Oglądając prawicowe marsze w stolicy odnieśliśmy wrażenie pewnego
niedosytu. Prawie nic nikomu się nie stało, narodowcy jakoś tak mało
przypominają diabły, Prezydent Komorowski nie ustrzelił żadnej sarny ani
nie popełnił ortograficznego byka… Nie było większych rozruchów, nie
było większych zamieszek.
Mimo to wiele osób trąbi o zagrożeniu. Zagrożeniu rozruchami, zagrożeniu
faszyzmem. Tego jednak w Polsce zwyczajnie nie ma[1]. To z czym mamy do
czynienia w Polsce jest znacznie gorsze, jest to powszechny, prawicowy
konserwatyzm. Plaga, która zadomowiła się u nas na dobre.
Ten prawicowy konserwatyzm to prawdziwe dobro wspólne. To dlatego
czczona jest ‘święta II RP’ i za wzór patriotyzmu uznawane są Narodowe
Siły Zbrojne. Prawicowy konserwatyzm likwiduje i znosi każdą formę
alternatywnego systemowo myślenia. Zagrożeniem dla wolności i
niepodległości są dzisiaj nie ci, którzy wychodzą na ulicę – tych jest
bowiem mniejszość i są to ludzie przez system uciskani, manifestujący w
ten sposób swoje niezadowolenie – lecz ci, którzy siedzą w domach i dla
których wyłączna świadomość to świadomość konserwatywnie narodowa i
konserwatywnie neoliberalna. To ich siłami jest utrzymywany obecny
porządek.
Lewica w Polsce (w odróżnieniu od prawicy) nie jest w stanie
skonstruować masowo osiągalnej tożsamości. Te problemy z tworzeniem
‘własnego ja’ biorą się z akceptacji prawicowej polityki historycznej.
Potencjalnie taką tożsamością mogłaby być tożsamość klasowa, językiem
klasowym nikt się jednak w Polsce nie posługuje, a szef Solidarności
swoją działalność rozpoczyna od zdejmowania Lenina z bram stoczni.
Lewica pod naporem neoliberalnego kosmopolityzmu zrezygnowała też z
lewicowego patriotyzmu i tak pozostała bez większego buntu, służąc za
dodatek do prawicowej ekstremy i grupę od happeningu.
Tak jak pisałem, faszyzmu w Polsce nie ma, jest jedynie marginalny ruch
nacjonalistyczny, który przeraża część establishmentu tym, że w ogóle
kogokolwiek jest w stanie wyciągnąć z domu, sprzed telewizora i oderwać
od hipnotyzujących reklam/seriali. I w tym miejscu lewica poniosła
klęskę, nie potrafiąc zgromadzić większej ilości zwolenników przy okazji
swoich przedsięwzięć i obchodów własnych świąt, które nie posiadają
żadnej ukierunkowanej energii, stając się albo festynami starości, albo
marszami wyłącznie mniejszości.
Nacjonalizm to wyraz tłamszenia Polaków przez kapitał. Nacjonalizm jest
także kapitalistycznym oszustwem, które wartości narodowe przebiera w
łaszki ultrakapitalistycznego programu gospodarczego. Narodowcy to dobro
hodowane przez neoliberalne centrum i establishment, to jednocześnie
zło wyolbrzymiane, niepoważne, i zło odświętne. Istnienie groźnej
ekstremy uprawomocnia praktycznie wszelkie ‘porządkujące’ działania
rządu, dlatego też liberalne media za wszelką cenę starają się straszyć
ekstremami, podając rzadkie przykłady pobicia jako czołówkowe newsy.
Walec historii, który po Polsce się przejechał jest walcem prawicy
poprawnie politycznej. Spór na linii Rząd, PiS, ONR… to spór w obrębie
jednej rodziny, która łatwo dochodzi do porozumienia w kluczowych
kwestiach takich jak: gospodarka, II RP, ocena PRLu, stosunek do
Piłsudskiego, Dmowskiego i inne…
Czemu jednak jedna prawica wydaje się być ‘normalna’ a druga - z trudem
zauważalna - określana jest mianem faszystowskiej? Czemu partie, które
głosują za upamiętnieniem NSZ, posyłają wojska na kolonialne wojny i
awantury i faktycznie sprawują totalitarną władzę przy pomocy dyktatury
kapitału nie są nazywane faszystowskimi? Bo robią to pod krawatem, a nie
w ciemnej bluzie i z kamieniem w łapie?
To właśnie jest prawicowy konserwatyzm, ten niedostrzegalny, ‘zwyczajny
faszyzm’ naszej ery, którego pewność siebie i pociągająca dla wielu
majętność zakrywa prawdziwą naturę zjawiska i rzeczywistą naturę
politycznej rzeczy.
I jak to często bywa - jest jeszcze gorzej niż się to z pozoru wydaje.
[1] Faszyzm to określenie odnoszące się do ruchu, który zawiera w
sobie - kluczowe - elementy narodowego socjalizmu. Takich elementów
nawet najbardziej radykalne grupki polskiej prawicy praktycznie nie
posiadają. Faszyzm jako kult państwa, kult umundurowanej partii i władzy
totalnej jest w Polsce kompletnie nieobecny. Mamy tylko tych, którzy
przedawkowali zalecaną dawkę IPNu i tych, którzy przesadzili z kultem
żołnierzy wyklętych, chcąc manifestować swoją miłość do nich nawet nawet
wtedy, gdy pora raczej na jesiennego grilla...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz