Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Komórki chcą współtworzyć pantofelka.

Katastrofa lotnicza z udziałem prezydenta, już po raz kolejny wpycha opinię publiczną w dość niewygodne położenie z którego przebija się niewyobrażalna chęć społeczeństwa do masowego uczestnictwa w przedsięwzięciach takich jak chociażby w tym wypadku 'opłakiwanie' tragicznie zmarłych ofiar katastrofy lotniczej samolotu prezydenta.

Bezpiecznie w ramach konkurencji rynkowo - społecznej śmierć jest całkowitym tabu. Chwilowo pojawić może się w odniesieniu do ludzi starszych, ewentualnie w nawiązaniu do wiary, kościoła i "metafizycznie-ludowego" poszukiwania w nim sensu. Są bowiem tylko dwie ścieżki którymi podąża ten strumień reakcji społecznej na tego typu tragedie. Jedna z nich to front kościelny - Zjednoczenie wspólnoty religijnej, z poczuciem siły mas uczestniczących, modlitwy po fakcie [jak to najczęściej bywa] i wyczekiwanie na niezręcznie tłumaczących powody i szukających 'sensu' w takich zdarzeniach kapłanów poszczególnych parafii. Tu warto odnotować, że ludowi przedstawiciele kościelni oraz m.in Szymon Hołownia w TVN24 są w stanie nawet przeczyć dogmatom wiary mówią otwarcie, że "Na pewno nie wydarzyło się to z woli boga", po czym nie czując niezręczności sytuacji schodzą do dywagacji nt. wstawiennictwa Jezusa, jakie wdzięczni zmarli otrzymają post scriptum. To co dobre, wszechmocny bóg, to co złe, Szatan, za plecami boga.

Oczywiście religijny sposób zjednoczenia w obliczu śmierci nie jest jedynym w dyskursie publicznym. Ten drugi, obecny równie intensywnie jest tym medialnym. Jest to sposób zjednoczenia w natłoku informacyjnym. Oczywiście, zalew powtarzających się sto razy tych samych informacji i maglowanie ich przez wszystkich reporterów z setkami zapraszanych gości jest wynikającym z zapotrzebowania, ale do czasu. Chwilę potem tragedię środki masowego przekazu zaczynają mobilizować, rozczarowane tym, że co godzinę nie dowiadujemy się o nowych zwłokach rozpoczynają rozważania teoretyczne w stylu [w wypadku katastrofy w Smoleńsku] "To pogodzi nasze kraje", "Państwo w Chaosie", "Drugi Katyń", "Znowu odchodzi elita", "Rosjanie przeżywają to tak samo", "Zginęła elita", "Teraz nikt nie wyobraża sobie kampanii", "Polityka zmieni się na zawsze", "To trochę jak z pielgrzymkami papieskimi", czy alternatywna, nonkonformistyczna i przewrotna wersja względem pierwowzoru "To nie to samo co śmierć papieża". Słowem do akcji wkracza typowa rynkowa konkurencja, tym razem towarem jest "smutek" a granice w jego wyrażaniu znikają dopiero wtedy gdy przestaje być opłacalny (kina po drugim dniu zamknięcia chcą już z powrotem zarobić).

Chęć usilnej wspólnoty i podkładanie zniczy oraz kwiatów pod spontanicznie zebranymi zdjęciami w najróżniejszych miejscach wskazuje na głód szerszego kontaktu międzyludzkiego. W tym wszystkim mieszają się pieśni, modły, anegdotki a racjonalne podejście grozi publicznym linczem do całej sprawy. Kontestacja tajemniczego poniekąd określenia "Łączenia się w bólu" staje się na krótko językiem wspólnoty - co uprawomocniają kwiaty oraz znicze, czy w końcu tłumnie podążający za publicznym językiem rozpaczy szarzy obywatele. Tu przebija się starszy nieco wątek, obecny od zawsze w postaci pospolitej fascynacji śmiercią. Zaciekawieni umieraniem widzowie wzruszają się przeżywając śmierć na cudzy koszt, w domyśle zastanawiając się nad ułożeniem zwłok w trumnie by potem cieszyć się z tego, że samemu żyją i mają się dobrze. Wśród prawdziwego przecież mimo wszystko wzruszenia wywodzącego się z nienaruszalnego dogmatu społecznego jakim jest obowiązek przeżywania śmierci wszystkich ofiar ukazujących się w liczbie dostatecznie mnogiej skojarzyć może się różnica z przeżywaniem ofiar zamachów [zwłaszcza terrorystycznych] i katastrof - tam bowiem społeczeństwo zgrabnie jest w stanie wybrnąć z sytuacji płynnie przechodząc z szoku w nienawiść względem zamachowcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz