Spektakl "W imię Jakuba S." to dobra okazja do szerokiej, wielotorowej teoretycznej refleksji.
W dziele tym, twórcy nawiązują do postaci Jakuba Szeli, przedstawiając
go i jego działalność w kontrze do pasywnej i poddańczej natury
dzisiejszych spauperyzowanych pracowników najemnych. Osią spektaklu jest
sam Szela, tożsamy z pojęciem rewolucji, a najważniejszym porównaniem i
mostem łączącym dwie epoki jest porównanie sytuacji chłopów
pańszczyźnianych do sytuacji XXI-wiecznych miejskich
pracujących-biednych.
Czyj bunt, czyja rewolucja?
Widać wyraźnie, że opresyjna, neoliberalna rzeczywistość zrodziła w
sztuce, a także w społeczeństwie potrzebę buntu. Ten bunt potrzebuje
swojego artystycznego, ale też rzeczywistego i historycznego nośnika.
Czy rzeczywiście Jakub Szela jest tym, odpowiednim nośnikiem? Nie.
Polska nie jest już krajem chłopskim, a bunt chłopski, tak jak i
chłopska kultura, nie niosą sobą wystarczającego ładunku i nie
korespondują z rzeczywistością XXI-wiecznego mieszkańca
potransformacyjnej Polski. Ludowo-chłopska kultura ma niewiele do
zaoferowania, a już na pewno mniej niż wypracowana już przecież, kultura
proletariacko-robotnicza.
Problem z kulturą robotniczą w Polsce jest taki, że po roku 89' została
ona zniszczona i wypchnięta na kompletny margines. Stało się tak
dlatego, że kultura ta jest tożsama z dziełami powstałymi w epoce PRL-u.
Mit rewolucji i buntu XXI-wieku, to nie mit walczącego o własną
ziemię Jakuba Szeli, ale mit (uwaga, straszne słowo) bolszewicki!
Choć postać Jakuba Szeli wydaje się straszna to jednocześnie jest ona
szerszej publiczności nieznana, a dzieje się tak dlatego, że jest to
postać, której projekt polityczny uległ realizacji i tym samym
likwidacji. Dlatego też pańszczyzna nie jest żywa w świadomości
społecznej i porównanie jej z sytuacją współczesnego robotnika nie
będzie porównaniem skutecznym, czy wywołującym oczekiwany efekt w
postaci jakiegokolwiek wzburzenia. Bunty chłopskie mają dziś także swoją
drugą - immanentną, wrodzoną - słabość. Nie przedstawiają już sobą
automatycznie żadnego, nowego, całościowego projektu społecznego. Szela
to archetyp rewolucjonisty, ale rewolucjonisty archaicznego, stojącego w
jednym szeregu ze Spartakusem i Robin Hoodem. Próba stworzenia ludowego
bohatera wyjętego wprost z realiów średniowiecza jest projektem
chybionym.
Analizując systemowo, można stwierdzić, że kapitalizm zmusza
poszukujących w swej własnej, codziennej walce z uciskiem i wyzyskiem
ciągłości historycznej do ucieczki w odleglejszą przeszłość. Następuje
zatrzymanie się na buntach chłopskich. Są one zwyczajnie mniej aktualne
i dzięki temu - mniej groźne.
W kulturze III RP bardzo widoczna jest ta ucieczka od socjalizmu. IPN,
którego początkowo nikt nie traktował poważnie robi i zrobił swoje.
Wszelki socjalizm, a szczególnie PRL, stał się projektem trędowatym,
wyklętym i zwalczanym na każdym kroku. Szarik dostał kaganiec, Kloss
został antykomunistą, Wajda bojownikiem o kapitalizm, Michnik wiecznym
neoliberałem, Starsi Panowie stali się Starszymi Fabrykantami, a
bolszewik - zgodnie z planem - stał się tożsamy z hitlerowcem, lub
jeszcze lepiej - z samym diabłem.
Refleksje Krytyczne
Ludowe i Szelowe hasła są dziś pomimo to czymś niezwykle odważnym i
trafnym pod kątem oceny stopnia dokonującego się w społeczeństwie
wyzysku. Ale jak można sprzedać taki bunt? Jak wybrać target? Jak
sformułować treść i przekuć ją w reakcję?
Tu pojawiają się trudności. W formie spektaklu zwróciły moją uwagę dwa
problemy. Pierwszy problem dotyczy samego miejsca jakim jest teatr i
rodzaju zwabianej przezeń publiczności. Szela na sprzedaż po 60 zł za
bilet jest z góry rozbrojony. I jest coś nieszczerego w tym sprzedawaniu
Szeli, w takiej formie, dla takich odbiorców. Teatr awangardowy i
polityczny wyobrażam sobie jako teatr dostępny i szukający, dobierający
widza zgodnie z prezentowanym przekazem. "W imię Jakuba S" odniosłoby
sukces i wzbudziło podziw, nie w teatrze, ale na ulicy, na wsi, lub przy
biletach za 1 zł. Drugą, o wiele ważniejszą kwestią jest sprawa samej
formy spektaklu i języka, którym on operuje. Zawarta w sztuce
histerycznie-krzykliwa gra aktorska i nadto rzucająca się w oczy
przaśność i hecność przeradza cały wysiłek w farsę i komedię. Mówiąc o
buncie, o Szeli, o sytuacji dzisiejszych pracowników najemnych
należałoby posłużyć się dramatem najbardziej ponurego kalibru. Sentencje
powinny wypowiadane być wprost. Wykorzystana teledyskowa forma
(zaczerpnięta z awangardy teatralnej lat 70-tych) zamgliła i zamroczyła
publiczność, a śmiechy, które padają podczas spektaklu dobitnie świadczą
o fiasku tej konwencji. Widownia przeczekiwała trudno-nudne kwestie by
dotrwać do upragnionych żarcików lub wulgaryzmów. Wyzysk dopiero staje
się poważny, gdy mówi się o wyzysku poważnie - i na odwrót.
Mity a Klasy
Przy okazji intensywnie przejawiającej się w spektaklu koncepcji powrotu
do kultury ludowej należy wspomnieć, że takie próby były już
podejmowane w przeszłości, lecz słusznie funkcjonowały głównie jako
motywy kulturowe w analizie historycznej - a nie analizie
współczesności. Takie dzieła jak "Tańczący Jastrząb" Juliana Kawalca i
inne opowiadające o przenosinach ludzi wsi do miast były elementem
powstałym przy okazji industrializacji i rozwoju społecznego Polski po
roku 1945. Wielkie migracje minęły, a społeczeństwo polskie stało się
społeczeństwem robotniczym, proletariackim - i staje się nim w coraz
większym stopniu. Ten współczesny proletariat w pewnej mierze
zaadoptował szlacheckie rozumienie historii i przeszłości - ale mity
szlachty i arystokracji wcale nie są tak żywe, jak mogłoby się z pozoru
wydawać. Ich siła jest pozorna, bo nie dotykają już one spraw
współczesności. Mit szlachty to dziś co najwyżej część etosu Prawa i
Sprawiedliwości. Mity są zawsze mitami klasowymi, ewoluują wraz z
ustrojem i identyfikowane są wraz z nim. Najpotężniejsze dziś mity to:
mit nowobogactwa, który jest wyznawany przez elektorat PO, rodzimych
bourgeois i tłamszonych (tłamszonych-aspirujących) przez fałszywą
świadomość pracowników najemnych, oraz mit pauperyzowanego proletariatu
(czasem w swej lumpenproletariackiej postaci). Próbkę tego drugiego
otrzymaliśmy w spektaklu od aktorów występujących w sekwencjach
umocowanych we współczesności.
Gdzie leży wobec tego kultura robotnicza? Co się stało z jej mitem?
Szukajcie mitów wyklętych, tych czerwonych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz