paryża lat 20-tych. Pojawiają się m.in Luis Bunuel, Dali, Hemingway oraz Picasso - a wszyscy występują w rolach klienteli pubów i figur sztucznie swojskich, które wychodzą bohaterowi na spotkanie niczym ożywione figury woskowe.

W pewnym momencie film wyraźnie ulega rozdarciu na dwa wątki. Pierwszy wątek dotyczy stosunku współczesności do przeszłości i skłonności do mitologizowania tej drugiej przez pierwszą. Drugi wątek to konflikt i starcie Europy oraz USA - oba kontynenty symbolizowane są przez postacie kobiece, z których Inez (Amerykanka) przedstawiona zostaje jako niewierna, skoncentrowana na sobie i nieczuła na potrzeby egzystencjalne swojego partnera, podczas gdy Adriana (Paryżanka) jest sportretowana jako muza artystów, ucieleśnienie wrażliwości i skromności. Zderzenie mentalności obu kontynentów odbywa się w atmosferze wymęczonego sentymentalizmu. Wątek starcia 'kultur', który najsilniej reprezentowany jest przez konserwatywnego ojca Inez, wprost uosabiającego Amerykę, zostaje na końcu rozładowany na płaszczyźnie (!) gier łóżkowych. Motyw podróży w czasie z kolei kończy się rozejściem się Gila i Adriany, rozejściem, wyrażającym nieuchronność rozstania podmiotu racjonalnego i podmiotu idealistycznego. 'Nienasycone Ja' reprezentowane przez kobietę wpada w pułapkę uczucia i zmuszone jest do ucieczki w przeszłość podczas gdy 'decyzyjne Ja' uosabiane przez mężczyznę nabiera odwagi i przekreślając wszelkie więzi ze swą dotychczasową miłością powraca do rozczarowującej teraźniejszości, co stanowić ma świadectwo odwagi i dowód osiągnięcia prawdziwej dojrzałości przez głównego bohatera. Na końcu Gil zostaje nagrodzony: utrata "emocjonalnej" przeszłości i kochanki wynagrodzona zostaje przez napotkaną na końcu dziewczynę, która w teraźniejszości łączyć będzie to, co prawdziwe i to, co - do tej pory jedynie historycznie - rzeczywiście uczuciowe. Gil tym samym przestaje w końcu marzyć o przeszłości i odchodzi w dal paryskich uliczek pod ramię ze współczesną, równie dobrą co historyczna, Paryżanką.

"Tanie jest tandetne" - głosi w pewnym momencie za pośrednictwem matki Inez głos Stanów Zjednoczonych. Oj nie tylko tanie, nie tylko ... Bo tymczasem pozujące na elegancką etiudę opowiadającą o wrażliwości Europy "O północy w Paryżu", choć stworzone z pełną i profesjonalną swobodą, nie zdołało się ustrzec koktajlowej i kiczowatej konwencji, w której fetyszyzowany Paryż z widokówek staje się kawiarnią dla nadzianych podróżnych z Ameryki. A Francja dla przybyszy zza oceanu jest jak zawsze źródłem lokalnego wina, krajem bohemy i miłości (straszne, już nie mogę).

niedziela, 21 sierpnia 2011

Unikultura

Tożsamość kulturowa współczesnego człowieka staje się równie plastyczna co dzisiejsze elastyczne warunki zatrudnienia. Kultura popularna, z jaką stykamy się we współczesnym świecie, jest bytem bezkształtnym. Popkultura wchłania wszystko i rozrasta się bezustannie o kolejne obszary - te, które przez wiele lat, wieków zarezerwowane były dla obszaru kultury wysokiej. Mamy transmisje opery w kinach, wątki abstrakcyjne w kreskówkach, filozoficzne komiksy i wiele innych fuzji, które przekształcają kulturę masową w kulturę transklasową. Ta transformacja jest jednak bez wątpienia złudna - co zaraz postaram się udowodnić - a także dokonywana w ramach systemowej transformacji kultury jako takiej.

Internet, nowoczesne technologie informacyjne, encyklopedie internetowe zmieniają przestrzeń kultury i nauki. Człowiek-cyborg podpięty do tabletu, z bezustannym dostępem do internetu i jego zasobów przestaje być magazynem wiedzy - zamiast tego przekształca się w przekaźnik znaków pobieranych z internetu zgodnie z chwilową potrzebą. Dziś, gdy cytaty z Szekspira nie są już owocem intelektualnego wysiłku i pracy pamięciowej a jedynie kwestią wprawnej obsługi wyszukiwarek internetowych rola człowieka i rola edukacji oraz kultury ulega przemianie. Człowiek stał się nośnikiem siły roboczej, która plastycznie, w zależności od potrzeby, wyposażana jest w konkretną wiedzę i wywodzące się z niej zdolności. Mamy okazję obserwować bezprecedensowe zjawisko unifikacji kulturalnej. To swoiste ujednolicenie współpracuje z całokształtem systemu politycznego i ekonomicznego współczesnego zachodniego kapitalizmu i towarzyszy temu szereg zjawisk.

Wszelka kultura jest dziś absorbowana i uprzedmiotowiona przez kapitalizm. Awangarda, kultura opozycji politycznej oraz jaskrawy kontrast między kulturą wysoką i masową giną, tracą na znaczeniu na korzyść transformacji całej przestrzeni kultury na poczet wykorzystywania jej w zaistniałych i zastanych już systemowych realiach. Jednowymiarowa przestrzeń nauki i sztuki jest zabezpieczeniem przez system potencjalnie niebezpiecznych treści. Wszelka wiedza zdaje się pokojowo współistnieć w 'apolitycznej' nowoczesności. Jednocześnie ideologia liberalna ingeruje w coraz węższe obszary kultury, tę wrogą skazując na śmierć z niewypłacalności a własną ograniczając do niezbędnego minimum i zastępując ją 'logiką rynków'.

Transformacja, która się dokonuje nijak nie zaciera jednak klasowego charakteru współczesności. Kapitalizm czyni kulturę masową przestrzenią wspólnej egzystencji kapitalistów i pracowników najemnych tworząc z tej unikultury przestrzeń, w której powszechny dostęp do wiedzy, wszelkich dziedzin nauki i kultury nijak nie zagraża już specyfice systemu - wręcz przeciwnie, powiela go i udowadnia jak wszechstronnie wyposażona w źródła może być 'naturalnie kapitalistyczna' współczesność. Ten sam program rozrywkowy ogląda przedsiębiorca i pracownik z umową śmieciową w jego przedsiębiorstwie, jest to proces maskujący przynależność klasową a także proces wybitnie pragmatyczny, który oszczędza na produkowaniu przedstawicieli obu klas. W systemie, w którym właściciel i robotnik kapitałem kulturowym nie odbiegają od siebie zanadto jest także możliwa o wiele większa dynamika rynkowa - nie trzeba już bowiem produkować przez kolejne dziesięciolecia potomków współczesnych rodów Buddenbrooków, wystarczy zamiast tego sięgnąć po człowieka z ulicy i obdarzyć go zwycięskim kuponem Lotto, kapitałem.

"Dyktator mówi „zamknij się”, demokrata – „gadaj zdrów”" - zauważył kiedyś w jednym z wywiadów Woody Allen. Teraz jednak jesteśmy już w stanie nakreślić perspektywę nowej dyktatury, tyranii kapitalistycznych demokratów, w której wszyscy "gadają" na próżno a system i tak działa i samodzielnie się reprodukuje. Ta dyktatura/kultura sprzyja wręcz wielości opinii i głosów, tłamsi jednak każdą próbę zaistnienia antagonistycznej formacji politycznej. W świecie unikultury sprzeciw z pozycji kultury staje się coraz bardziej niemożliwym - lecz jednocześnie w świecie tym ulega obnażeniu i nagi w swej, mówiąc językiem filozofów, bezpośredniej empirycznej naoczności, staje się fakt klasowych podziałów. Dawniej ruchy politycznego oporu prezentowały alternatywną aksjologię i ideologię - teraz, na przykładzie wydarzeń w Londynie, do głosu dochodzi czysta przemoc wynikająca z obnażonych różnic majątkowych. John Locke stwierdził kiedyś, że damę i dżentelmena poznajemy po zachowaniu - współcześnie kultura pana nie odbiega zanadto od kultury niewolnika, ale bezdyskusyjnie oczywistym jest, kto jest "panem": ten, który będzie miał droższy samochód.