Coraz biedniejsi i coraz bardziej upokorzeni Polacy wypełzają ze swych
mieszkań (przynajmniej ci, którzy je mają) w poszukiwaniu jedzenia.
Każdego dnia o jedzenie jest coraz trudniej. Po pierwsze szybko
zmieniono więc definicję jedzenia i definicję tego co jadalne... to, co
można nazwać jedzeniem ewoluuje tym szybciej, im szybciej zwiększa się
liczba żyjących w naszym kraju ludzi ubogich.
Jedzenie niejedno ma imię.
Kapitalistycznie niewydolne sklepy ze zdrową żywnością, skrajnie
nieefektywne niewielkie sklepiki osiedlowe i "samy" zdychają śmiercią
(prawie)naturalną. W obliczu przemian w obrębie konsumpcji niezbędna
była nowa idea, nowy pomysł na karmienie i zaopatrywanie obywatela. I
nie chodzi tu o śmietniki. Potrzebny był więc sklep, który będzie
możliwie jak najtańszy, gdzie (dzięki wstawiennictwu najświętszej
panienki) niska cena nie oznaczałaby niskiej jakości, w którym będzie
wszystko, który mógłby po prostu stać się elementem naszej wspaniałej
religii neoliberalizmu i jej użytecznym bożkiem.
Tak właśnie, jako element nowej trójcy przenajświętszej balcerowiczyzmu narodziła się sieć sklepów Biedronka.
W ubiegłym roku spółka-właściciel Biedronki, Jeronimo Martins odnotowało
zysk na poziomie 240 mln, z czego aż 70 procent z tego w Polsce(!).
Właśnie otwarto u nas dwutysięczny sklep tej sieci (idą łeb w łeb z
kościołem!), Biedronka sponsoruje nawet reprezentację polski w piłce
nożnej, a w chwili obecnej łącznie zatrudnia już około 36 tysięcy osób.
Jak widać, na małżeństwie z Biedronką wychodzimy wyłącznie na nasze.
Mamy pracę, mamy jedzenie, mamy reprezentację... czegoż chcieć więcej?
Jedyny prawdziwy problem jaki nam pozostał to problem niedomkniętego
dachu na Stadionie Narodowym - poza tym, wszystko idzie ku najlepszemu.
Biedronka jest śmiertelnie wręcz skuteczna i efektywna, do tego stopnia,
że możemy jej nawet wybaczyć wyroby czekolado/mięso-podobne i czasem
zbyt inwazyjne wykorzystywanie cudu technologicznego, jakim bez
wątpienia są ulepszacze dopełniaczy wypełniaczy, (pamiętajmy!)
identyczne z naturalnym.
Państwo Polskie, jak dobrze wiemy, jest słabe. Biedronka natomiast - jest coraz większa i silniejsza.
Dlatego - w obliczu słabości państwa polskiego i skorumpowania łżeelit
rządzących powinniśmy zastanowić się poważnie nad przekazaniem całości
funkcji państwowych sieci sklepów Biedronka. Skoro wszyscy już i tak
kupują w biedronkach i jedzą produkty z biedronek, to może czas też na
biedronkowe szpitale, biedronkowe szkoły, biedronkową pocztę i
biedronkową policję...
Biedronka z pewnością nie dopuściłaby do katastrofy smoleńskiej.
Politycy w podróż do Smoleńska udaliby się nie samolotem, lecz
hulajnogami z Biedronki.
I z tych powodów, jeśli pragniemy mieć naprawdę tanią pracę, a przecież
wszyscy marzymy wyłącznie o tym, powinniśmy też dążyć ku taniości
powszechnej. Tanie powinno być wszystko. Uniwersalnie. Na zawsze. Tak
nam dopomóż Biedronka.
Przypuszczalnie Biedronkowa Rzesza Polska i tak będzie mniej
nieprzyjazna obywatelowi i mniej tania niż taniość ultraneoliberalizmu
naszych rządzących... wiele naprawdę nie trzeba, wystarczy jedynie orła z
godła zdjąć i zastąpić go tłustą, okrągłą (niczym okrągły stół)
biedronką. W tym zakresie problemów nie przewidujemy, kolory jednego i
drugiego są nawet do siebie podobne.
Reszta zrobi(ła) się już sama.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz