Szukaj na tym blogu

środa, 12 maja 2010

Czas na zmiany, Czas na Jedi

Przykryty wielką ciszą wszedł na ekrany kin film "Człowiek, który gapił się na kozy". Recenzenci w Wyborczej jak zwykle stanęli na wysokości zadania i film ocenili wystarczająco nisko by wzbudzić moje podejrzenia, zwłaszcza zwróciwszy uwagę na obsadę filmu - pełną aktorów z czołówki z Clooneyem i McGregorem na czele. Film jest komedią jednak ocenianie go przez pryzmat widza oczekującego na kilka gagów i zabawny humor sytuacyjny w stylu 'potknął się' bądź 'uderzył' jak to uczyniło wielu recenzentów jest zabiegiem tyleż chybionym co wykonanym celowo.

Film jawi się jako sprzeciw przeciwko działaniom USA w Iraku. Ale nie tylko, obrazuje absurdy armii a przede wszystkim sięga po uczucia takie jak współczucie czy dobroć (po prostu dobroć) w stosunku do Irakijczyków czy innego człowieka w ogóle. Armia, tortury i wojna została skonfrontowana z uczuciami jak miłość, wolność i radość - zaczerpniętymi wprost z tradycji hippisowskiej którą reprezentuje tu Nowa Armia Ziemi - fikcyjna specjalna jednostka utworzona w Armii. W jednostce wszystko dzieje się dobrze do czasu jak zaczyna wykorzystywać się ją do uśmiercania a nie do zapobiegania, torturowanie kóz czy w finalnych scenach więźniów w Iraku (raczej wyśmianą niż prawdziwie przedstawioną metodą puszczania kreskówek w celach metr na metr) obrazuje ciemną stronę mocy wprost z baśniowej konwencji Dobra i Zła.

Kolejny film po "Avatarze", obecny w mainstreamie i jasno opowiadający się za redefiniowaniem punktu widzenia w kwestii polityki imperialnej Stanów Zjednoczonych na świecie. W tych chwilach szczególnie jasno trzeba wskazywać na to zjawisko jako przykład nie tylko zmian ale obecności innej perspektywy w środkach masowego przekazu w których do niedawna filmy o takim przekazie były wręcz nie do pomyślenia - wszystko tłuczone było filmami o wydźwięku remake'ów "Dnia Niepodległości". "Człowiek, który gapił się na kozy" może szczególnie uderzająco wytyka błędy zachodniego świata obchodząc się z nim za pomocą humoru.

"Teraz zabije nas Al-Kaida" krzyczy jeden z bohaterów, dopóki drugi nie uzmysłowi mu, że nie każdy bandzior w Iraku pochodzi od Osamy Ben Ladena. Uratowany Irakijczyk jawi się jako normalny człowiek, z którym Amerykanie siedzą wspólnie przy stole usprawiedliwiając się, że nie wszyscy Amerykanie są tacy jak ich wojsko czy ostrzeliwujące się grupy ochroniarskie - podczas starć których cierpią jedynie tubylcy. W końcu ostatnia scena, LSD jako odtrutka, radość jako panaceum na zło tego świata. Zwykły człowiek zachowując się porządnie staje się bohaterem, staje się Jedi.

piątek, 7 maja 2010

"Nie należy mieć żadnych wiążących poglądów"

Świat zbudowany jest z opinii. Zaopiniować można wszystko. Nie próbuj wmówić innym a nawet sobie, że opinia to coś więcej niż twoje prywatne zdanie. Masz tyle argumentów co inni, nic nie jest prawdą, nic nie jest kłamstwem. A więc "Nie należy mieć żadnych wiążących poglądów".

Ta narastająca pustka i próżnia przestrzeni dyskusji wypiera wszelką decyzyjność, przemienia prawdą/kłamstwo czy skuteczność/bądź jej brak w niemą fasadę. Bezideowość i brak zadeklarowania tworzy przestrzeń idealną dla oportunizmu przekształcając proces dziejowy w "Radość z przypadku" objawiającą się ludowi najskuteczniej właśnie w chwili gdy ten jest jak najbardziej bezpodmiotowy. Ten paraliż polityczny narasta od wielu lat. Jeśli bezustannie w środkach przekazu medialnego powtarza się "polityczność" jako coś z założenia odrażającego i jako oskarżenie, jeżeli infantylnie politycy wypierają się polityczności a politycznym był tylko Stalin i najlepiej Katyń to tworzy się kuriozum sytuacyjne w przestrzeni publicznej.

Nie jest ten paraliż bezideowości i bezprawia [bezprawia jako braku prawd] czymś przypadkowym lub wynikiem naturalnej ewolucji społeczeństwa masowego. Jest to efekt usilnie od lat wspieranych działań mających na celu wyparcie wszelkiej dyskusji na temat frontów politycznych a przede wszystkim różnic w programach gospodarczych. Ten brak alternatyw i rozbicie dotyczy wszystkich a służy rabunkowej liberalizacji i i rzeczywiście bezideowego wyścigu po kapitał. Jeśli przestają funkcjonować jakiekolwiek prawidła moralności opartej na wiedzy i przekonaniach to pozostaje nam karierowiczostwo utkane z bezpiecznego braku wiążących poglądów właśnie.

Poza implikacją społeczną zauważalną na wszelkich szczeblach gdzie 'wyrazicielstwo' ginie bardzo podobnie przedstawia się - zwłaszcza w odniesieniu do stanowisk gospodarczych - sprawa w sferze partii politycznych. Partie, które stronią od bycia nazywanymi partiami [bo to niechciana polityczność] stawiają przede wszystkim na zaistnienie, PR i bezpieczne pustosłowie. "Silna Polska", "Liczenie się w świecie", "Więcej Ludzi Młodych", "Dumni z kraju" - Te cytaty będące istotnie farsą i bezznaczeniową papką pochodzą z każdego klubu parlamentarnego. Merytoryczne wątki zupełnie zaginęły tak jak jakakolwiek podmiotowość w przekonaniach. Im prościej, głupiej się wyrazisz tym do większej liczy osób to dotrze >>> szanse na twój zarobek w przyszłości jako polityka wzrosną.

Jeśli już partia dojdzie do władzy skutecznie ostatki z programu rozpuści w niej lobby liberalizmu gospodarczego i uprzywilejowanych bytów jak korporacje - państw w państwach - prowadząc do zupełnego zaniku szans na jakiekolwiek zmiany. Rzeczywistość podyktowana koniecznością zysku musi bowiem sprzedać się jak najszerszemu odbiorcy co Masspolityka wspaniale odzwierciedla.