Literatura krytyczna od dawna przeżywa w Polsce kryzys. U źródeł tego
kryzysu leży wiele przyczyn, takich jak: totalna dominacja liberalnych
kalek myślowych, wrogie nastawianie w stosunku do nieuprzywilejowanych
społecznie, idealistyczne i infantylne podejście interpretatorskie, czy
zwykły lęk i pruderia autorów. Reklamowana porównaniami z Emilem Zolą
powieść "Druga Polska" przełamuje te trudności stając się rzadkim okazem
radykalnej, bezwzględnej i bezkompromisowej nowoczesnej literatury
krytyczno-społecznej, będąc jednocześnie próbą stworzenia wielkiej
antyutopii. Autorem książki jest pochodzący z Tczewa Tomasz Hildebrandt i
jak sam zapowiada: z emigracji wrócił do Polski po to, by wyrównać z
ojczyzną rachunki krzywd.
Od razu zaznaczam, że "Druga Polska" nie jest powieścią ani łatwą ani
szczególnie przystępną. Od samego początku czytelnik atakowany jest
wulgarnymi opisami i pełnym przemocy zdezelowanym, paskudnym,
pornograficznym erotyzmem z lombardu, na dziele bardzo wyraźnie ciąży
też uliczno-blokerska składnia, która odstraszyć jest w stanie każdego
wrażliwca. Powieść silnie dłuży się w swych monotonnych i bardzo często
zbędnych opisach oraz bezlitośnie torturuje prawdziwie i rzetelnie
depresyjną narracją. Książka, która nie rozpieszcza, przypomina pod tym
względem „Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną” Doroty
Masłowskiej, jest jednak bardziej nierówna i jeszcze bardziej uciążliwa w
odbiorze. Te trudności w konsumpcji w pewnej mierze wychodzą
konsumentom na dobre, albowiem charakter „Drugiej Polski” definiowany
jest przez przedmiot powieści, do którego struktura i styl narracji
powieści pozwalają się zbliżyć - tym przedmiotem jest Polska odarta ze
złudzeń.
Książkowe postacie są wstrętne, dosłownie żadna z długiej listy
stworzonych na użytek dzieła nie daje się lubić. Miejsca są wstrętne, od
bezdusznych i obrzydliwych pustelni po śmierdzące alkoholem i głupotą
kluby. Dialogi są wstrętne, ziejące idiotycznym indywidualizmem i czystą
głupotą niedojrzałych i naiwnych marionetek. Życie ofiar, owieczek
idących na rzeź jest interakcją z prawdziwym szambem. Z ogólnej
degrengolady wyłania się prawda. Autor skutecznie przełamał panujący
impas neutralności politycznej czyniąc bohaterami ludzi, którzy cierpią w
kapitalizmie najmocniej i dając im dojść do głosu przy pomocy własnych
środków wyrazu. Tomasz Hildebrandt zdecydował się pisać o sprawach
wywołujących wściekłość wściekłym językiem. Siłą dzieła jest właśnie
ironiczny dystans, który potęgowany jest przez niewyrazistość samej
fabuły. Pustelniczo-szaleńcze życie uciekającego od swych klęsk życia
Władka, żywot lumpenrewolucjonisty Mariusza i innych postaci to tło dla
najważniejszych w książce wydarzeń, które swą kulminację znajdują w
finale książki. Są to – odkrycie ‘świętego wizerunku’, pielgrzymki do
nowego miejsca kultu i zawarta w końcowych scenach nieudana rewolucja i
desperacki przewrót uelastycznionego społeczeństwa.
Jak na wolnym rynku, zyskują nieliczni, a wymiana służy interesowi
najlepszych, posiadających tę szczególną cechę wrodzoną, dającą im
przewagę i brak skrupułów. Przechadzają się w natłoku produktów,
pomiędzy regałami pełnymi kolorowych opakowań i oszukańczych słówek,
krzyczących, szepczących, śpiewających, tajemniczo milczących. Choć
kiedyś wiedzieli, nie wiedzą już czego szukają…(s. 32)
Symboliczne zdarzenia zawarte w fabule są w istocie środkiem do bogatego
opisu potransformacyjnej rzeczywistości, opisu który odczytywać można
poprzez społeczną i polityczną analizę. W krytyce kapitalizmu powieść
posunęła się bardzo daleko. Mamy tu opisy nędzy, biedy, głodu, mamy
rozbite rodziny i zniszczone uczucia, mamy pokiereszowaną wrażliwość i
zdruzgotane wartości, mamy alienację społeczną i dramat żyjących
razem-osobno ludzi, mamy naiwność wiary religijnej, tępy nacjonalizm i
zabity liberalizm, mamy pełne świadectwo straconego pokolenia i zapis
przeżyć milionów polskich emigrantów. Po kapitalistycznej kulturze i
kapitalistycznych wartościach nie zostaje kamień na kamieniu –
fetyszyzowana seksualna cielesność i pogoń za orgazmem okazują się ślepą
uliczką, tożsamość konsumenta i karierowicza to przynęta dla głupców.
Życie bohaterów powieści jest więc typowym życiem towarów na półce -
tych niechcianych, tych zbędnych, tych wydających z siebie ostatni krzyk
i tchnienie.
To oni są wszystkiemu winni. Zamiast pójść za przykładem całego
społeczeństwa i solidarnie przyłączyć się do ratowania naszej narodowej
gospodarki, nawołują do jej niszczenia. Namawiają do strajków, do walki o
podwyżki w sytuacji, kiedy firmy tracą płynność finansową,
uniemożliwiają uelastycznienie prawa pracy[…]. Dumnie mówią o sobie
alterglobaliści.[…]Naszą cywilizację chrześcijańską obwiniają za ciężką
sytuacją trzeciego świata.[…] Są gorsi niż komuniści, a nie było wiele
gorszych rzeczy na świecie. (s. 364)
Czym więc jest tytułowa Druga Polska? Krainą bezdomną, prawdziwym domem i
ojczyzną dla nietelewizyjnych Polaków. Druga Polska to margines, który
stanowi większość. To świat marzeń skazańców na kapitalistyczną
elastyczność, to życie ludzi tak samo śmieciowych jak oferowane im
śmieciowe umowy. Druga Polska to marzenia emigrantów-ofiar, to cały
ściek i brud spływający po rozczarowaniach wszystkich, którym śniła się
Druga Irlandia, którym śnił się kapitalistyczny raj na miejscu i na
wynos, gdzie milion na koncie to rzecz powszechna. Prawdziwe wygnanie
emigrantów to także prawdziwe wygnanie tych, którzy pozostali. Wyjechać z
Polski to za mało, pozostać to za dużo. Ostatecznie prawdziwą i jedyną
ojczyzną dla Polaków stają się w powieści szlaki wytyczane przez
absurdalne pielgrzymki, szlaki cierpiętników. Niechciane przez
emigrantów Wyspy Brytyjskie, które służą „Drugiej Polsce” za scenerię,
ukazują też tęsknotę za ojczyzną - tą zdrową, bogatą i wspólną.
Dla żyjących w Drugiej Polsce nie ma nadziei, nie ma szans na awans, ani
perspektywy jakiejkolwiek samorealizacji. Żyjący w Drugiej Polsce
żyliby nadzieją na rewolucję, na radykalną zmianę – gdyby byli się w
stanie zorganizować i pozbierać z resztek, w które kapitalizm przemienił
ludzi. Opanowani przez rynsztokowość myśli, uczuć i działań ludzie
stanęli przed ścianą. Eskapizm i ucieczka ze społeczeństwa to droga do
szaleństwa, pozostanie w kapitalizmie i życie nadziejami na Drugą
Irlandię to droga do samozagłady. Jedyną opcją dla tych, którzy
posiadają w sobie jeszcze wolę mocy i działania jest walka o nową
rzeczywistość, jest podejmowanie jednej próby za drugą - aż do
zamierzonego skutku. I choć próba buntu i budowania nowego, do której
dochodzi w ostatnich fragmentach książki kończy się spektakularnym
fiaskiem - to czytelnik, który przewraca ostatnią kartę książki zdaje
sobie sprawę, że tym jedynym, racjonalnym i humanistycznym zachowaniem w
Drugiej Polsce, jest walka o jej zmianę do samego końca.
Przykuwają nas łańcuchami do linii produkcyjnych, do kas sklepowych,
albo do urzędów pracy. Mówią: jeszcze więcej, jeszcze taniej, jeszcze
dłużej. Nigdy nie będzie lepiej, oni budują świat dla siebie, nie dla
nas. Dają nam nadzieję, że też kiedyś będziemy tacy jak oni, jeśli
będziemy się słuchać. Nie wierzmy: to my jesteśmy im potrzebni, a nie
oni nam. Możemy się ich pozbyć, ale najpierw musimy pozbyć się strachu i
upodlenia, zacząć walkę. (s.163)
Autorowi książki, Tomaszowi Hildebrandtowi bez wątpienia udało się
stworzyć dzieło przekrojowe i odważne, portret kapitalistycznej Polski i
jej mieszkańców, pozycję szczególnie interesującą dla osób o lewicowych
poglądach i odczuciach – które autor podziela i które zawarł na kartach
swej „Drugiej Polski”. Mamy do czynienia z potencjalnie popularną,
agresywną i bezkompromisową powieścią o prawdziwie rewolucyjnym - acz
pesymistycznym – przekazie.
Tomasz Hildebrandt, „Druga Polska”, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2011.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz