Szukaj na tym blogu

wtorek, 7 sierpnia 2012

Kraj Fikcji


Rządy Platformy Obywatelskiej to rządy fikcji. Mamy fikcyjne wykształcenie (na uniwersytetach, które ukończyć może każdy), mamy fikcyjne zatrudnienie (na umowach śmieciowych, bez składek ubezpieczeniowych), mamy fikcyjną opiekę zdrowotną (w prywatyzowanych szpitalach, gdzie w kolejkach tkwi się miesiącami), mamy fikcyjną kulturę (opartą na kulcie wulgarnych igrzysk i konsumpcyjnej tandecie), a nawet mamy fikcyjne żarcie, którego pełno jest na półkach (a którego skład w 99% stanowią wypełniacze, dopełniacze, aromaty i kolory 'identyczne' z... ale nie naturalne). Pod kątem panowania fikcji nasza nowa potransformacyjna rzeczywistość bije na głowę Polskę Ludową, która naiwnie utrzymywała stałe standardy... jak brakowało kiełbasy, to jej nie było... dzisiaj nawet jeśli zabrakłoby w sklepach mięsa to na półkach pozostanie jego azbestowy odpowiednik.

Nie ma już sklepów, są polujące na najtańszą, najbardziej chemiczną tandetę dyskonty. Nie ma publicznych, utrzymujących wysoki poziom uczelni, są prywatne uczelnie i fabryki bezrobotnych. Nie ma planowego zatrudnienia, jest planowe bezrobocie i przymusowa emigracja. Powoli likwidowane są też publiczne ośrodki kultury, które zastąpić ma importowana serialowa tandeta oraz pozwalające się wzbogacać zagranicznym koncernom igrzyska - takie jak Euro 2012. Polski kapitalizm jest fikcyjny, bo nie jest nawet pełnym kapitalizmem. Kapitalizm to system klas, dwóch klas - proletariatu i burżuazji. W przypadku Polski mamy raczej do czynienia z samym proletariatem, tanią siłą roboczą na eksport, ludźmi na sprzedaż do roboty za granicę, różnica tylko w tym, czy wyjeżdżają zagranicę do tamtejszych slumsów, czy też pozostają skoszarowani na miejscu – najlepiej w blaszanych kontenerach! Nie ma u nas burżuazji, dlatego nie istnieje też burżuazyjny patriotyzm. Siłą zewnętrzną patriotyzm został u nas ograniczony do manifestowania swojskiej rusofobii. Naród, poczucie solidarności państwowej, zastąpiony został wiarą w odwieczną walkę dobra ze złem, przy czym złem są zawsze – pragnący zakłócić naszą idyllę - czerwoni i ruscy.

W kraju fikcji wszyscy cierpią na omamy, wojując przede wszystkim z "demonami przeszłości". Z tymi demonami walczyć mamy wszyscy razem i do spółki. Fundament założycielski III RP leży u podstaw powszechnej ideologii. Nawet będące - pozornie - opozycyjnymi grupy polityczne zastanawiają się przede wszystkim nad tym jak odciąć się od historii i przemalować polski kapitalizm tak, by przedstawić go w dobrym świetle. Najodważniejsi 'rewolucjoniści' myślą w Polsce o... reformie. A symbolem 'rewolucji' jest kuroniówka, którą 'mądry Polak po szkodzie' rozdaje uciśnionym, gorąco im współczując.

Kraj fikcji to kraj bez konfliktu. Dlatego nie ma też w tym kraju prawdziwej walki, czy jakiejkolwiek wizji zmian. Prawdziwy socjalista-rewolucjonista myślał niegdyś wpierw nad tym, co zniszczyć, a potem - ewentualnie - nad tym, co później zbudować. Dziś wszyscy chcą reformy, większej ilości pudru na obitym mocno ryju, czy bardziej życzliwego języka i (to już niezwykły radykalizm!) debaty oksfordzkiej. I tak przerobiono i zalegalizowano bunty. Tak więc mieliśmy w Polsce rewolucję kulturalną, ale rewolucję tę przeprowadzono pod sztandarami IPN-u. Mieliśmy w Polsce demokratyczny przełom, w wyniku którego od lat rządzą w Polsce różnej barwy neoliberałowie. Mieliśmy w Polsce wojnę o wolność... ale w Iraku i Afganistanie... i w rzeczywistości nie o wolność, ale o niewolę i o zyski dla amerykańskich koncernów.

Trudno wpleść w fikcję jakąkolwiek ideologię. Ale fikcja potrafi rozpychać się łokciami, tak skutecznie, że samo jej panowanie staje się panującą ideologią. Ta panująca ideologia to ideologia sukcesu. Mamy więc zielone wyspy, mamy cztery nowe stadiony, mamy kapitalistyczny wzrost gospodarczy, mamy „szacunek sąsiadów”. Sukces fikcji to nic innego, jak sukces skutecznego zarządzania niewolniczym zagłębiem. Pełni nienawiści do socjalistycznej biurokracji możemy bez najmniejszego zmartwienia miłować biurokrację współczesną – wielokrotnie większą i 'demokratycznie obraną' - a więc naszą, własną, polską i nieruską! Bo w końcu skoro wszyscy kradną, to niech rządzą nami chociaż polscy złodzieje. Oto właśnie nowoczesny patriotyzm!

Fikcja to coś, co wydaje się nierzeczywistym, coś co sprawia wrażenie nieistniejącego i niewyczuwalnego. Ale my, w Polsce czujemy fikcję, jest ona namacalna, żyje razem z nami i nigdy nas nie opuszcza. Czujemy fikcję i wiemy, że tworzona przez nią rzeczywistość jest kłamstwem. Dlatego wszyscy od niej uciekamy. Uciekamy w jeszcze bardziej fikcyjne zagadnienia, fikcyjne konflikty i fikcyjne marzenia. Jedni marzą więc o narodowych zrywach i wojnie z Putinem, inni o wyzwoleniu zwierząt, jeszcze inni o emancypujących całą płeć zmianach w słowniku języka polskiego i o rewolucji przeprowadzanej przy pomocy facebooka... Są nawet tacy co śnią o sukcesie polskiej gospodarki i sprywatyzowaniu samej prywatyzacji.

Festiwal obłudy nie bierze jeńców, ale pośród marzycieli znaleźć można także zarządców fikcji.

To właśnie zarządcy fikcji są tymi, którzy nie śnią na jawie. Zarządcy uprawiają politykę i egzekwują wolę panujących w Polsce sił potransformacyjnego kapitalizmu. Politykę robi u nas Michnik, politykę robią Grzechu, Rychu i Zbychu. Wszystko co zapragnie zaistnieć w końcu będzie musiało przykleić się do zarządzających, czyli tych, którzy jako jedyni operują tym, co prawdziwe – pieniędzmi. Walka polityczna (ale także i życie) to walka o przetrwanie, to walka o stołki i o płace. Dlatego jeśli chcemy by nasza partia, czy inne, tworzone przez nas żyjątko, przetrwało upewnijmy się, że jego reguły mieszczą się w zakresie celebryckiego show/marzeń Michnika. Snując wizje o nowym, wspaniałym świecie miejmy na względzie świat prawdziwy, jego władców, panów i dyktatorów. W przestrzeni poprawności mamy prawo być tylko egzekutorami woli najwyższego (neoliberalizmu), lub błaznami, których klęski i gafy służyć będą cementowaniu obecnego panowania.

System fikcji to także system prawd oczywistych. Te prawdy oczywiste to inaczej – używając starego nazewnictwa – świętości. Mamy w Polsce kilka podstawowych świętości. Są nimi słowa-klucze, których znaczenie jest formą magiczną, niemożliwą do penetracji i jakiejkolwiek krytyki. Demokracja. Totalitaryzm. Wolny rynek. Polityczność. Apolityczność. Terroryzm. Ofiary… Każde z tych pojęć tworzy mapę pojęciową świata, w którym żyjemy, każde stanowi kolejny klocek, z których ukladanki wyłania się obraz obozu koncentracyjnego. W odmóżdżonym, „wychowanym na lekcjach religii i kreskówkach” społeczeństwie zamiast wiedzy aplikowane są właśnie prawdy oczywiste. Prawdy magiczne są serwowane społeczeństwu na każdym kroku. Każdy medialny komentarz opiera się o słownik prawd magicznych. Tylko zarządcy i miłościwie panujący – ci z nich, którzy pozostają w miarę wykształconymi – mają możliwość głębszej interpretacji świata. Ludźmi pozostają więc forsiaści, którym wykształcenie pozwala zgłębić naturę rzeczywistości społecznej. Pozostali, ci którym brakowało szczęścia i chowali się samopas w świecie strusia pędziwiatra i pędzących po lodzie gwiazd stają się wyznawcami fikcji. Motto wykastrowanych brzmi: ‘chciałbym chcieć, ale nie potrafię ‘. Ten system jest coraz sprawniejszy. Polska ulega dalszej transformacji, w stronę pełnej automatyzacji zarządzania. Rzeczywistość społeczna to ekonomia, a ta nie znosi niepotrzebnych wydatków. Dlatego za kilka lat zabraknie już ‘świadomych’ zarządców, a przy życiu pozostaną tylko ślepo zapatrzone w ekrany baranki i system żył będzie siłą organicznej perswazji i przy pomocy wdrukowanego w społeczną świadomość nazewnictwa.

Fikcja, propaganda, fałszywa świadomość, kapitalistyczna ideologia, ułuda, utopia kapitalizmu. Nazw jest wiele. Wyznawcami są prawie wszyscy. Szukając miejsca na wyłom, szukając dziury w fikcji szukajmy nieestablishmentu, szukajmy desperatów, elementu, marginesu. Krążąc od jednego reprezentanta świata fikcji do drugiego stoimy w miejscu. Nowy beton stołuje się w modnych kawiarniach, czytuje krytycznie modną literaturę, jeździ drogimi samochodami, pozostaje na topie. Do głosu dochodzi skala i wraz z nim lęk – nas, maluczkich. Wszyscy, którym udaje się zamanifestować swoją niezależność, inteligencję i pomysł natychmiast nęceni są obietnicami i dopuszcza się ich boczną ścieżką do korytka. Władza posługuje się pieniędzmi jak narkotykiem. Warstwom potencjalnie niebezpiecznym pozwala się przetrwać oferując im minimalne płace, naukowcom pozwala wisieć na sznurku, który chociaż lichy i marny nie pozwala odrzucić i zerwać łączącej z systemem pasożytniczej więzi.

Wszyscy mają prawo żądać, ale nikt nie ma prawa żądań realizować. To jest właśnie lep i pułapka na wywrotowców, którym wydaje się, że sama manifestacja i cicho wypowiedziane słowo ‘nie’ wystarczy by ruszyć z posad bryłę świata. Naiwni będą wierzyć, że przepis na rewoltę usłyszą w telewizji. Naiwni marzą o powszechnie akceptowalnej rewolucji i o aprobowanym przewrocie. Łudzą się, wierząc, że system nie zabezpieczył się i nie zideologizował faktycznych dróg oporu. Te – prawdziwe – drogi oporu są dziś ścieżkami przestępczymi, ścieżkami prawd magicznych… ścieżkami Ofiar, Dyktatorów, Totalitaryzmu… Tak już jest, że system społeczny zawsze rozpoznaje swojego wroga, piętnuje go i naznacza, przebiera w szaty diabła stawiając za wzór zła i irracjonalnego szaleństwa. Pragnąc zmian i jednocześnie wierząc w tego Złego nie da się czegokolwiek osiągnąć.

To, co operuje fikcją zwie się ideologią. A ideologię zwalczyć może tylko kontrideologia. Antyfikcja musi posiadać własne prawdy, własne pojęcia, własne korzenie, musi pozostawać w sprzeczności z fikcją panująca. Miejscem bitwy ideologii jest polityka – w swym szerokim wymiarze. Pragnąc skonstruować i przedstawić alternatywę musimy sięgnąć po język konfliktu, język walki klas i słownik różnic. To ten słownik jest dziś atakowany najmocniej. Z „lewa” i z prawa. Konfliktowi przeciwstawiana jest jedność i solidarność - fundujące obecną rzeczywistość pojęcia. To właśnie w oporze przeciwko tej narracji, narracji tworzonej przez liberalizm większość krytycznych teoretyków okazała się bezsilna. Na kapitalistycznym rynku możemy kupić rewolucję, możemy nabyć i zaprezentować każdą naszą egzystencjalną, seksualną bolączkę. Liberalne swobody i wolność są w kapitalizmie przedmiotem nieustannej debaty… poza sferą gospodarki, która staje się wyalienowana i odłączna, przeistacza się w teren ekspertów i specjalistów, magów - wtajemniczonych.

Czy czegoś się doczekamy, czy doczekamy się zmian? Neobeton twierdzi, że czekać znaczy pragnąć niemożliwego, że walczyć oznacza przeczyć wielkim osiągnięciom, oznacza przeczyć malowanej zieloności naszej wyspy. Ostatnią nadzieją stają się więc nieśmiałe protesty. Apelujemy więc do naszych bożków, władców epok minionych – rozsądku, sprawiedliwości, równości, życzliwości. Apelujemy, oburzamy się, z nadzieją na prawdomówność łowców terrorystów, zabójców i cynicznych wyzyskiwaczy. Śnimy po nocach o konsensusie, którego ślady rzekomo odnajdujemy w niezmiennej i odpornej na wszelkie debaty linii Tusków/Michników/Balcerowiczów… W heroicznych porywach marzyć można o buncie… buncie, który przeprowadzony ma zostać przy pomocy metod ratyfikowanych przez Gazetę Wyborczą, buncie śpiworowym, buncie apolitycznym i niezorganizowanym, buncie na jeden >szokujący< artykuł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz