W coraz bardziej prowincjonalnej Polsce coraz więcej pojęć zawłaszczają
na swój wyłączny użytek różne grupy i odłamy politycznego marginesu.
Każda frakcja polityczna pragnie mieć swoje własne słowo, dla jednej
będzie to równość, dla drugiej moralność, dla jeszcze innej -
patriotyzm. Słowa-klucze (wobec niepopularności prawdziwych programów
politycznych) stały się programami zastępczymi i teraz każdy chce mieć
dla siebie swoje własne zaklęcie. Szczególnie ten ostatni przypadek
powinien zwrócić naszą uwagę.
Patriotyzm został całkowicie wchłonięty przez prawicową narrację i
konserwatywny dyskurs polityczny. Patriotyzm w kraju nad Wisłą
automatycznie oznacza dziś antysocjalizm i antykomunizm. Przyzwolenie na
to powszechne jest nawet na lewicy. Patriotyczne = Piłsudczykowskie.
Jedyna prawdziwa Polska to zgodnie z przekonaniem ‘patriotów’- II RP.
Polskość w latach powojennych odznaczała się z kolei wyłącznie w walkach
z ‘sowiecką okupacją’, aż do wspaniałego wyzwolenia roku 1989.
Scena polityczna uległa w Polsce takiemu przesunięciu na prawo, że mamy
obecnie nawet deklaratywnie lewicową wersję prawicy, co nie powinno nas
dziwić w kraju, w którym ostrożni socjaldemokraci przepychają się po
kątach, z rzadka będąc dopuszczanymi do głosu w publicznej debacie i do
tego uchodząc za skrajnych radykałów.
Kradzież patriotyzmu przez prawicę nie była łatwa, powiodła się głównie
dzięki bierności i naturze nowolewicy. Nowolewica (wychowana na Gazecie
Wyborczej) lekką ręką oddała patriotyzm, kwestię narodową, wątki
emancypacji narodowej i z miłością poświęciła się wyłącznie kwestiom
swobód obyczajowych (w wersji liberalnej, dalekiej od wątków
ekonomicznych). Z czasem lewica ekonomiczna zaczęła pojawiać się na
nowo, w swej uszczuplonej i wystraszonej formie. Pomimo tego, że posiada
ona szerszy od nowolewicy horyzont to i tak nie zdecydowała się sięgnąć
z powrotem po język narodowej emancypacji – zamiast tego zrobiła prawie
wszystko byle tylko odseparować się od wszelkich form narodowego
patriotyzmu i przybliżyć się do kosmopolitycznego, neokolonialnego,
‘dyskursu-glamour’, jakim posługuje się (neo)liberalna prawica.
To spowodowało, że patriotyzm tak jak i pojęcie narodu stał się domeną
wyłącznie PiS-u, antykomunistów i innych egzotycznych odmian
nacjonalizmu. W ten sposób doszło też do rozłamu na ‘lewicę
patriotyczną’, która coraz bardziej zbliżając się do prawicy
jednocześnie uważa się za jedyną patriotyczną lewicę, oraz na ‘lewicę
wolnościową’, której program to w gruncie rzeczy zlepek o charakterze
anarchistyczno-liberalnym. Specyficzny dyskurs anarchizmu, zgodnie z
którym naród = państwo, a państwo = zło zgrabnie łączy się w tym punkcie
z polityczną linią neoliberałów i burżuazji, dla której każda
intensywniejsza obecność państwa = zagrożenie dla kapitalistycznych
interesów.
Polska lewica zupełnie zapomniała o swojej podstawowej narracji i
wyparła się jej. Swoje zrobił też w tej sprawie napór produkowanych
przez IPN ‘prawd historycznych’. Zgodnie z tymi ‘prawdami’ cały okres
PRL-u oceniać należy jako okupację, a wszyscy którzy brali w niej udział
z automatu stają się tożsami z ruskim najeźdźcą i złem
najstraszliwszym. W odpowiedzi na tę indoktrynację wystraszonej lewicy
nie pozostało nic innego jak wyprzeć się swojej własnej historii i albo
uwierzyć w prawicowe prawdy, albo w ogóle zrezygnować z jakiegokolwiek
oparcia historycznego. Patriotyzm socjalistyczny i komunistyczny został
wymazany z kart historii.
Podczas gdy w rzeczywistości to właśnie lewica w swej historii sięgała
po najczystszy patriotyzm, a wszystkie udane rewolucje socjalistyczne
zawsze połączone były z ideologicznym ruchem narodowo-wyzwoleńczym.
Komunizm, rozumiany jako klasowe braterstwo narodów również był i jest
nadal projektem czysto patriotycznym - innym oczywiście od tego
patriotyzmu, który każe klękać przed klerem i posyłać dzieci na barykady
powstańcze.
Neoliberalna okupacja i fakt skolonizowania Polski przez zagraniczny
kapitał wzmacniają tylko polityczną siłę postulatów propaństwowych i
narodowo-wyzwoleńczych. Żądania sprawnego i opiekuńczego, socjalnego
państwa łączą się w społeczeństwie z wizją silnego i zjednoczonego
narodu. Po taki język sięgają współcześnie wszyscy przywódcy
socjalistyczni, na czele z Prezydentem Chavezem. Ten naród to naród inny
od tego, który żyje w głowie nacjonalistów i klerykałów - o ten
właśnie naród lewica musi zawalczyć, musi też odzyskać swój
narodowo-wyzwoleńczy charakter.
Z tej perspektywy różnego rodzaju ‘blokady’ marszu niepodległości tylko
odklejają lewicę od jej naturalnego miejsca (a także od jej elektoratu),
uniemożliwiają jej też wypłynięcie na szersze polityczne wody. Korzysta
na tym wyłącznie polityczne centrum i neoliberalny establishment.
Własne marsze niepodległości, z własną koncepcją patriotyzmu i
narodowości to najlepszy pomysł na promocję lewicowego patriotyzmu. A
ten lewica musi odzyskać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz