Szukaj na tym blogu

piątek, 28 stycznia 2011

Bliski Wschód: Reaktywacja

W ślad za Tunezją rewolty społeczne ogarnęły kolejne kraje wybrzeża Morza Śródziemnego siejąc niepokój i zakłócając poczucie ładu jakie do tej pory zapewniały 'unormowane' realia rządowe i dyktatorzy zwiastujący pieczę nad tymi krajami. Choć nieco odmienny od Tunezji w realiach gospodarczych Egipt ma inne tło geopolityczne to powody i motywy dla rozruchów społecznych wydają się podobne: brak perspektyw dla bezrobotnych, ubożenie i problemy żywnościowe oraz sparaliżowane i zawieszone w bezczynności masy w dojrzałym wieku i potencjalnie produkcyjne a obecnie zdeterminowane do zmiany warunków pracy i płac w kraju. Cała sytuacja w regionie zdaje się wymykać z rąk hegemonom: także samej Unii Europejskiej; lecz przede wszystkim USA, które nie kontrolują - przynajmniej chwilowo - przebiegu wydarzeń w kierunku przewidzianego dla regionu scenariusza. Egipt może być punktem zapalnym, zwiastunem powszechnej-narodowej rewolucji do której gotowość komunikują nam ostatnie wydarzenia w tym kraju, które przeczą szeroko rozumianym interesom imperialnej strategii mającej dotychczas monopol w bezbronnym regionie.

Gdy z podziemi wyrosła przed naszymi oczyma Hillary Clinton przemawiając w telewizji na temat konieczności poszanowania praw człowieka oraz zasad demokratycznych w Egipcie ponownie dostaliśmy próbkę metod polityki Stanów Zjednoczonych wobec krajów mających być docelowo poddanymi drenażowi ekonomicznemu i kontroli militarnej. Przez ostatnie dekady i czas moich obserwacji mediów publicznych nie spotkałem się z jakąkolwiek krytyczną oceną czy krytyką rządu Egipskiego ze strony 'demokratycznych' państw UE czy USA. Dotychczasowa i wieloletnia dyktatura i łamanie praw człowieka oraz zasad demokratycznych w Egipcie [na modłę ujawnionych, mających miejsce zdarzeń na Sri Lance przez Wikileaks] była popierana przez imperialną strategię kolonializmu USA, wobec czego problem zdawał się nie istnieć - powstał z impetem w momencie gdy spadła możliwość kreowania i determinowania biegu wydarzeń w regionie. Egipt będący bazą wywiadowczą USA w regionie i przyczółkiem do pacyfikowania północnej Afryki od lat miał nienaturalnie wysokie jak na będące z założenia dyplomatyczne zatrudnienie w 'ambasadzie' amerykańskiej, miał także w pełni tolerowaną i popieraną przez USA dyktaturę - której nie wypominano wolności słowa, praw człowieka i wszystkich innych frazesów jakimi operuje Hillary Clinton - jednocześnie kontrolując ekonomicznie i okupując militarnie inne państwa. Chciałoby się powtórzyć za główną postacią "Avatara" J. Cameron'a - "Gdy ktoś siedzi na szajsie, którego chcesz, obwołujesz go wrogiem i uprawomocniasz kradzież".

W tej chwili niepewność dyplomacji USA zbieżna jest z niepewnym końcem obecnych zamieszek. "Prezydent" Hosni Mubarak stwierdził w dopiero co zakończonym orędziu, że poprosi rząd o złożenie rezygnacji - co raczej nie ugasi wściekłości ludu, wściekłości i sprzeciwu nakierowanego przede wszystkim przeciwko osobie Mubaraka, planującego utworzenie dynastii wraz z mianowaniem na swojego następcę własnego syna - ale przede wszystkim prezydenta rujnującego kraj przez lata nie podejmując kompletnie żadnych progresywnych zmian w kwestii praw socjalnych - zamiast tego utrzymującego państwo - jak na zamówienie USA - w stanie kompletnej stagnacji i zawieszenia, w stanie permanentnej oazy dla... zachodnich turystów. Rząd Polski a co za tym idzie Wiadomości skupiły się w informacjach na temat zaistniałej sytuacji w Egipcie głównie na kwestii zagrożenia dla turystyki w regionie. Pomijając wątpliwy charakter relaksu odbywanego w zamkniętych strefach przyhotelowych dla przybyszy z 'lepszego świata', mających kontakt tylko z uśmiechniętymi kelnerami i z handlarzami pamiątek [gdyż wyjście 5 metrów poza teren hotelu grozi nieprzyjemną konfrontacją z ubóstwem] należy zwrócić uwagę na bezpośrednią zbieżność perspektywy informacji krajowych z linią prowadzonej przez Stany Zjednoczone polityki wobec Egiptu. Kiedy dyktatura jest na nasze [Amerykańskie] kopyto nie mówimy o niej głośno ani słowa - tak samo podległe tej linii i kontrolowane dziennikarstwo funkcjonuje w Polsce. Gdy powstaje niebezpieczeństwo zmiany dotychczasowej sytuacji, zaczynamy atak od wytknięcia braku wolności słowa, demokracji, statui wolności, niemożliwości publikacji książek przez P. Coelho czy jeszcze innych punktów z niezbędnika człowieka 'wolnego' w świecie gdzie na miejscu kapitał zgromadzony przez 1% przewyższa środki prawie całej reszty społeczeństwa a opieka zdrowotna pomimo najwyższych na świecie wydatków nie jest w stanie pokryć całości społeczeństwa.

Egipt, Tunezja, Jordania. Te kraje i obecne wrzenie jakie ma w nich miejsc za sprawą rewolt jest zwiastunem niepewnych w wyniku zmian. Z równym prawdopodobieństwem można w tej chwili sądzić, że za obecnego dyktatora zostanie wprowadzony inny, powstanie marionetkowy "demokratyczny" a neoliberalny i skolonizowany z zewnętz rząd, lub wręcz przeciwnie powstanie Islamska Republika albo inny ustrój silący się na mozoły starań o własną niezależność i lepsze warunki dla solidarnego społeczeństwa. Ewentualne władze, które nie podporządkują się woli USA czeka trud walki o swoje w warunkach izolacjonizmu, embarga, wrogo nastawionej machiny propagandowej w 2/3 cywilizowanego świata i innych 'przyjemności' wynikających z prób wyłamania się spod kontroli dotychczasowego suzerena. Czy pobliskie kraje będą w stanie pójść śladem Egiptu, czy nastąpi realna przecież interwencja wojskowa USA w regionie, jak zachowa się Izrael [kolejny przyczółek polityki USA, tuż za wschodnią granicą Egiptu], czy UE pójdzie na ślepo w ślady stanowiska amerykańskiego, jaka grupa wyjdzie na czoło władzy jeżeli protesty nie załamią się i nie rozejdą po kościach po demonstracji sił z obu stron - odpowiedzi na te pytania da nam najbliższa przyszłość. Burzliwe, kompletnie niespodziewane i zaistniałe w tak nieodległym sąsiedztwie Unii Europejskiej wydarzenia ostatniego miesiąca dają prawdziwą próbkę wewnętrznych, nieuchronnych tarć i konfliktogenności panującego neoliberalnego i neokolonialnego w założeniach doktryny systemu. Pozostaje nam reprezentować troskę o coś więcej niż turystykę w regionie oraz spoglądać z nadzieją na przypuszczalne zmiany, które echem bardzo szybko znajdą odbicie w nastrojach i sytuacji samej Unii Europejskiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz