
Film jawi się jako sprzeciw przeciwko działaniom USA w Iraku. Ale nie tylko, obrazuje absurdy armii a przede wszystkim sięga po uczucia takie jak współczucie czy dobroć (po prostu dobroć) w stosunku do Irakijczyków czy innego człowieka w ogóle. Armia, tortury i wojna została skonfrontowana z uczuciami jak miłość, wolność i radość - zaczerpniętymi wprost z tradycji hippisowskiej którą reprezentuje tu Nowa Armia Ziemi - fikcyjna specjalna jednostka utworzona w Armii. W jednostce wszystko dzieje się dobrze do czasu jak zaczyna wykorzystywać się ją do uśmiercania a nie do zapobiegania, torturowanie kóz czy w finalnych scenach więźniów w Iraku (raczej wyśmianą niż prawdziwie przedstawioną metodą puszczania kreskówek w celach metr na metr) obrazuje ciemną stronę mocy wprost z baśniowej konwencji Dobra i Zła.
Kolejny film po "Avatarze", obecny w mainstreamie i jasno opowiadający się za redefiniowaniem punktu widzenia w kwestii polityki imperialnej Stanów Zjednoczonych na świecie. W tych chwilach szczególnie jasno trzeba wskazywać na to zjawisko jako przykład nie tylko zmian ale obecności innej perspektywy w środkach masowego przekazu w których do niedawna filmy o takim przekazie były wręcz nie do pomyślenia - wszystko tłuczone było filmami o wydźwięku remake'ów "Dnia Niepodległości". "Człowiek, który gapił się na kozy" może szczególnie uderzająco wytyka błędy zachodniego świata obchodząc się z nim za pomocą humoru.
"Teraz zabije nas Al-Kaida" krzyczy jeden z bohaterów, dopóki drugi nie uzmysłowi mu, że nie każdy bandzior w Iraku pochodzi od Osamy Ben Ladena. Uratowany Irakijczyk jawi się jako normalny człowiek, z którym Amerykanie siedzą wspólnie przy stole usprawiedliwiając się, że nie wszyscy Amerykanie są tacy jak ich wojsko czy ostrzeliwujące się grupy ochroniarskie - podczas starć których cierpią jedynie tubylcy. W końcu ostatnia scena, LSD jako odtrutka, radość jako panaceum na zło tego świata. Zwykły człowiek zachowując się porządnie staje się bohaterem, staje się Jedi.
Taki film nie miał wsparcia bogatych producentów, którzy na promocję wydają czasem więcej niż na sam film.
OdpowiedzUsuńWczoraj obejrzałem i nie jest wybitny, ale swoje przekazuje w zabawny i sprytny sposób -- nie spodziewający się niczego zwolennik imperialnych interwencji, będzie musiał obejrzeć cały przekaz o wypaczeniach Zachodnich interwencji. To taki nienachalny pamflet.
Tymek! Pozdro! Super blog na lewo, będę kibicował!