Medialny szum wokół wyborów prezydenckich w USA trwa już od wielu
tygodni. Zainteresowanie wyborami w Stanach Zjednoczonych znacząco
przekracza w Polsce zainteresowanie jakimikolwiek innymi wyborami
zagranicznymi. Szybko dociera do nas, że musi chodzić o coś naprawdę
bardzo ważnego, skoro tylu dziennikarzy, tylu komentatorów i tyle stacji
telewizyjnych zajmuje się tym tematem tak intensywnie. Tak duże
zainteresowanie wyborami w USA jest podyktowane przede wszystkim tym, że
Polska od dłuższego czasu jest w stanie politycznej zależności /czy też
służalczości/ wobec Wielkiego Brata zza oceanu.
Mamy do czynienia z wyborami, podczas których koronowany zostanie nowy, współczesny Cezar.
Niełatwo jest przedrzeć się przez cyrkowe i estradowe sztuczki
kampanijnej fasady – niewielu osobom też się ma to udać. Nas jednak
mniej interesować powinno to co ma do powiedzenia Fryzjer Obamy, która
gwiazda estrady wystąpiła podczas przemówienia Romneya i który z
kandydatów lubi rozwiązywać krzyżówki, a który wybiera tylko ekologiczną
sałatę.
Zadajmy sobie pytanie o faktyczne różnice pomiędzy jednym i drugim
kandydatem. Jaka jest polityka w wydaniu Obamy, jaka jest polityka w
wydaniu Romneya? A wreszcie – czym są Stany Zjednoczone?
Od razu powiem, że mało interesuje mnie wewnętrzna polityka gospodarcza
USA. Tutaj różnice między kandydatami są największe, tutaj też
faktycznie możemy mówić o jakichkolwiek różnicach. Obama jest tutaj
delikatnie na lewo od Romneya, choć jego rekordowa pomoc dla banków i
prywatnych firm w postaci pakietu ratunkowego nijak nie przełożyła się
na nacjonalizację, czy na przejęcie kontroli nad tymi instytucjami i
zamienienie ich w mienie społeczne.
Nie jestem jednak obywatelem Stanów Zjednoczonych, niewielką też różnicę
robi mi to co okupanci Iraku i Afganistanu robią później z kradzionymi
pieniędzmi pochodzącymi z eksploatowanych w koloniach złóż surowców.
Zachęcam więc do innej niż amerykańskiej refleksji nad wyborami w USA,
zachęcam nie do refleksji kolonizatora, lecz do refleksji
kolonizowanych.
Bez wątpienia Romney znajduje się na prawo od Baracka Obamy.
Reprezentuje bardziej twardogłowe, bardziej rusofobiczne i bardziej
zimnowojenne podejście w sprawach polityki międzynarodowej. Dlatego
prawica polska upatruje w nim szansy na powrócenie do planu budowy
tarczy antyrakietowej, dlatego też wybór Romneya na prezydenta
prawdopodobnie sprzyjałby PiSowskiej polityce. Czy jednak Obama to dla
nas lepsza ‘oferta’? Nie bardzo. Nasza obecność w amerykańskich
napaściach jest stale taka sama, rządzi nami sprzyjający USA, odporny na
wszelkie zmiany polityczne minister spraw zagranicznych. Z perspektywy
Polski nie zmienia się więc zbyt wiele. Z perspektywy świata podobnie:
czy to krwawy noblista, czy krwawy bushysta - jeden pies. Zaryzykowałbym
nawet stwierdzenie, że lepszy już krwawy bushysta - bowiem wszystko co
fałszywe i pozornie dobre mąci tylko w głowach idealistów (a także
lewicowców) wydając im się dobrem nie tylko z pozoru. Reklamowanie
‘dobra do wewnątrz’ kosztem ‘zła na zewnątrz’ też nie wydaje się być
działaniem moralnym.
Prezydent USA to trybik imperialnej machiny korporacyjno-militarnej.
Imperialistyczny interes amerykański dominuje nad wszystkim pozostałym i
jest dobrem transpolitycznym, niezależnym od sztandaru rządzącej
partii, czy prezydenta. Wizje kandydatów są więc takie same. Imperializm
i funkcje imperium są stałe i niezmienne. Obsługa może nosić krawat
albo muszkę, lecz zawsze będzie robić to samo. Maszyna zatnie się
dopiero w chwili, w której mechanizm eksploatacji przestanie być
skuteczny i aprobowany.
Nie ma więc większej różnicy między obydwoma kandydatami. Nie ma
większego znaczenia kto wygra te wybory. Kapitał na pewno wolałby Mitta
Romneya, jemu też dałbym większe szanse na zwycięstwo dzisiejszej nocy
(Czarnoskóry prezydent przez dwie kadencje to już chyba jak na Stany
zbyt wiele, zwłaszcza że jest jeszcze opcja oszustwa wyborczego). Jeśli
jednak wygra Obama strategia polityczna imperium i tak nie ulegnie
zmianie, w obydwu wypadkach możemy za to rychło spodziewać się wojny na
Bliskim Wschodzie.
wtorek, 20 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz