Żeby móc prowadzić polemikę trzeba wpierw zrozumieć i przeanalizować to co zostało przez kogoś napisane.
To oczywiste, że w tej chwili w Polsce faszyzmu nie ma... Przywiązanie
do tego pojęcia bierze się stąd, że niesie ono w sobie potężny ładunek
emocjonalny. Słowa: prawica, konserwatywna prawica, reakcja, nacjonalizm
już takiego ładunku ze sobą nie niosą -> a tego mamy u nas pod
dostatkiem, to zostało oswojone. To o czym wcześniej pisałem to fakt, że
rząd i establishment w treści nadbudowy politycznej jest w gruncie
rzeczy tym samym co ONR i ruchy skrajności - które od dwóch dni budzą
tak wielkie emocje.
Bardzo wzrusza mnie także obrona PRLu przez antyprlowskich
socjalliberałów, z trudem przyznających, że w PRLu nie zagazowano
milionów ludzi (Czy nie warto może było jeszcze rozważyć składania
takiej deklaracji? Niejeden grant mógł przepaść). Szkoda tylko, że tak
późno będziecie dochodzić do tego, że w rezultacie /postępującej/
katastrofy kapitalizmu coraz częściej będziecie stawać przed wyborem
reakcyjna prawica/socjalizm.
Bezpieczny środek, w który wielu nadal wierzy nigdy nie istniał, był pozorem utrzymywanym przez łupieżcze siły kapitału.
W Polsce żadnej demokracji nie ma. Jest dyktatura kapitału /głównie
zagranicznego/ i fasadowa demokracja parlamentarna. Bronić tej
demokracji i bronić establishmentu na miejscu lewicy dążącej /jak
rozumiem/ do zyskania kiedyś władzy nie radzę. Komorowski i Tusk mają
swoich "rycerzy" i są to "rycerze" podobnie antylewicowi i
antysocjalistyczni co ludzie Zawiszy. To oni , na czele z Wyborczą,
zajęci byli przez lat dwadzieścia tym, żeby z lewicy i z socjalizmu nie
ostał się kamień na kamieniu. Jedyna lewicowość osiągalna w III RP to
wzruszanie się (i nic więcej) nad losem wykluczonych. Próba wytworzenia
jednolitej, prawicowo-konserwatywno-reakcyjnej polityki historycznej
powiodła się: dzięki CAŁKOWICIE LEGALNEJ działalności IPNu i dzięki
likwidacji wszystkiego co realnie antysystemowe. A lewica musi być
antysystemowa jeśli systemem jest kapitalizm.
Polski Establishment założył sobie, że stworzy jedną, uniwersalną
politykę wiecznego konsensusu. Tym konsensusem miał być konsensus
prawicy, ten 'właściwie patriotyczny' i przede wszystkim -
antysocjalistyczny. Systemowi wydawało się, że wystarczy usunąć lewicę i
stworzona zostanie płaszczyzna wiecznej władzy i wiecznej dominacji. To
się jednak nie udało. Bolesne przebudzenie nastąpiło w momencie, w
którym okazało się, że co prawda polityczne wentyle bezpieczeństwa na
lewo zostały zatkane, ale te po prawej stronie stoją otworem. Okazało
się po prostu, że język antysystemowej kontestacji to nie tylko
'czerwoni', ale też i 'czarni', którzy pragną wydostać się przez wyłom
stworzony przy pomocy sprawy smoleńskiej... To prawdziwy szok dla
Prezydenta i [ProNSZowskich] sił rządowych, świadomość że jednak można
obejść ich z prawa, że wraz z neutralizacją lewicy nie wyczerpał się
język buntu i że antysystemowość w złodziejskiej rzeczywistości i tak i
tak wypłynie na wierzch... Na razie bardziej przypomina to farsę, ale w
dalszej perspektywie może przerodzić się w tragedię, choć raczej nie w
obecnie kompletnie niepodmiotowej historycznie Polsce.
Jak to zwykle często bywa prawica establishmentowa stworzyła też sobie
nowego wroga, którego się nie spodziewała. Na razie ten wróg raczkuje i
nie wiadomo, czy kiedykolwiek na dobre się rozwinie. Tym wrogiem jest
tak samo konserwatywna i reakcyjna prawica... tyle tylko, że jest to
siła antyrządowa i radykalniejsza w środkach, rozładowująca napięcie
poniżonej części społeczeństwa. Co ciekawe, pojawienie się tego wroga
jest też establishmentowej reakcji po części na rękę, przy Zawiszy i
Młodzieży Wszechpolskiej każdy prezentować się będzie jak oświecony
wolnościowiec, podczas gdy w realu klęczał będzie pod pomnikiem
Dmowskiego, NSZu i wznosił będzie te same polityczne hasła - "Raz
sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!".
Zadaniem Lewicy nie jest pilnowanie mydlanej poprawności dyskursu
neoliberalnej, kapitalistycznej demokracji. Tym zadaniem jest
antysystemowa i antyprawicowa działalność polityczna. Łatwo jest dziś
wskazywać na organizatorów marszu niepodległości jako na "tych złych".
Jednak bez uchwycenia kontekstu, w którym (ta niewielka jak na razie)
zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać nie będziemy wiedzieli niczego o
tym, kto naprawdę rządzi polityczną sceną i gdzie znajdują się prawdziwe
źródła "faszyzacji" sceny politycznej.
Żyjemy dziś w samym środku fabryki zła. Ci, którzy uwierzyli w ludzką
twarz kapitalistycznej demokracji niech lepiej przyjrzą się twarzy
Breivika. Nie ma czego bronić. Trzeba walczyć o nowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz