Szukaj na tym blogu

czwartek, 20 września 2012

„18 brumaire’a…” i pożytki z Marksa


I

„18 brumaire’a Ludwika Bonapartego” to jedna z najważniejszych prac teoretycznych Karola Marksa. Ta praktyczna aplikacja materializmu historycznego zyskała niemieckiemu filozofowi rozgłos  a także udowodniła skuteczność metody badawczej obranej przez Marksa.

Studiowana przez Karola Marksa historia Francji to analiza historii kraju, w którym „dziejowe walki klasowe, bardziej niż gdziekolwiek, doprowadzane były za każdym razem do ostatecznego rozstrzygnięcia”[i]. Wielka Rewolucja Francuska, zwana także Rewolucją Burżuazyjną aż do chwili obecnej pozostaje synonimem rewolucji i przewrotu klasowego w swej najbardziej krwawej postaci. Te gwałtowne przekształcenia w obrębie panującej formacji społecznej pozwalały łatwiej – i na konkretnym, bo mniej rozległym w czasie przykładzie - uchwycić istotę walki klas.

Karol Marks opisywane przez siebie wydarzenia we Francji, w tym zamach stanu dokonany przez Ludwika Bonapartego dzieli na trzy okresy. Pierwszy jest to okres lutowy obejmujący czas od 24 lutego do 4 maja 1848 roku. W tym okresie, po ucieczce króla, reprezentanci wszystkich klas społecznych dążą do wspólnego celu: reformy wyborczej. Dlatego też świeżo formujący się rząd zwie się rządem tymczasowym, a do najważniejszych rozstrzygnięć nie dochodzi. Drugi jest okres od 4 maja 1848 do 29 maja 1849 roku, jest to okres konstytuowania się republiki, czyli Ustawodawczego Zgromadzenia Narodowego. W tym czasie do głosu dochodzą siły burżuazyjne, które dążą do powołana republiki burżuazyjnej. Na nic zdało się powstanie czerwcowe, którego wywołaniem na  próby zdrady republiki socjalnej zareagował paryski proletariat. Od tej chwili, od momentu tej klęski zbrojnej klasa robotnicza w dalszym procesie zajmować już będzie wyłącznie rolę drugoplanową. Wszystkie pozostałe klasy i partie będą odtąd „partiami porządku”[ii] zwalczającymi anarchistyczne, komunistyczne, socjalistyczne wizje społeczeństwa proletariackiego. Ostatni, trzeci okres umożliwia już wkroczenie na scenę „męt społeczeństwa burżuazyjnego”, „świętej falangi” i wynoszonej przez nią postaci Ludwika Bonapartego.

Marks rekonstruuje wydarzenia rewolucji i ukazuje, jak przy pomocy burżuazyjnych republikanów, którzy skutecznie usunęli w cień rewolucyjny proletariat, do głosu i do władzy dochodzą rojalistyczni bourgeois. Powołane przez Bonapartego ministerstwa obejmują niegdysiejsi politycy najbardziej liberalnej frakcji burżuazji parlamentarnej. Teraz będą oni mieli za zadanie ten sam parlament uśmiercić. I gdy reżim parlamentarny zostaje ostatecznie wygnany, na placu boju pozostaje Bonaparte i lojalna mu armia oraz biurokraci. Parodia restauracji cesarstwa staje się faktycznym powołaniem do życia republiki kozackiej, republiki wojskowych i państwa „porządku”. Parlamentarne uświęcanie woli panującej klasy jako woli powszechnej zostaje zastąpione panowaniem autorytetu i wprowadzaniem „ładu”.

Panująca odtąd władza wykonawcza jest reprezentowana przez półmilionową armię urzędników. Feudalni dostojnicy zamieniają się w płatnych urzędników a kolekcja sprzecznych i absurdalnych średniowiecznych praw zostaje przemieniona w uregulowany plan scentralizowanej władzy państwowej. Wszystko to środki republiki parlamentarnej w walce z rewolucją. Sam Karol Marks podkreśla jednak, że usamodzielnianie się państwa i jego panowanie to przecież nie „władza niczyja”, lecz reprezentacja wyjątkowo konkretnej klasy społecznej, klasy chłopów parcelantów. Chłopi parcelanci „[…]stanowią olbrzymią masę, której członkowie żyją w jednakowych warunkach, nie wchodząc jednak w różnorodne stosunki ze sobą.”[iii] Specyficzna pozycja chłopów parcelantów uczyniła z nich klasę społeczną ad hoc, gdyż jej interesy pozostawały w sprzeczności ze wszystkimi pozostałymi klasami. Chłopi parcelanci byli jednak niezdolni do samodzielnej obrony swoich interesów, grupowo, czy też za pośrednictwem parlamentu. Ich przedstawiciele są jednocześnie ich panami, autorytetem stojącym nad nimi, są właśnie ową panującą, nieograniczoną władzą państwową. Chłopi zagłosowali na kolejnego z rodu Napoleonów, niesieni wspomnieniami o poprzednim Napoleonie. Tak właśnie, Ludwik Bonaparte jako kolejny z rodu został wybrany przez chłopa konserwatywnego, w jego imieniu sprawując swe rządy ładu i porządku, trzymając w silnym uścisku pozostałe klasy, a przede wszystkim uciskany, rewolucyjny proletariat. I tak, jak zauważa Karol Marks, wiara w cesarstwo, którą dawniej zaszczepiła w chłopstwie burżuazja staje się fundamentem konstytuującym nową władzę, a idées napoléoniennes takie jak panowanie klechów i wiodąca rola wojskowych stają się dominującą ideologią nowego społeczeństwa – nowej, rzeczywistej farsy.

Ludwik Bonaparte jako kandydat chłopów parcelantów triumfuje, przy okazji Bonaparte staje się też - niejako z przymusu - kandydatem zaniepokojonej burżuazji, reprezentantem klasy średniej, a ponad wszystko chwiejnym przywódcą w czasach chaosu i niestabilnej, utrzymywanej siłą sprzedawanych stanowisk dyktatury wojskowych.
Streszczona powyżej marksowska interpretacja wydarzeń z lat 1848-1851 we Francji stanowi – jak sami łatwo możemy się przekonać - wyjątkowo spójną i zwartą kompozycję, jest też ponad wszystko analizą klasową i przy tym analizą klasową wybitnie ekonomiczną.

II

Najnowsze polskie wydanie „18 brumaire’a…” sygnowane przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej zostało zaopatrzone we wstęp napisany przez publicystę „Gazety Wyborczej”, Marka Beylina. „Wstęp” obejmuje bite 90 stron i bez wątpienia posiada charakter „autorski”. Już na pierwszych stronach postawiony  zostaje cel dość charakterystyczny. Autor proponuje bowiem traktować „18 brumaire’a…” głównie jako Marksa przestrogi dla demokracji a jego samego jako obserwatora „rodzącej się populistyczno-demokratycznej dyktatury”.[iv] W zamyśle autora ma to umożliwić „odklejenie” z Marksa etykiety „ojca założyciela krwawego totalitaryzmu” i, zamiast tego, włączenie go w „normalną” (co prawda, nie wiadomo jaką ”normalną”) historię myśli europejskiej.

Próby ‘normalizowania’ Marksa dokonuje Beylin poprzez stopniowe rozbrajanie konfliktu klasowego. Samo pojęcie lasowego konfliktu jest „nieprzyzwoite”. Przyczynę, dla której konflikt klasowy jest dziś w byłych krajach komunistycznych wyklęty stanowi dla autora fakt wbudowania konfliktu klasowego „w gramatykę władzy” okresu minionego. Pomiędzy starą a nową ideologią zieje, jak wiadomo, przepaść oddzielająca, w przekonaniu publicysty Gazety Wyborczej „język fałszu” od „języka prawdy”. Marek Beylin w swej interpretacji z dość naiwnego apologety nowej ideologii szybko zamienia się w orędownika stabilności (ładu, porządku?) utożsamianej z „demokracją” twierdząc, że konflikt klasowy „został wchłonięty do demokracji i uprawomocniony, dając jej zbawienną stabilność.”

W tym momencie na myśl nasuwają się pytania. Po pierwsze, o jaką ‘demokrację’ autorowi chodzi, po drugie, w jaki sposób konflikt klasowy mógł zostać przez system wchłonięty, a ponadto, czy „konflikt” może gwarantować „stabilność” taką, jak wydaje się ją rozumieć Beylin? Odpowiedzi na te pytania odnaleźć można w tym, czego autor poniechał i jednocześnie w tym co wyeksponował.

W rozważaniach Marka Beylina  dochodzi do całkowitej eliminacji klasowej analizy rzeczywistości społecznej, istnienie klas, poparte analizą stosunków własnościowych zostaje zatarte, a „konflikt klasowy” przedstawiony jest niczym strategia public relations. Antyekonomiczne podejście autora to prosta ucieczka od „wyznaczania” klas społecznych i ich reprezentantów. Marek Beylin pisze o „odtwarzaniu się społeczeństw klasowych” jak o anomalii „demokracji”, nie dopuszczając do siebie myśli, że klasy są dla każdego systemu kapitalistycznego elementem nieodłącznym i stałym. W taki sposób, eliminując z perspektywy analitycznej podział na kapitalistów i pracowników najemnych można choćby przez chwilę uwierzyć w mityczną, scalającą siłę (pozaekonomicznej) demokracji.

Kontynuując swój wywód Marek Beylin pobieżnie analizuje sytuację imigrantów z uwagi na „konfliktogenny” charakter imigracji (wszak chodzi o stabilność). Jest to wstęp do rozważań nad „rozbrajaniem gniewu” w obrębie demokracji. Gniew społeczny to zdaniem autora jedno z zagrożeń dla „naszych demokracji”. Co zastanawiające, autora w tym miejscu zupełnie nie interesuje, czy wspomniany gniew wyrasta z żądań uzasadnionych i czy jest wyrazem faktycznej niesprawiedliwości, krzywdy. Zainteresowanie autora skupia się przede wszystkim na „gaszeniu pożarów”, ochronie ładu i porządku.

Zasadniczy wątek rozważań Marka Beylina stanowi oczywiście – przesłonięta pozorną pochwałą „18 brumaire’a…” – krytyka Karola Marksa i marksizmu oraz  pryncypiów, na których oparta jest myśl niemieckiego teoretyka. Postulaty rewolucji społecznej i kresu kapitalistycznego wyzysku postrzegane są przez Beylina jako idee rewolucyjnego mesjanizmu, ten z kolei, w jego opinii, jest „miałki i budowany z kłamliwych fikcji”. Te kłamliwe fikcje to dla autora  przede wszystkim perspektywa rewolucji, wizja bezklasowego społeczeństwa, czy nawet samo pojęcie klas rozumiane zgodnie z marksowską intencją. O specyfice tekstu stanowi przy tym to, iż autor, ”zanurzony w oczywistości” – przecież „wszyscy tak sądzą, czyż nie? – porusza się w zasadzie pod progiem ideologicznej nieświadomości obojętnej na argumenty humanistycznego dyskursu.

Wywód wzbogaca, co prawda, pewna filozoficzna ornamentyka. Beylin, powołując się na (szczególnie chętnie cytowaną) Hannah Arendt stara się wskazać, że wizja społeczeństwa komunistycznego  Karola Marksa jest w istocie głęboko i niebezpiecznie indywidualistyczna, albowiem w społeczeństwie bezklasowym rzekomo zabraknąć miałoby podstaw dla jakiejkolwiek władzy, a ‘uspołecznieni ludzie’ mieliby zamiast pracy wykonywać czynności ściśle prywatne, uprawiać hobby, lub nawet popaść w daremność i nihilizm! Wizja społeczeństwa pozbawionego uzbrojonego w bicz pana (pracy przymusowej) to dla Beylina wizja anty-społeczeństwa pełnego hobbystów-samobójców, uśmiercających się z tęsknoty, za porządkującym ich życie trzaskaniem bicza.  Dla Marksa jednak brak władzy burżuazyjnej wcale nie oznacza zaniku władzy w ogóle, wręcz przeciwnie, sprzyja on powstawaniu samorządności i pozwala stworzyć planujące swą gospodarkę społeczeństwo. Podobnie jest z pracą, która zgodnie z marksizmem jest naturalną aktywnością człowieka, a celem wyzwolenia z kapitalizmu jest jej dezalienacja – likwidacja pracy przymusowej i wyzysku - nie porzucenie. Beylin nie podejmuje jednak problemu w sposób systematyczny, sprawa zostaje zatem sprowadzona do swoistego ornamentu i jednocześnie dodatkowego kamyczka do ogródka Marksa i marksistów.

Postawa taka  pociąga za sobą nadmierną, zawsze jednak w określony sposób „zorientowaną” swobodę interpretacyjną – oto pojęcie „republiki kozackiej”, które u Marksa stanowi raczej synonim rządów wojskowych, Beylin przerabia na „zbyt scentralizowane państwo”. Ostatecznie  jednak  autor Wstępu przychyla się do tezy, że reżim w swojej bonapartystycznej formie uległ demokratyzacji,  zachwala też liberalną prawicę tamtych czasów, której polityka zgrabnie komponuje się z wyznawaną przez niego ideologią ładu. Powstaje przy tym przypuszczenie, że przedstawiona tu interpretacja historii Francji nie jest ani oczywista, ani „naturalna”, lecz polityczna i ideologiczna.  Beylin mocno idealizuje też tworzony  porządek (stabilny ład), pomijając wydarzenie, które  ujawniło jego pozorny, fałszywy charakter – powstanie Komuny Paryskiej i tego konsekwencje.

W kolejnej części Wstępu od zbyt rewolucyjnego Marksa autor ucieka do mile konserwatywnego Tocqueville’a, znajdując w jego wizji stowarzyszeń - tworzących elitę, która opinię publiczną kształtuje – przykład oświeconego projektu społecznego. U Tocqueville’a Beylin dostrzega przede wszystkim wielkość związaną z faktem, iż teoretyk ten „[…]przerobił lekcje rewolucji i Napoleona I; w tych czasach widział nie tylko źródła nieszczęść, lecz także ciąg narodowych dziejów budujących wielkość Francji i oświeceniową misję narodu francuskiego.” Nie ma perspektywy bliższej francuskiej prawicy. Dalsza, krótka analiza poglądów Victora Hugo i Proudhona prowadzi do podsumowania.

I wreszcie rozważania nad bonapartyzmem są dla Beylina rozważaniami nad magicznym zjawiskiem populizmu. Taka jest cena i takie są efekty odrzucenia ekonomicznej analizy i genezy wszelkiego rodzaju dyktatur. Analiza pozbawiona bazy skupia się tylko na nadbudowie, tu reprezentowanej przez język gazet i język mediów. Tak uporczywe przedstawianie XXI wiecznego kapitalizmu przede wszystkim jako „demokracji” i usilne maskowanie wymiaru własnościowego pozwala tworzyć wizję wolności, jako czegoś już zdobytego, osiągniętego. Ta wizja cementuje obecny ład, skłania  do myślenia co najwyżej o reformach i to takich, które nie zrzucą kogokolwiek – już siedzącego – z jego tronu. Pisząc o ruchu feministycznym, ekologicznym, czy o ruchu oburzonych apostoł ładu szybko przestrzega przed populizmem, przeciwstawiając mu „bardziej równościową postać demokracji”. Problem leży jednak w tym, można rzec, że to właśnie ta ‘nasza demokracja’, a zasadniczo kapitalizm, wyklucza swą bardziej równościową postać. Idąc dalej tym tropem, ruchy, które ośmielą się ‘naszej demokracji’ sprzeciwić tym samym będą nazbyt „populistyczne” i szybko staną się prawdziwym (porządnego) systemu wrogiem.

Wizja ‘polityki demokracji’ przejawiająca w tym wydaniu typowe cechy syndromu polskiego, polegającego na magicznym wręcz lęku przed bolszewizmem, stanęła przed poważnym problemem. Ruchy społeczne wewnątrz systemu, a także inne, zewnętrzne systemy wywierają nieustającą presję. Zarządzanie kapitalizmem trwale uzależnione jest od sytuacji geopolitycznej i makrogospodarczej. Ta rynkowa niestałość kapitalizmu przekłada się nieustająco na niestabilność demokracji. Ucieczka bądź walka z marksowskim ujęciem historii, które skazuje kapitalizm na wymarcie to jeden ze sposobów na uniknięcie problemu braku perspektywy. To bowiem kapitalizm (dla swoich zwolenników tożsamy z demokracją) wytwarza problem braku perspektywy. Po lekturze Wstępu do „18 brumaire’a Ludwika Bonapartego” Marka Beylina możemy stwierdzić, że obcowaliśmy z dowodem na to, że kapitalizm stał się systemem na wskroś konserwatywnym, na wskroś pozbawionym wizji przyszłości. Jedyną wizją, jaką dziś posiada jest, rozbudowywana wciąż, wizja różnorodnych sposobów reagowania na pojawiające się trudności, pożary i rewolucje naruszające „porządek i ład”.
III

Kiedy odwrócimy broń jaką jest marksizm i posłużymy się „18 brumaire’a…” z intencją, z jaką  został on napisany, czyli krytycznie wobec kapitalizmu, dostrzeżemy silne powiązania bonapartystycznej republiki kozackiej ze współczesną kapitalistyczną ‘demokracją’.

Zachodni kapitalizm, pogrążony w nieustannej wojnie o surowce i wpływy rządzony jest przez militarne hegemonie. Najlepszym tego przykładem są Stany Zjednoczone Ameryki, w których niezależnie od tego, z której partii pochodził będzie prezydent (a są aż dwie możliwości) działania wojenne prowadzone są tak samo brutalnie i intensywnie. Scentralizowane machiny biurokratyczne (i w Polsce obecnie biurokracja jest wielokrotnie liczniejsza od niegdysiejszej PRL-owskiej) – finansowane przez zagraniczne interwencje wojskowe w celu zdobycia zysków z kolonii -  żywcem przypominają niedorzeczny ustrój wprowadzony przez Ludwika Bonapartego. Potęga instytucji i jednorodność linii politycznej pozornie opozycyjnych partii to kaganiec nałożony również Polsce, w której niezależnie od wyników wyborów realizowany jest neoliberalny program gospodarczy, państwo zaś stało się mechanizmem wspierającym i zezwalającym kapitalistycznemu rynkowi na jego społecznie szkodliwą działalność.

Ten przewrotny charakter demokracji parlamentarnej dostrzeżemy w analizie zawartej w „18 brumaire’a Ludwika Bonapartego” i  to właśnie Karol Marks, ujawniając zasady życia społecznego uczy nas, że możliwość wyboru nie stanowi jeszcze o urzeczywistnieniu ustroju demokratycznego. Albowiem  dopiero analiza stosunków własności, analiza genezy władzy pozwala dostrzec nam tych, którzy faktycznie panują w społeczeństwie. Ostatecznie jesteśmy po prostu świadkami bitwy ideologii, które wywodzą swoje pochodzenie z  różnych klas i ich różnych klasowych interesów. Sprzeczności klasowe, leżące u podstaw tych różnych interesów, mogą czasowo się intensyfikować, mogą też chwilowo zamierać przykryte i przygaszone przez działalność opozycyjnej ideologii, jednak empiryczne podziały przez nie tworzone pozostają rzeczywistymi dopóty dopóki jeden człowiek pozostaje panem, a inny niewolnikiem.



[i] 18 brumaire’a Ludwika Bonapartego. Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011, przedmowa Engelsa do trzeciego wydania niemieckiego, s.101
[ii] Ibid. s.119
[iii] Ibid. s.258
[iv] Ibid. s.7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz