Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 21 maja 2012

Kto dziś nie jest imperialistą?

Zadaję sobie to pytanie w chwili, w której wojna obchodzi już tylko nielicznych. Około dwóch tysięcy osób protestowało dziś w USA przeciwko szczytowi NATO. Większość z tych osób to członkowie ruchu Occupy Wall Street, stale włączający się w protesty tego rodzaju. Te wyjątkowo skromne protesty antywojenne mogą świadczyć o kondycji światowego ruchu pacyfistycznego i alterglobalistycznego. W krajach takich jak USA, czy Wielka Brytania społeczeństwa zostały całkowicie zdominowane przez polityczny imperializm i przyuczone do życia w świecie ciągłej wojny.

Współcześnie, dominacja polityczna imperializmu jest w Stanach totalna i całkowita. A przecież nie tak dawno (bo w latach 60-tych) ruch hippisowski był w stanie zorganizować prawdziwie masowe, spektakularne protesty. Na dziś wydaje się to niewykonalne. Hipisi stanowili olbrzymi ruch masowy, jaka była jego geneza? Hipisów zasilał bunt dzieci z konserwatywnych domów. Ta młodzież wychowywana była w duchu chrześcijaństwa, który z wiekiem dorastania okazywał się fałszywy i złudny. Pragnienie autentycznych więzi międzyludzkich, miłości i prawdziwych uczuć podszyte było specyficzną niby-religijną mistyką, której ton nadawał autentyczny humanizm. W tamtych czasach humanizm i zwrot humanistyczny wypływał z rozczarowania konserwatywnym życiem i jego zbójeckimi politycznymi metodami, kontrast tworzony był przez specyficznie naiwną moralność i prawdziwie bezlitosną praktykę życia społecznego. Obecnie metody, które niegdyś wywoływały oburzenie stały się normą i codziennością.

A zasługę tę przypisać można szalejącej propagandzie oraz klęsce ruchów pacyfistycznych i humanistycznych, w których przerwana została łączność pokoleniowa. W efekcie wojna została zorientalizowana[1]. Pojęciem "wojny" posłużyć można się dziś jedynie w stosunku do mieszkańców Zachodu i krajów pierwszego świata. Te same działania i praktyki wykorzystywane w krajach trzeciego świata, np. na Bliskim Wschodzie nazywane są „interwencjami „lub „misjami pokojowymi”. Wojna straszy więc nadal, ale dopóki nie dotyczy ona nas nie będzie się nią nazywać. Dlatego pomimo dziesiątek tysięcy mordowanych ludzi w Iraku i Afganistanie każdy zaczepiony na ulicy przechodzień stwierdzi, że żyjemy w czasach pokoju.

Skutecznie wyhodowana znieczulica wojenna posiada swe źródła w interesach i silnym imperializmie społeczeństw pierwszego świata. Wojny kierowane do zewnątrz, nie ważne jak bardzo brutalne i krwawe, znajdują się w kręgu ekonomicznego zainteresowania obywateli krajów zachodnich. Czerpanie zysków z kolonialnych wypraw ma swoją długą historię, podobnie ma się rzecz z przekupywaniem europejskiej klasy robotniczej częścią zysków z tych wypraw. Można więc paradoksalnie stwierdzić, że Stany Zjednoczone i Europa stają się coraz bardziej konserwatywne. W kulturze pozornej dokonują się kolejne przełomy na poziomie swobód obyczajowych, liberalizmu politycznego i szeroko rozumianego równouprawnienia. Najważniejszy szczegół tkwi jednak w tym kogo dotyczyć mogą tworzone, nowe swobody. W tym właśnie miejscu do głosu dochodzą sławne "prawa człowieka", zmodyfikowane o reguły pozbawiania tych praw skojarzone z prowadzeniem działań wojennych. Zachód do perfekcji opanował nadawanie i odbieranie ludziom rangi Człowieka, odgradzając się jednocześnie od wszelkich swobód i praw, które dotyczyć mogłyby innych niż kapitalistyczno-liberalne społeczeństwa. „Prawa człowieka”[2] działają w kapitalizmie na podobnej zasadzie co wolny rynek. W odróżnieniu od wolnego rynku (który prawdziwie „wolny” jest jedynie w państwach podbitych i skolonizowanych, gdzie „wolnością” staje się swoboda gospodarcza drapieżnika-zachodniej korporacji) prawa człowieka obowiązują nie do zewnątrz, tylko do wewnątrz, dotyczą wyłącznie pierwszoświatowego kapitalizmu i obywateli żyjących na jego zasadach.

Triumf imperializmu to dehumanizacja i kryzys kultury humanistycznej, to także klęska projektu i ideału socjalistycznego człowieka. Ludźmi są dziś wszyscy mieszkańcy planety Ziemia – z wyjątkiem tych, którzy zostaną w następnej kolejności zaatakowani przez USA i ich sojuszników.

Tylko radykalnie lewicowy ruch polityczny byłby w stanie odwrócić ten stan permanentnego imperializmu i orientalizacji wojny. Mam jednak wątpliwości co do tego, czy taki ruch ma obecnie w ogóle szansę powstać w jednym z krajów Zachodu. Aby stworzyć w polityce nowe warunki i prawdziwie emancypacyjny kontekst społeczny potrzebna byłaby fala, które całkowicie zaprzeczyłaby dotychczasowym praktykom stosowanym przez kraje pierwszego świata. Słabe i egoistyczne, pozbawione (często naiwnej, acz pięknej) niby-religijności humanistycznej, buntujące się klasy średnie nie przedstawią nowego projektu społecznego, nie posłużą się też odważnym wartościowaniem, które mogłoby definitywnie wykluczyć klasy te ze współuczestnictwa w kapitalistycznym życiu.

Usiłując odpowiedzieć sobie na tytułowe pytanie musimy zdać sobie więc sprawę jak trudno jest dziś nie być imperialistą i jak trudno jest sprzeciwić się wojennej logice systemu - kapitalizmu wojennego. By nie być w Europie imperialistą należy się wręcz zrzec obywatelstwa (przynajmniej kulturowego). Albowiem w świecie bez imperializmu nie giną tylko rzeczy „złe” jak bomby kasetowe, trupy, czy przemoc – giną też rzeczy „wspaniałe” – takie jak tania ropa naftowa, duże zyski zachodnich firm i płynące z nich podatki , czy anglojęzyczne hity na listach przebojów.

W walce o świat bez wojen i imperializmu zostawiliśmy Irakijczyków, Afgańczyków, Palestyńczyków… samych, organizując co najwyżej smsowe akcje charytatywne i wzruszające raporty z obszarów dotkniętych konfliktem. Ten kult bezbronnych ofiar zdaje się jednak ofiarom nie pomagać…

Pytanie pozostawiam otwarte.



[1] Za Edwardem Saidem orientalizację rozumiemy jako proces naznaczania tego co zewnętrzne, zamknięte i dzikie w porównaniu do świata Zachodu. W stosunku do orientu przestają się liczyć prawa respektowane w pierwszym świecie, w niepamięć odchodzą normy i wszelka "europejska moralność". Jerzy Kochan poszerzając pojęcie orientalizacji zwrócił uwagę, że podobny proces możemy obserwować także w przypadku ocen ruchu socjalistycznego i komunistycznego - lewicowe treści są naznaczane jako rosyjskie, wschodnie i dzikie - dzięki czemu skutecznie kryminalizuje się i wypycha je poza nawias społecznej rzeczywistości.

[2] Szeroko o polityce praw człowieka i praktyce dehumanizacji ofiar pisze w swoim tekście Étienne Balibar - http://nowakrytyka.pl/spip.php?article310

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz