Szukaj na tym blogu

niedziela, 9 października 2011

Ukradną Nawet Deszcz

Są takie dzieła w sztuce filmowej, które tworzą wyłom dla alternatywnej rzeczywistości. "Nawet Deszcz" jest takim dziełem. Żyjemy w czasach, w których imperializm osaczył kulturę. W sytuacji kiedy Irak funkcjonuje w Polskiej rzeczywistości jedynie w chwili, gdy zginie tam Polski żołnierz, gdy głód w Afryce służy narzekaniom na rosnącą imigrację a Ameryka Łacińska przedstawiana jest tylko jako rezerwuar krwiożerczych dzikusów (jak w „Apocalypto” Gibsona) lub tyranów-dyktatorów oraz kontynent niewdzięczny za podarowany mu "Chilijski Cud" - film "Nawet Deszcz" bezlitośnie demaskuje i odkrywa przed widzem z bogatego Zachodu prawdę o takich zjawiskach jak kolonializm, neoliberalizm oraz imperializm[1].

Film rozpoczyna się w sposób niewinny. Oto producent filmowy Costa (Luis Tosar) oraz współpracujący z nim reżyser Sebastián (znany m.in z roli Ernesta Guevary w "Dziennikach Motocyklowych" Gael García Bernal) przybywają do Boliwii by nakręcić film o Krzysztofie Kolumbie i podboju Nowego Świata. Charakter oszczędnego i praktycznego w wydatkach producenta miesza się z twórczym i bezkompromisowym charakterem reżysera. Twórcy nawiązują kontakt z rdzennymi Amerykanami, których zatrudniają do filmu - rozbieżność charakterów obu filmowców widoczna jest już przy scenie castingu, kiedy to dopiero nieustępliwość i empatia oraz partnerski stosunek do Indian Sebastiana skłania filmowców do przesłuchania wszystkich stojących w kolejce chętnych na grę w filmie.

Rozpoczyna się produkcja filmowa, podczas której (już na początku) dochodzi do kłótni między filmowcami - część ekipy, w refleksji nad historią usiłuje usprawiedliwiać Hiszpańskie działania kolonizacyjne wskazując na przypadki współczujących misjonarzy (jak Bartolomé de Las Casas) - druga część [reprezentowana przez Antona, odtwarzającego w filmie także postać Krzysztofa Kolumba] odznacza się większym krytycyzmem, wskazując na zgodne ze strony wojska i kleru traktowanie Nowego Świata jako kolonii i terytorium korony hiszpańskiej.

Wkrótce po rozpoczęciu zdjęć filmowcy stają się świadkami wybuchu gwałtownych protestów rdzennej ludności przeciwko zaplanowanej przez rząd prywatyzacji (publicznych dotąd) ujęć wody[2]. Kompradorskie władze Boliwii nie zważając na sytuację majątkową przeciętnych obywateli niczym Krzysztof Kolumb arbitralnie i w interesie zagranicznego kapitału prowadzą politykę grabieży i nieubłaganego wyzysku.

W finałowych scenach dochodzi do krwawych walk między siłami rządowymi a protestującą przeciwko prywatyzacji wody ludnością miasta, podczas których zarówno Costa jak i Sebastian stają przed dylematem: chronić własną skórę i film, czy też opowiedzieć się po stronie Indian, o których racjach obaj są przekonani. Z konfliktu zwycięsko wychodzi elementarna ludzka przyzwoitość i rewolucyjna tożsamość Europejczyka, który świadom doznanych przez rdzenną ludność krzywd bez zawahania staje po stronie pokrzywdzonych - dostrzegając w nich nie antychrystów i podludzi, lecz partnera i ludzi godnych, pięknych i wartościowych. Rewolucyjna działalność przejawia się zarówno w postawie Costy, który pomaga w ratowaniu życia córki jednego z aktorów-Indian a także w postawie Sebastiana, który pragnie za wszelką ceną ukończyć film i nagłośnić zbrodnie kolonialnych imperiów. Cała refleksja nad kolonialną przeszłością ma w filmie charakter jednoznacznie krytyczny, uosobieniem tego stosunku do działań Hiszpanów staje się scena podpalenia na stosie zbuntowanych Indian przez konkwistadorów, którzy jednocześnie wykorzystują religię jako ideę regulatywną, która uprawomocniać ma ich niszczycielskie i zbrodnicze działania.

Akcja filmu ma dwa wymiary czasowe, w ten sposób reżyser konfrontuje wydarzenia historyczne z teraźniejszością - ukazując jednocześnie złożoność kolonialnego charakteru relacji między kontynentami. Ekipa filmowa zdominowana jest swym interesem ekonomicznym i zmuszona jest do poszukiwania oszczędności - każdy z jej członków staje jednak przed koniecznością dokonania wyboru i podczas gdy jedni decydują się zbiec z miejsca walk z obawy o życie i z racji zobojętnienia na toczone w Boliwii walki, drudzy [jak Costa, Sebastian i Anton] decydują się zostać i wspomóc Boliwijczyków w ich walce o godność, wolność i samorządność, która toczy się nieustannie od czasów Krzysztofa Kolumba (którego słusznie swego czasu Hugo Chavez nazwał zbrodniarzem[3]).

Jeśli jest film, który w sposób wrażliwy i kompleksowy, jak tylko sztuka potrafi, demaskuje współczesny i historyczny kolonializm i imperializm - to jest to "Nawet Deszcz".

[1] Scenariusz filmu jest jego dużą zaletą, jego twórcą jest Paul Laverty, który był scenarzystą w wielu filmach reżysera Kena Loacha takich jak: "Czuły Pocałunek", "Wiatr buszujący w jęczmieniu", "Polak potrzebny od zaraz", "Szukając Erica"...
[2] http://en.wikipedia.org/wiki/2000_Cochabamba_protests
[3] Warto prześledzić populację Indian, która już w czasie początkowej Hiszpańskiej Kolonizacji została zredukowana w kilka dekad o miliony ludzi: http://en.wikipedia.org/wiki/Spanish_colonization_of_the_Americas#Demographic_impact

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz