Szukaj na tym blogu

czwartek, 17 lutego 2011

Nauka dla bogatych

Reforma wprowadzająca opłaty za studiowanie drugiego kierunku otwiera drogę pod bardzo niebezpieczny proceder w szkolnictwie wyższym i jest kolejnym krokiem do prywatyzacji publicznych uczelni, ta prywatyzacja jednak w znacznej mierze już się dokonała a rzeczona ustawa choć naganna zwraca jednak uwagę na niezbędność wprowadzania reform, choć o zdecydowanie odmiennym charakterze niż ten proponowany przez Platformę Obywatelską. Rzeczywiście - można zrozumieć zasadność ograniczania dostępu do studiowania na drugim kierunku osobom poniżej pewnej średniej - zwłaszcza, jeżeli studiowanie to odbywa się za środki publiczne, które mogą zamiast zapewnić danej osobie drugi kierunek, innej zapewnić pierwszy - nie ma we mnie jednak akceptacji dla jednoczesnego otwierania furtki na oścież dla 'klientów' prywatnych, którzy obsługiwani przez uczelnie publiczne będą elitą i w dalszej perspektywie rasą panów - tworzyć to będzie sytuację w, której miejsca na finansowanych z podatków uniwersytetach będą rezerwowane dla osób o zasobnej kieszeni. Z tego miejsca warto zaznaczyć jaki charakter powinna mieć publiczna edukacja: powinna ona skupiać się na umożliwieniu podjęcia studiów przez jak najszerszy procent młodzieży, szczególnie z uwzględnieniem osób pochodzących ze stref wykluczenia społecznego. Tym samym kryteria przyjmowania na publiczne uczelnie powinny stanowić wyniki w nauce, i one powinny otwierać drogę pod studiowanie drugiego z kierunku studiów a nie prywatne środki, które otworzą pole pod finalizowanie projektu prywatyzacji szkolnictwa wyższego.

Pomysły liberalnych strategów najchętniej uczyniłyby z publicznych uczelni jeden z podmiotów na równi z prywatnymi gdzie rywalizacja toczyć będzie się o środki państwowe na warunkach kierunków zamawianych a najważniejszym wyznacznikiem sukcesu i zarobku uczelni będzie przerób studentów, za których płacone będzie od głowy. To praktycznie już się dokonało - doprowadzi to w dalszej perspektywie nie tylko do obniżenia jakości studiów i prosperity jedynie popularnych kierunków, na które moda w żadnym bądź razie nie będzie odzwierciedlać realizowania programu rzetelnej edukacji zarządzanej na skali krajowej ale również do dalszego odpływu ludzi wykształconych - będą oni bowiem rozczarowani brakiem zbytu na swoje wykształcenie na rynku pracy i tym chętniej i liczniej zdecydują się emigrować za pracą poza granice Polski. W tym miejscu warto byłoby napisać o ewentualnym rozwiązaniu tej sytuacji. Najlepszym rozwiązaniem byłoby utrzymanie profilu dziennych studiów jako całkowicie bezpłatnych, przy czym drugi kierunek mógłby być osiągalny przy przekroczeniu wymaganej średniej, lecz nie przesadnie wysokiej. Studia płatne, dla pozostałych studentów mogłyby być zwyczajnie dotychczasowymi studiami wieczorowymi, gdzie student może jednocześnie pracować i zarabiać na swoją edukację mając szansę godzenia wszystkich swoich obowiązków [odrębny temat to obecne: zmuszające do pracy zdecydowaną większość studentów realia].

Sytuacja w, której pieniądze mają otwierać szerszy i ponadstandardowy dostęp do usług publicznych dotychczas bezpłatnych jak studia wyższe czy opieka zdrowotna [wystarczy tu wspomnieć plan dodatkowego ubezpieczenia, które eliminowałoby dla 'vipa' problem kolejek] tworzą pole pod dalsze rozwarstwienie i hermetyzację podziału na lepszych i gorszych, gdzie z definicji socjalne osiągnięcia i regulacje mają być obarczone dodatkowymi niż podatki kosztami, podczas gdy pieniędzy nie szuka się wśród najbogatszych czego dowodzi prowadzona w kraju polityka podatkowa. Spośród obłożonego opłatami całego społeczeństwa oczywistym jest iż jedynie najbardziej majętni będą w stanie sprostać tym dodatkowym regulacjom. Można także mówić o sytuacjach kuriozalnych dla jakich powstanie szeroka przestrzeń po tego typu reformach: wystarczy wspomnieć poprawczaki w USA gdzie sędzia wysyłał za pieniądze od korporacji dzieci kompletnie niesłusznie skazywane na ten typ resocjalizacji. Podobnie w Polsce, jeżeli okaże się, że uczelnia publiczna więcej pieniędzy dostanie od prywatnej osoby z kiepskimi wynikami, niż od państwa za prymusa chcącego studiować drugi kierunek > uczelnia zgodnie z prawami wolnego rynku wybierze ofertę bogatszego petenta zapewniając sobie po prostu dalszy byt. Taki przykład obnaża jak drastycznie może się zdegenerować przy pomocy 'niewidzialnej ręki wolnego rynku' model wydatków publicznych państwa. Gdy na kolei grasuje kilkanaście spółek, płacąc dodatkowo w przychodniach wchodzi się bez kolejki a na uczelniach studiować będą najbogatsze pociechy dotychczasowych elit tylko zdecydowany opór tych, którym grozi trwała marginalizacja może cokolwiek zmienić i wstrząsnąć polityką wprowadzanych obecnie reform.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz