Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Podzielni tylko przez siebie

"Samotność liczb pierwszych" wskoczyła na kinowe afisze dyskretnie, po kryjomu. Ten stworzony na podstawie powieści napisanej przez Paolo Giordano film nie zwalił nikogo z nóg, nie doprowadził do rewolucji artystycznej, a krytycy szybko przeszli nad nim do codzienności, bez trudu zapominając i wymazując z pamięci tak niekonkretne w ich ocenie dzieło. W książce i filmie jest zawarte coś istotnego. Ta zawarta w filmie myśl, która jest ważna i istotna krytykom najwidoczniej uleciała, dla polskiej publiczności rzetelna interpretacja "Samotności..." okazała się nieosiągalna. I właśnie to, poruszając powiązane wątki i zagadnienia, postaram się naprawić i zmienić.


Fabuła filmu jest nieskomplikowana, dzięki czemu bez trudu pozwala zająć się czymś innym, niż tylko opisywaniem losów, perypetii i przypadków głównych postaci. Film w swej konstrukcji jest nieserialowy. Opowiada o losach dwójki bohaterów, których życie ulega komplikacji i którzy z pewnych przyczyn wybijają się i wydostają poza masę i tłum - zostają naznaczeni. Mattia i Alice wcześnie przeżywają tragedie, które na stałe odmieniają ich życie. Mattia, jako małe dziecko, pozostawia bez opieki swą siostrę - co skutkuje jej zaginięciem i śmiercią. Alice, także w wieku dziecięcym, przymuszana przez ojca do uprawiania sportu doznaje wypadku podczas jazdy na nartach, nabawiając się silnego urazu i jednocześnie na zawsze rozczarowując dotkliwie swoich rodziców. Oboje, w wyniku tych przeżyć, stają się zamknięci w sobie i zdarzenia te rzutują na ich późniejsze życie i kształtującą się osobowość. W kolejnych latach, na przestrzeni których poznajemy losy dwójki bohaterów, rodzą się ich kolejne kłopoty. Wyciszony i skupiony na samej nauce Mattia nie odnajduje akceptacji w szkole, okalecza się i popada w izolację. Alice także nie aklimatyzuje się w grupie, jej desperacka przyjaźń ze szkolną gwiazdą - Violą - kończy się przewidywalną zdradą ze strony przyjaciółki. Pomimo wszelkich przeciwności, pomiędzy Alice i Mattią rodzi się przyjaźń, koniec końców dwójce bohaterów pozostaje tylko wspólna więź i nić wzajemnego porozumienia. Solidarność pokrzywdzonych przeradza się w miłość, Mattia i Alice po latach perypetii, niepowodzeń i rozczarowań przeżywanych w izolacji i szaleństwie w końcu wydają się odnaleźć sposób, aby przebić dzielącą ich mgłę i odnaleźć we wspólnym życiu bliskość oraz zrozumienie.

I na tym powierzchownym odczytaniu u większości kończy się refleksja nad filmem. Dzieje się tak dlatego, że z perspektywy obdarzonej fałszywą świadomością jednostki poznanie świata, a także kultury i sztuki następuje poprzez kliszę i kalkę indywidualizmu i rynkowego egoizmu. Znaczenie tytułowych "liczb pierwszych" nie może być odczytane przez obserwatorów samych będących liczbami pierwszymi. Wbrew pozorności fabuła nie dotyczy nieszczęśliwych jednostek, życiowych niepowodzeń dwóch postaci, nie chodzi o studium cierpienia, czy refleksję nad zmorami z dzieciństwa. Mattia i Alice nie są wypadkiem przy pracy zbiorowości, nie są samotnymi w nieszczęściu, nie są indywidualnościami. Są objawem choroby, najzdrowszym w reakcjach elementem sponiewieranym przez systemowe okoliczności, stanowią kontrast dla pozornie normalnej i pozornie zdrowej tkanki społecznej. Ich koleje losu nie są ilustracją życiowego nieszczęścia będącego udziałem nielicznych - są natomiast obrazem prób i niepowodzeń, których wrażliwi i pragnący ciepła ludzie doznają z winy niespełnionych ambicji rodziców, egoizmu i barbaryzmu ludzi z otoczenia i konstrukcji, systemu. Już małe dzieci są w filmie przedmiotem niewyobrażalnej presji. Ten wpływ nastawionego na rynkowy sukces otoczenia na dzieci jest katastrofalny - Alice doznaje przez to urazu, a Mattia z uwagi na podskórnie odczuwaną presję związaną z koniecznością rywalizacji pozbywa się niesprawnej siostry. Całe, dosłownie całe, otoczenie pary bohaterów jest wobec nich nieprzychylne, życzy im źle, lub kładzie na nich presję wywodzącą się z egoistycznych pobudek. Życie nie do zniesienia prowokuje dzieci do ucieczki od wyznaczonych przez system funkcji i granic. Mattia i Alice udają się na poszukiwanie humanizmu i wzajemnej troski - odnajdując ją finalnie tylko między sobą, pomiędzy dwoma eskapistami, społecznymi izolami. Ich zwycięstwem okazuje się ucieczka od społeczeństwa i dostrzeżenie w sobie, jako istotach ludzkich wartości, której system ich skutecznie pozbawiał.

Staje przed nami doskonały obraz kapitalistycznego człowieka. Ten człowiek odżegnuje się od jakiejkolwiek kooperacji, posługuje się morderczym ostracyzmem, ściga się w rujnującym wszystkich wyścigu szczurów, za maską weselnych ckliwości dba tylko o swoją własną wartość, nawiązuje relacje, które prowadzą w wyzysk, poznaje świat z perspektywy wyłącznie indywidualnej korzyści. Taki człowiek jest, musi być, nieszczęśliwy. Wszelka okazywana dobroć, ufność, wierność i bezinteresowność jest tu - w tych warunkach - słabością, nieudolnością i powodem do szyderstw, odrzucenia i społecznego mordu. W tej rzeczywistości głupi i nic nie wart jest każdy, który nie jest najsilniejszym. Samotność liczb pierwszych to właśnie samotność wszystkich doświadczających tego zbiorowego, systemowego cierpienia. Alienacja we wspólnocie, to zbiorowa samotność. Każdy nosi jej znamiona. Odnoszący sukces zostają z nim sami, zostają obdarzeni wrogością ze strony pozostałych liczb pierwszych i są życiowo przetrąceni z winy poniesionych, koniecznych do odnoszenia sukcesu, wyrzeczeń. Z kolei nieprzystosowani do społecznego ładu stają się ludźmi-wrakami, nieumarłymi pozbawionymi wszystkiego, prócz samotności. Ta potworna wizja to zaledwie przeniesienie praw rządzących akcjami giełdowymi na człowieka. Po konfrontacji ze społeczeństwem z tej wizji normalni ludzie obdarzeni choćby drobiną empatii stają się rzadkością. W "Samotności..." solidarność między bohaterami, między ludźmi pojawia się dopiero w sytuacji ich kompletnej życiowej klęski - wówczas gdy wszystko, z godnością na czele, zostało utracone i przyszło pogodzić się z całkowitym upokorzeniem. Wspólnota rodzi się wśród wspólnie upokorzonych, wśród desperatów.

System okalecza. System kapitalistyczny kładzie presję, która każe podporządkować całą swą aktywność życiową zarabianiu i zdobywaniu pieniędzy. Poczucie zagrożenia i niepewności mające swe źródło w społecznym i ekonomicznym indywidualizmie nie pozwala zawiązywać więzi, odczuwać zaufania do innych, czy realizować najważniejszych potrzeb emocjonalnych człowieka. Zindywidualizowany, egoistyczny system aksjonormatywny ogarnia całość. To co pozostaje to mania prześladowcza, ucieczka w pracę i aktywność przypominająca chorobę. Ludzie przypominający liczby pierwsze ('cząstki elementarne') są straszni, są wielowcami pozbawionymi wrażenia wielości. Działają w separacji i na szkodę pozostałym i sobie. Nie mają nadziei, bo nie wiedzą w stosunku do czego ją żywić, żyją więc pościgiem za króliczkiem, zawsze znajdując sobie coraz to nowszego króliczka i nigdy nie zdając sobie sprawy z tego, że cokolwiek gonią.

Problem, poruszony w filmie, dotyczy chwili, momentu w którym liczby pierwsze uzyskują świadomość swego położenia. W "Samotności..." dzieje się to w ostatnich scenach, kiedy bohaterowie przekraczają i pokonują traumę nałożoną na nich przez system, związaną z subiektywnie traumatycznymi przeżyciami. Świadomość zostaje uzyskana wraz z wyjściem poza system wartości nałożony przez otoczenie - jeśli odnajdujesz zrozumienie i na jego bazie powstaje porozumienie z innymi dotychczas wykluczanymi osobami to ta świadomość tej wspólnoty przykrywa świadomość panującą i staje się wobec niej odrębną, uniezależniając się od niej. Chwila międzyludzkiego solidaryzmu, wyjścia poza 'racjonalny' egoizm, to chwila w której rodzi się nowa wartość - powszechna godność - coś czego dotychczasowy system społeczny pozbawiał najdotkliwiej.

Niewiele jest dzieł, które tak trafnie i bezpośrednio przedstawiają zjawisko alienacji, a także efekty działania społecznego w kapitalizmie. „Samotność liczb pierwszych” to film-zjawisko, to bardziej obserwacja naukowa niż porywająca historia. To także film bardzo bliski codzienności, z prawdziwie rzeczywistą narracją, to film w którym wyalienowany człowiek został dostrzeżony przez poszukujące, wyzwolone kino.


„Samotność liczb pierwszych”, reżyseria: Saverio Costanzo, scenariusz: Saverio Costanzo, Paolo Giordano. Premiera polska: 23 marca 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz