Szukaj na tym blogu

środa, 6 czerwca 2012

Druga Polska

Literatura krytyczna od dawna przeżywa w Polsce kryzys. U źródeł tego kryzysu leży wiele przyczyn, takich jak: totalna dominacja liberalnych kalek myślowych, wrogie nastawianie w stosunku do nieuprzywilejowanych społecznie, idealistyczne i infantylne podejście interpretatorskie, czy zwykły lęk i pruderia autorów. Reklamowana porównaniami z Emilem Zolą powieść "Druga Polska" przełamuje te trudności stając się rzadkim okazem radykalnej, bezwzględnej i bezkompromisowej nowoczesnej literatury krytyczno-społecznej, będąc jednocześnie próbą stworzenia wielkiej antyutopii. Autorem książki jest pochodzący z Tczewa Tomasz Hildebrandt i jak sam zapowiada: z emigracji wrócił do Polski po to, by wyrównać z ojczyzną rachunki krzywd.

Od razu zaznaczam, że "Druga Polska" nie jest powieścią ani łatwą ani szczególnie przystępną. Od samego początku czytelnik atakowany jest wulgarnymi opisami i pełnym przemocy zdezelowanym, paskudnym, pornograficznym erotyzmem z lombardu, na dziele bardzo wyraźnie ciąży też uliczno-blokerska składnia, która odstraszyć jest w stanie każdego wrażliwca. Powieść silnie dłuży się w swych monotonnych i bardzo często zbędnych opisach oraz bezlitośnie torturuje prawdziwie i rzetelnie depresyjną narracją. Książka, która nie rozpieszcza, przypomina pod tym względem „Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej, jest jednak bardziej nierówna i jeszcze bardziej uciążliwa w odbiorze. Te trudności w konsumpcji w pewnej mierze wychodzą konsumentom na dobre, albowiem charakter „Drugiej Polski” definiowany jest przez przedmiot powieści, do którego struktura i styl narracji powieści pozwalają się zbliżyć - tym przedmiotem jest Polska odarta ze złudzeń.

Książkowe postacie są wstrętne, dosłownie żadna z długiej listy stworzonych na użytek dzieła nie daje się lubić. Miejsca są wstrętne, od bezdusznych i obrzydliwych pustelni po śmierdzące alkoholem i głupotą kluby. Dialogi są wstrętne, ziejące idiotycznym indywidualizmem i czystą głupotą niedojrzałych i naiwnych marionetek. Życie ofiar, owieczek idących na rzeź jest interakcją z prawdziwym szambem. Z ogólnej degrengolady wyłania się prawda. Autor skutecznie przełamał panujący impas neutralności politycznej czyniąc bohaterami ludzi, którzy cierpią w kapitalizmie najmocniej i dając im dojść do głosu przy pomocy własnych środków wyrazu. Tomasz Hildebrandt zdecydował się pisać o sprawach wywołujących wściekłość wściekłym językiem. Siłą dzieła jest właśnie ironiczny dystans, który potęgowany jest przez niewyrazistość samej fabuły. Pustelniczo-szaleńcze życie uciekającego od swych klęsk życia Władka, żywot lumpenrewolucjonisty Mariusza i innych postaci to tło dla najważniejszych w książce wydarzeń, które swą kulminację znajdują w finale książki. Są to – odkrycie ‘świętego wizerunku’, pielgrzymki do nowego miejsca kultu i zawarta w końcowych scenach nieudana rewolucja i desperacki przewrót uelastycznionego społeczeństwa.

Jak na wolnym rynku, zyskują nieliczni, a wymiana służy interesowi najlepszych, posiadających tę szczególną cechę wrodzoną, dającą im przewagę i brak skrupułów. Przechadzają się w natłoku produktów, pomiędzy regałami pełnymi kolorowych opakowań i oszukańczych słówek, krzyczących, szepczących, śpiewających, tajemniczo milczących. Choć kiedyś wiedzieli, nie wiedzą już czego szukają…(s. 32)

Symboliczne zdarzenia zawarte w fabule są w istocie środkiem do bogatego opisu potransformacyjnej rzeczywistości, opisu który odczytywać można poprzez społeczną i polityczną analizę. W krytyce kapitalizmu powieść posunęła się bardzo daleko. Mamy tu opisy nędzy, biedy, głodu, mamy rozbite rodziny i zniszczone uczucia, mamy pokiereszowaną wrażliwość i zdruzgotane wartości, mamy alienację społeczną i dramat żyjących razem-osobno ludzi, mamy naiwność wiary religijnej, tępy nacjonalizm i zabity liberalizm, mamy pełne świadectwo straconego pokolenia i zapis przeżyć milionów polskich emigrantów. Po kapitalistycznej kulturze i kapitalistycznych wartościach nie zostaje kamień na kamieniu – fetyszyzowana seksualna cielesność i pogoń za orgazmem okazują się ślepą uliczką, tożsamość konsumenta i karierowicza to przynęta dla głupców. Życie bohaterów powieści jest więc typowym życiem towarów na półce - tych niechcianych, tych zbędnych, tych wydających z siebie ostatni krzyk i tchnienie.

To oni są wszystkiemu winni. Zamiast pójść za przykładem całego społeczeństwa i solidarnie przyłączyć się do ratowania naszej narodowej gospodarki, nawołują do jej niszczenia. Namawiają do strajków, do walki o podwyżki w sytuacji, kiedy firmy tracą płynność finansową, uniemożliwiają uelastycznienie prawa pracy[…]. Dumnie mówią o sobie alterglobaliści.[…]Naszą cywilizację chrześcijańską obwiniają za ciężką sytuacją trzeciego świata.[…] Są gorsi niż komuniści, a nie było wiele gorszych rzeczy na świecie. (s. 364)


Czym więc jest tytułowa Druga Polska? Krainą bezdomną, prawdziwym domem i ojczyzną dla nietelewizyjnych Polaków. Druga Polska to margines, który stanowi większość. To świat marzeń skazańców na kapitalistyczną elastyczność, to życie ludzi tak samo śmieciowych jak oferowane im śmieciowe umowy. Druga Polska to marzenia emigrantów-ofiar, to cały ściek i brud spływający po rozczarowaniach wszystkich, którym śniła się Druga Irlandia, którym śnił się kapitalistyczny raj na miejscu i na wynos, gdzie milion na koncie to rzecz powszechna. Prawdziwe wygnanie emigrantów to także prawdziwe wygnanie tych, którzy pozostali. Wyjechać z Polski to za mało, pozostać to za dużo. Ostatecznie prawdziwą i jedyną ojczyzną dla Polaków stają się w powieści szlaki wytyczane przez absurdalne pielgrzymki, szlaki cierpiętników. Niechciane przez emigrantów Wyspy Brytyjskie, które służą „Drugiej Polsce” za scenerię, ukazują też tęsknotę za ojczyzną - tą zdrową, bogatą i wspólną.

Dla żyjących w Drugiej Polsce nie ma nadziei, nie ma szans na awans, ani perspektywy jakiejkolwiek samorealizacji. Żyjący w Drugiej Polsce żyliby nadzieją na rewolucję, na radykalną zmianę – gdyby byli się w stanie zorganizować i pozbierać z resztek, w które kapitalizm przemienił ludzi. Opanowani przez rynsztokowość myśli, uczuć i działań ludzie stanęli przed ścianą. Eskapizm i ucieczka ze społeczeństwa to droga do szaleństwa, pozostanie w kapitalizmie i życie nadziejami na Drugą Irlandię to droga do samozagłady. Jedyną opcją dla tych, którzy posiadają w sobie jeszcze wolę mocy i działania jest walka o nową rzeczywistość, jest podejmowanie jednej próby za drugą - aż do zamierzonego skutku. I choć próba buntu i budowania nowego, do której dochodzi w ostatnich fragmentach książki kończy się spektakularnym fiaskiem - to czytelnik, który przewraca ostatnią kartę książki zdaje sobie sprawę, że tym jedynym, racjonalnym i humanistycznym zachowaniem w Drugiej Polsce, jest walka o jej zmianę do samego końca.

Przykuwają nas łańcuchami do linii produkcyjnych, do kas sklepowych, albo do urzędów pracy. Mówią: jeszcze więcej, jeszcze taniej, jeszcze dłużej. Nigdy nie będzie lepiej, oni budują świat dla siebie, nie dla nas. Dają nam nadzieję, że też kiedyś będziemy tacy jak oni, jeśli będziemy się słuchać. Nie wierzmy: to my jesteśmy im potrzebni, a nie oni nam. Możemy się ich pozbyć, ale najpierw musimy pozbyć się strachu i upodlenia, zacząć walkę. (s.163)

Autorowi książki, Tomaszowi Hildebrandtowi bez wątpienia udało się stworzyć dzieło przekrojowe i odważne, portret kapitalistycznej Polski i jej mieszkańców, pozycję szczególnie interesującą dla osób o lewicowych poglądach i odczuciach – które autor podziela i które zawarł na kartach swej „Drugiej Polski”. Mamy do czynienia z potencjalnie popularną, agresywną i bezkompromisową powieścią o prawdziwie rewolucyjnym - acz pesymistycznym – przekazie.

Tomasz Hildebrandt, „Druga Polska”, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz